Strach i lęk
- Published in cz.Kontra

Strach to naturalny mechanizm samoobronny, ma on swoje racjonalne uzasadnienie. Boimy się zjeżdżać na linie w górską przepaść, boimy się zbyt szybkiej jazdy motocyklem, boimy się latać samolotem i skakać na spadochronie itd., jest nieskończenie wiele powodów do strachu wynikających z troski o życie i zdrowie.
Ponieważ strach ma jakieś racjonalne uzasadnienie, możemy go racjonalnymi argumentami oswoić. Strach bywa też nam przydatny, bez niego „nie czekając na pierwszego” możemy „zrobić coś głupiego”, np. skoczyć z wysoka bez spadochronu.
Choć jesteśmy wychowywani w kulcie „bohaterów”, tych „co się kulom nie kłaniają”, to przyznajmy, że człowiek pozbawiony strachu nie jest istotą normalną.
Jest strach i jest lęk. Lęk jest irracjonalny. Lękamy się ciemności, bo wydaje nam się, że czają się w niej potwory. Racjonalne wywody biologów, że nie istnieją zmutowane, dwumetrowe skolopendry spragnione ludzkiej krwi, czyhające akurat pod naszym łóżkiem, nie gaszą naszego lęku: nie ma racjonalnych argumentów wobec irracjonalnych emocji. Trzeba zapalić światło i sprawdzić, co tam jest pod łóżkiem.
Strach, a raczej jego przezwyciężanie, bywa bodźcem dla przedsiębiorczych, by czynić nasze życie lepsze, wygodniejsze, bezpieczniejsze. Ktoś kto trafnie zidentyfikował nasz strach, wymyślił spadochron, pasy bezpieczeństwa, szczepionki wobec groźnych chorób. Na lęku także zarabiają przedsiębiorcy: potrafią nam wcisną amulet przeciw urokom, lampę „feng-szui: odstraszającą zmutowaną skolopendrę, „cudowny lek” przeciw łysieniu lub starzeniu. Obecność kłamstwa jest ceną płaconą za wolność słowa. Trudno wyobrazić sobie genialnych urzędników odróżniających, kto uczciwie zarabia znajdując remedium na nasz strach, a kto robi nas w balona wykorzystując lęk. Instytucja państwa także powstała dzięki strachowi zakorzenionemu, nie bez powodu, w społeczeństwie. Celem istnienia państwa jest zagwarantowanie naszego bezpieczeństwa; gdy ta instytucja działa, nie musimy bać się przemocy ani od obcych, ani od swoich. Niestety, skoro istnieją nieuczciwi przedsiębiorcy podsycający nasze lęki i żerujący na głupocie; to podobnie na „wolnym rynku demokracji”, zdarzyć się mogą równie nieuczciwi politycy spragnieni władzy.
Warto było, w celach dydaktycznych, wysłuchać pana Putina występującego w rocznicę rozpętanej przez siebie wojny. Zdaniem tego pana, istnieje zbrodniczy spisek USA i krajów zachodniej Europy mający na celu zniszczenie Rosji i narodu rosyjskiego. Ten spisek doprowadził do opanowania Ukrainy przez faszystów, którzy za wszelką cenę chcą oderwać „słowiański kraj” od „bratniej” Rosji. Cenę za to płacą młodsi słowiańscy bracia. Perfidny zachód chce ich wykorzystać jako niewolniczą siłę roboczą, a w dodatku znieprawić narzucając LGBT i inne zwyrodnienia. Dlaczego „zachód” to robi ? Bo nienawidzi narodu rosyjskiego, widząc w nim zachowane ludzkie cnoty...Przecież każdy Rosjanin wie, że u nas żyje się „po Bożemu”, rodzina – mąż, żona, dzieci – jest szanowana, zboczenia potępiane; jesteśmy „tolerancyjni”, gotowi przyjąć do naszego „narodu rosyjskiego” każdego mało-, biało-, a nawet czarno- Rusa, jeśli tylko podziela nasze wartości; jesteśmy bezinteresowni, gotowi bronić nawet Włochów, Francuzów i zdrajców-Polaków, przed żydowską demoralizacją. I właśnie za to, że tacy jesteśmy, że jesteśmy „dobrymi ludźmi”, wysyła się na nas czołgi i rakiety, zabijające „nasze dzieci” walczące o uratowanie mieszkańców Charkowa i Chersonia.
Gdybyśmy chcieli z takim obrazem walczyć racjonalnymi argumentami, bylibyśmy jak ten biolog tłumaczący, że nie ma zmutowanych skolopendrów. „Tak, nie ma... mądrala, bo nie zajrzał pod nasze łóżko”. Możemy mówić, że nie ma w Europie i Ameryce Północnej kraju, zainteresowanego zbrojnym najazdem i przyłączeniem do swego kraju jakiegokolwiek skrawka rosyjskiego państwa. Przedsiębiorcy kapitalistyczni też nie chcą rakietami niszczyć rosyjskiej konkurencji, bo bardziej im się opłaca handel niż wandalizm. Nie istnieje także, w żadnym państwie krwiożercze, pedofilskie lobby, popychające armię do wojny i wypatrujące przez satelity swoje przyszłe ofiary: rosyjskie „blond-aniołki”. Nie ma napaleńców gotowych narzucać Rosjanom, jak mają żyć. Jeśli czymś Zachód zgrzeszył, to nie agresywnością, ale obojętnością. Nie chciał słuchać rzeczywistych rosyjskich patriotów, ostrzegających, że gdy Putin zdusi wolność w Rosji, to stanie się agresywny wobec sąsiedzkich państw; bo tyran i aligator nigdy nie jest nażarty.
Argumenty racjonalne nie przebiją się, bo lęki upowszechniane są lawiną słów, dźwięków i obrazów, sypiących się z mediów, gdy w proces „zarażania” lękami włączone są wszelkie instytucje państwa, zarówno szkolnictwo jak i policja. Możemy powtarzać złotą myśl Miłosza: „zaiste wariat na swobodzie największą klęską jest w przyrodzie”, lecz to nie z wariatem mamy do czynienia, lecz z cwanym przedsiębiorcą, cynicznie zarabiającym na ogłupieniu irracjonalnymi lękami innych.
Ponieważ zarówno wolny rynek w gospodarce, jak i w demokracji, oderwaliśmy od moralności, to kryterium oceny przedsiębiorcy nie jest jego uczciwość, ale osiągnięty zysk. „Para-farmaceuta”, który wmówi milionom 80-latków, że jego cudowny eliksir pozwolić dalej im się przyjemnie rozmnażać, gdy zarobi miliard dolarów stanie się wzorem dla innych przedsiębiorców. Nie brak więc także naśladowców nieuczciwych polityków. Niestety, nie brak ich również w Polsce; co gorsze – prawie jak Putin - dysponują mediami publicznymi i instytucjami państwa państwa by zarabiać na swym niecnym procederze. Nie posądzam ich, bez dowodów, że są na „putinowskim” pasku; być może tylko splagiatowali jego know-how. Na jedno wychodzi, bo im bardziej nasz rozum zostanie spętany irracjonalnymi lękami, tym słabsze są gwarancje naszego bezpieczeństwa.
Niedawno byliśmy świadkami, jak nasz premier pan Morawiecki gromko wzywał Niemców by, jak najszybciej, przekazali Leopardy II Ukrainie. Słuszny postulat, trzeba robić wszystko by dać ofiarze możliwość obrony przed agresorem. W atmosferze tego „pokrzykiwania” brzmiały jednakże fałszywe nuty, które akurat Niemcy nie mogli nam wytknąć. W grudniu 2015 r. Inspektorat Uzbrojenia MON podpisał umowę z Bumarem- Łabędy dotyczącą modernizacji 142 czołgów w terminie do 30.11.2021 r, przekazanych Polsce nieodpłatnie przez Niemcy, do standardu Leopard II A4. W realizacji kontraktu włączył się niemiecki producent Leopardów koncern Rheinmetall Defense. Leopardy to nie Abramsy, ale też jedne z najlepszych czołgów na świecie; tak czy owak mielibyśmy co dać Ukrainie, gdyby kontrakt ten był wykonany.
Niestety, wiecie – rozumiecie, najpierw ministrem był Macierewicz, potem z gestii MON grupę zbrojeniową przekazali Sasinowi, jako Ministerstwu Aktywów; w Bumarze zmieniło się z pięciu prezesów, zdaniem związkowców zakład doprowadzono na skraj upadłości. Leopardów zrealizowano 45, w tym, dzięki przyspieszeniu po wybuchu wojny – 20. Dopisano aneks do umowy przewidujących zakończenie modernizacji 142 czołgów w 2027 r. Wtedy będziemy mieli także Abramsy i koreańskie K-90, stając się europejską potęgą pancerną. Pech, że akurat nie w 2027 r., ale dziś Leopardów potrzebuje Ukraina; a raczej nie pech, tylko wina Niemców. Polak zawinił, Niemca powiesili...
Z określeniem „wina Niemców” się u nas nie dyskutuje. Tu właśnie pojawia się różnica między strachem a lękiem. Strach możemy i powinniśmy odczuwać wobec Putina, bo jego szaleńcza polityka zagraża naszemu bezpieczeństwu. Strach przed Putinem jest racjonalny i skłonić nas powinien do racjonalnych działań. W tych racjonalnych działaniach pierwszeństwo ma wzmocnienie własnego potencjału obronnego: dozbrojenie armii, zwiększenie potencjału zasobów zdolnych do szybkiej mobilizacji, opracowanie i przećwiczenie działań ratunkowych obrony cywilnej itd. Równolegle, zdając sobie sprawę z ograniczonych własnych możliwości, zadbać musimy o wsparcie sojusznicze. Decydować tu powinien rozum, nie emocje. Nasza sympatia do Stanów Zjednoczonych oraz – zasadna – wiara w ich potencjał, nie zmienia geografii. By ten amerykański potencjał można było rozwinąć, w celu obrony Polski przed atakiem rosyjskim, potrzebna jest trudna operacja logistyczna (przerzucenie przez ocean ludzi, uzbrojenia, amunicji itd.).
Kupiony w USA Abrams może stać na straży Puszczy Białowieskiej; ale tylko stać i odstraszać. By ruszył i walczył niezbędna jest dostawa ok. 250-300 ton materiałów (paliwa, amunicji, części zamiennej, wyżywienia dla załogi itd) dla jednego czołgu. Wyobraźmy więc sobie wysiłek logistyczny związany z mobilnością 200 tys., nowoczesnej uzbrojonej armii. Potencjał amerykański może być decydujący dla zakończenia wojny, ale w pierwszym etapie zdolność obronna Polski zależna jest od wsparcia ze strony państw europejskich. Od lat dyskutuje się nad stworzeniem Europejskiej Strategii Obronnej, nad konsolidacją sił obronnych i tworzeniem modelu współpracy przemysłu zbrojeniowego. Temat ten traktowany jest jako bardzo ważny przez Francję i Niemcy... i lekceważąco odrzucany przez Polskę. Przez kraj, który ze względu na swoje położenie najbardziej potrzebuje europejskiego wsparcia.
Dlaczego odrzucamy możliwość wzmocnienia bezpieczeństwa naszego państwa ? Dlaczego lekceważymy prawa obywateli, by żyć bez strachu przed wojną? Bo podobnie jak Putin, tak nasi rządzący mylą dobro państwa z własną żądzą nieograniczonej władzy. W imię tej żądzy sięgają po środki putinowskie, nazywając to zarządzaniem emocjami. Świadomie budzą irracjonalny lęk, by prezentować siebie jako jedynych obrońców przed „podłóżkowymi potworami”.
Gdybyśmy z wystąpienia Putina wymazali nazwy geograficzne, to sens (a raczej bezsens) byłby zbieżny z propagandą naszych „wodzów” sączącą się z mediów, programów szkolnych, „projektów” kulturalnych itd. Podejrzenie, że pod mym łóżkiem kryją się gigantyczne skolopendry, traktowane jest jako umysłowa dewiacja; wywód, że KE chce nam zmuszać do jedzenia robaków przyjmowany jest jako poważny głos „zaniepokojonego obywatela”. Celowo podnieca się ludzi wizjami spisków mających na celu „zgejowanie” dzieci, by zmieniać je w towar dla zblazowanych zboczeńców. Wmawia się, że jedynym ratunkiem jest uzbrojenie ministra w pistolet i uprawnienia policyjne, bo tylko w ten sposób obroni szkoły przed szturmem „bojówek LGBT”. Utwierdza się ludzi w przekonaniu, że są „niewinnymi ofiarami”, „dobrymi ludźmi”, których wodzi na pokuszenie i demoralizuje podstępny wróg, byśmy zgnili jak Zachód. Jeśli to nie jest putinizm w stanie czystym, to jak inaczej nazwać taki rodzaj przedsiębiorczości politycznej.
Najgroźniejsze dla naszego bezpieczeństwa jest „zarządzanie lękiem” przed Niemcami. Historia naroiła się dramatami budującymi uprzedzenia. Nie da się o tym zapomnieć. Powinniśmy jednak umieć odpowiedzieć na pytanie: co z tym robimy...Uznanie Niemców za wiecznych wrogów determinuje nasz polityczny wybór. Niemcy, w naszych oczach, są złe, bo kiedyś mordowały homoseksualistów, są złe – teraz – gdy gej jest burmistrzem Berlina. Niemcy są złe, gdy były antysemickie, i jeszcze gorsze, gdy tam Żydzi rządzą. Obojętne, kto rządzi państwem niemieckim, czy faszyści czy socjaldemokraci; obojętne, co konkretnie robi rząd niemiecki: jest dla nas zawsze niebezpieczny. Gdy nie było Unii, obawialiśmy się antyeuropejskiej, mocarstwowej polityki niemieckiej. Gdy na rzecz związku państw europejskiej Niemcy zrezygnowały z samodzielnej polityki zagranicznej, obronnej, monetarnej, gospodarczej; gdy dobrowolnie zgodziły się na podległość UE; mówimy, że to unia wpadła pod niemiecką hegemonię.
Szerzenie lęków antyniemieckich było „racją stanu” PRL. W wojsku uczono strzelać do tarczy z Niemcem, w szkołach wbijano do głowy „jak świat światem Polak z Niemcem nie będzie bratem”, w kinie były „Krzyżaki”, a „patriotyzm” wyrażano słowami Roty: „nie będzie Niemiec pluł nam w twarz”. Za Gomułki i Gierka to szerzenie lęków było zrozumiałe, władza genseków zależna była od Moskwy, antyniemieckość tłumaczyła dlaczego oddaliśmy się pod sowiecką opiekę. To co za Gomułki było racjonalne, dziś krąży w sferze aberracji. Powielamy antyniemieckość PRL, propagandyści rządowi są zbyt głupi by wymyślić coś nowego, a zresztą po co...Świadomość starszego pokolenia jest ukształtowana gomułkowszyzną, łatwiej ugruntowywać przesądy niż wbijać w łby nowe. Gomułce chodziło o mocniejsze związanie Polski z ZSRR, o co zaś chodzi współczesnym plagiatorom jego propagandy...
Posługujący się tytułem profesorskim pan Krasnodębski, z zawodu europoseł, głosi, bez zmrużenia oczu: Niemcy są groźniejszym wrogiem niż Rosja. Odwołując się do takowego profesorskiego argumentu to samo powtarza pan Kaczyński, czyniąc z tego kanon polityki zagranicznej rządu. Słowa mają swoje konsekwencje. Jeśli uważamy Niemców za większych wrogów, to nie w Berlinie, ale w Moskwie powinniśmy szukać sprzymierzeńców. Jeśli UE, jako objaw hegemonii niemieckiej, jest nam wstrętna; to starać się należy o odtworzenie Układu Warszawskiego. Jest to oczywista implikacja antyniemieckości. Udając patriotyzm schodzi się do poziomu ruskiej onucy, z naiwnością godną Szczęsnego Potockiego, wierzącego Targowicy, że matuszka Caryca Katerina pozwoli zachować polską wolność.
Gra emocjami, budzenie lęków przez nieuczciwych przedsiębiorców jest ograniczone literą prawa. Są granice, których nie wolno przekraczać na wolnym rynku gospodarki. Nie dotyczy to jednak wolnego rynku polityki. Mając władzę, mając pieniądze i wszelkie zasoby instytucji państwowych, psychopata może bezkarnie budzić irracjonalne lęki: śmieszyć, straszyć i tumanić. I tym psychopatą jest nie tylko pan Putin.
dla cz.info.pl Jarosław Kapsa
Na ilistracji litografia Edvarda Muncha „Krzyk”.