Banner Top

Historie Jarosława Kapsy. Opowieść 40

POGROMY W ŻYDOWSKIEJ DZIELNICY - W czwartek i piątek, przed szabasem, Stare Miasto zmieniało się w targowisko.

Z ustawionych na ulicach straganach sprzedawano wszystko co Żydom i chrześcijanom do szczęścia było potrzebne: świeże mleko, koszerne mięso, kolorowe materiały, spodnie, koszule, buty, grzebienie, lusterka...i owoce: dorodne gruszki, jabłka, śliwki zwożone z mirowskich i mstowskich sadów.

Śliwki z targowiska stały się w 1902 r przyczyną pierwszego pogromu[1]. Sprzedawał je wprost z koszy ustawionych na chodniku Dawid Oderberg. Kupująca była zażywna mieszczka pani Teofila.

Jak to na targowisku bywa towar nie przepadł do gustu nabywcy, nabywca coś powiedział ( z pani to żadna kupcowa), usłyszał w zamian „ty, paskudny Żydzie”... Kosz ze śliwkami został rozsypany, mieszczka poszarpana... W obronie pani Teofili wystąpili inni chrześcijańscy nabywcy, zbiegli się łakomi awantury chuligani... I tak, z głupiej sprawy zrobiła się poważna awantura, z demolowaniem straganów, wybijaniem okien, z biciem żydowskich mieszkańców. Zamieszki ogarnęły Stary Rynek, ul. Krakowską i Warszawską, do grup chuliganów przyłączyli się robotnicy wychodzący z fabryk Peltzera, Hantkego i Szpagaciarni... Przerażony ogromem przemocy prezes żydowskiej Gminy Henryk Markusfeld wysłał telegram do Warszawy domagając się od władz uspokojenia sytuacji. Pomoc okazała się jeszcze gorszym nieszczęściem. Prezes Markusfeld został pobity przez  Kozaków, szwadron rosyjskiej jazdy zamiast chronić bezpieczeństwo niszczył, rabował, bił i gwałcił ukazując tym samym miejscowym jak powinien wyglądać prawdziwy imperialny pogrom.

Wydarzenia z 1902 r odbiły się szerszym echem w prasie syjonistycznej, były kolejnym dowodem antysemityzmu  opanowującego Imperium Romanowów.  Niewątpliwie też świadczyły, że przemoc antyżydowska jest chorobą zaraźliwą, dotykającą także polskich, katolickich mieszczan.

Potwierdzeniem tego był drugi pogrom, jaki nastąpił w 1919 r,w pierwszym roku Niepodległej Rzeczpospolitej. Doszło do niego w maju 1919 r, gdy w dalekim Paryżu debatowano nad wytyczeniem granic nowo powstałej Rzeczpospolitej. Początkiem było zajście przed kamienicą nr 21 w Alejach. 27 maja, ok godz. 14.00 nieznany osobnik strzałem z rewolweru zranił w głowę żołnierza: Stanisława Dziadeckiego ordynansa 27 p.p. W/g świadków sprawcą był młody Żyd ubrany w marynarkę. Wezwana policja przeszukała pomieszczenia nie znajdując zamachowca. Tłum wyciągnął z mieszkania felczera Nasanowicza, oskarżając go o zbrodnię; pobitego felczera przed linczem uratowała policja. Nie na długo; tłum ponownie atakując wyrwał z rąk policyjnego patrolu Nasanowicza i zmasakrował. Podniecone dokonaną zbrodnią masy ludzkie ruszyły w kierunku żydowskiego Starego Miasta. Na Starym Rynku splądrowano 8 mieszkań żydowskich, bito napotkanych na ulicy Żydów. Przy okazji ciężko poraniono policjanta Mazurkiewicza i pobito kilku innych funkcjonariuszy próbujących powstrzymać szalejący tłum. Spokój przywróciła dopiero interwencja wojska. W efekcie zajść zabito na miejscu trzy osoby: wspomnianego felczera Nasanowicza, Chemje Gotlib, Muszka Brokmana. Zraniono ciężko 11 osób, w tym dwie zmarły wskutek poniesionych obrażeń. 14 osób lżej rannych trafiło do szpitala.

Zaledwie pół roku po odzyskaniu niepodległości Częstochowa stała się miejscem ohydnych zajść przypominających podsycane przez carską żandarmerię pogromy czarnej sotni. Podobne pogromy miały miejsce także w innych miastach ( np. we Lwowie), lecz nie jest to usprawiedliwieniem naszej wspólnoty.

W ostrym tonie zajścia potępił daleki od filosemityzmu „Goniec Częstochowski”. Czytamy w nim: „w chwili, kiedy naprężenie na granicy Śląska wzrasta i grozi lada chwila katastrofą, nieodpowiedzialny tłum, złożony przeważnie ze zdziczałych wyrostków, kierowany przez agentów i prowokatorów niemieckich, dał się wciągnąć do krwawych zajść, które w ostatecznym wyniku Polsce szkodę przyniosą (...) Obywatele! Piętnując tę ohydę apelujemy do waszych sumień, do zdrowego rozsądku większości (...) Potępiamy i piętnujemy niecne czyny jednostek przekupionych, które ośmielają się kierować broń przeciw żołnierzowi polskiemu (...) ale jednocześnie uważamy, że w żadnym wypadku tłum uliczny nie może wymierzać sprawiedliwości....[2]”

Brzmiał w tych słowach ton XIX – wiecznego liberalizmu, przekonania, że Państwo Polskie powinno być państwem prawa i porządku. Niestety, wiek XIX należał już do przeszłości, wkrótce, w latach 30-tych w Europie na ulicach zapanowała ludowa krzepa nacjonalizmów.

W pobliżu obecnego „ryneczku”, gdzie ul. Wały Dwernickiego łączą się z Alejami, pod istniejącym  od zawsze sklepem z wyrobami metalowymi ( przed wojną sklep Zelwera, po wojnie Union), doszło 19 czerwca 1937 r. do tragicznej w skutkach kłótni między dwoma młodymi ludźmi: 26 – letnim rzeźnikiem Joskiem Pędrakiem a 28 – letnim tragarzem Stefanem Baranem. W wyniku zajścia Pędrak strzałem z rewolweru zabił Barana[3].... Efektem tej tragedii były trwające dwa dni zajścia antysemickie: pobicie kilkudziesięciu ludzi, zniszczenie wielu sklepów, lokali usługowych  a nawet mieszkań prywatnych.

Nie były to jedyne zajścia antysemickie w tym czasie w Polsce. Trwał wówczas proces Doboszyńskiego za najazd na Myślenice, podobne częstochowskim pogromy dokonywały się w Brześciu, Mińsku Mazowieckim, Przysusze, w wielu innych miastach i miasteczkach. Bieda, trudny okres przezwyciężania kryzysu, rodziła nastroje radykalne. Pogłoska o tym, że Żyd zabił Polaka rozlała się więc natychmiast po naszym mieście. Po południu zgromadził się na Alejach tłum, wśród którego byli widoczni młodzi aktywiści Stronnictwa Narodowego. Tłum ten ruszył II Aleją wybijając szyby w żydowskich sklepach, następnie rozruchy rozlały się po całym mieście. Niszczono sklepy na Starym Rynku, na Mirowskiej, Nadrzecznej, Garncarskiej, Strażackiej, Katedralnej, Piłsudskiego... Inne grupy dokonywały napadów na lokale na ul. Dąbrowskiego, św. Barbary, św. Rocha...Na ul. Kościuszki próbowano podpalić dom rabina Asza, w III Alei zniszczono jedyną w tej części miasta piekarnię żydowską. Wybijano szyby także w mieszkaniach na pierwszych i drugich pietrach w Alejach. Rozbój skutecznie ograniczyła policja, broniąc przed zniszczeniem I Aleję, a następnie rozpędzając grupy pogromowców.

Delegacja gminy żydowskiej udała się do Warszawy prosząc ministerstwo spraw wewnętrznych o ochronę. Echem zajść były interpelacje składane w Sejmie. Ostre słowa potępienia pogromu wypowiedział minister Sławoj-Składkowski.

Już kilka dni po pogromie doszło przed sądem w Częstochowie do rozprawy przeciw zabójcy Barana.[4] Zeznania świadków pozwoliły prześledzić przyczynę zajść. Ostateczną wersję podał sąd w obszernym, kilkustronicowym uzasadnieniu wyroku[5].

Do tragedii doszło w sposób przypadkowy. Przed sklepem żelaznym Zelwera 19 czerwca stał Josek Pędrak rozmawiając i żartując z synem właściciela Abramem. W tym czasie przechodził obok Stefan Baran ciągnąc załadowany towarem wózek. Dyszlem wózka zaczepił Abrama, co spowodowało ostrą wymianę zdań. Włączył się do niej Pędrak, pytając Abrama: co chce ten szajgiec...Baran urażony słowem „szajgiec” zwrócił się do Pędraka z zaczepnym pytaniem: coś ty taki ważny; czyniąc przy tym gest zdejmowania marynarki...Pędrak wyjął za pasa rewolwer i mierząc w stronę Barana krzyczał: jak ci skóra swędzi, to podchodź, już ci skóra zmierzchła...Było to w biały dzień, wśród ludzi...Jeden z przechodniów, pan Kapitański, próbował powstrzymać awanturę, mówiąc: „co wymus chcesz zrobić, pieniędzy na wódkę...”. Baran, mimo że był mitygowany i osłaniany przez postronnych ludzi, nie przerywał prowokacyjnego zachowania.  Chowając się miedzy ludźmi rzucał kamieniami w Pędraka...Ten ostatecznie wystrzelił z rewolweru trafiając tragarza prosto w pierś...Po strzale próbował uciec, lecz złapany przez przechodniów został doprowadzony na komisariat. Rannego Barana zaniesiono do pobliskiego szpitala Najświętszej Maryi Panny, gdzie - mimo natychmiast udzielonej pomocy – zmarł.

Sąd oceniając zajście nie zgodził się z twierdzeniem oskarżonego Pędraka, jakoby użył on broni w obronie koniecznej. Uznał, że Baran nie zagrażał uzbrojonemu Pędrakowi, ten zaś celowo prowokował go słowami o swędzącej skórze. Sąd uznał za udowodnioną winę i uzasadnioną kwalifikację z art 225 KK (świadomie popełnione morderstwo). Zdaniem Sądu oskarżony mógł uniknąć całego zajścia. „Uporczywość i natarczywość, z jaką prowokował on denata, świadczą o tym, że chciał on umyślnie kierując się – zdaniem Sądu – nienawiścią rasową, wytworzyć taki stan rzeczy, w jakim mógłby użyć przeciwko chrześcijaninowi broni. Zabójstwo Barana było dokonane przez Pędraka bez powodu, przy czym oskarżony nie wykazał żadnej skruchy, a jeszcze po śmierci szkalował Barana, pomawiając go o wymuszanie pieniędzy..”. Sąd skazał zabójcę na karę dożywotniego więzienia, z pozbawieniem praw obywatelskich.

Wyrok był surowy, ale trzeba pamiętać, że wówczas za zabójstwo często wymierzano karę śmierci.   Zabójstwo z nienawiści  rasowej... Może i słuszna była taka kwalifikacja Sądu, ale ta sama nienawiść rasowa zdecydowała o prowokacyjnym i agresywnym zachowaniu ofiary. A kilka godzin później nienawiść rasowa wylała się wraz z tłumem na ulicę, by niszczyć mienie prywatnych  ludzi...

W tym samym dniu Sąd Okręgowy w Częstochowie rozpatrywał także inną sprawę, tym razem dotyczącą „narodowców”. Ośmiu mieszkańców Krzepic zostało skazanych na kary 6 miesięcy   więzienia za to, że w dniu 1 maja rozbili pochód majowy PPS. Sprawcy kamieniami i kijami poturbowali szereg osób, uniemożliwili wystąpienia posła Kazimierczaka., zniszczyli dwa sztandary PPS i sztandar ZMW „Wici”... Takie to były czasy.

dla cz.info.pl Jarosław Kapsa

Na zdjęciu 1. prezes żydowskiej Gminy Henryk Markusfeld

Przypisy
[1] Opis wydarzenia na podstawie artykułu K. Szwartza „Czestochow Becomes Miast” w www. Jewishgen.org. Yiskor/czestochowa1
[2] „Goniec Częstochowski” 29.05.1919 nr 114 s 3
[3] Goniec Częstochowski nr 140 z 22.06.1937 r s.4
[4] Goniec Częstochowski nr 148 z 2 07. 1937 r s. 4
[5] Goniec Częstochowski nr 171 z 29. 07.1937 r s 3 i 4

Banner 468 x 60 px

Banner 468 x 60 px