W rytmie serca – magiczny wieczór w Domu Poezji

11 października przypada rocznica śmierci częstochowskiej poetki Haliny Poświatowskiej, która urodziła się maja 1935 roku w Częstochowie w domu przy ulicy 7 Kamienic 9. W 52. rocznicę śmierci Muzeum Częstochowskie uczciło pamięć 32-letniej poetki organizując w Domu Poezji, przy ulicy Jasnogórskiej 23 wieczór poświęcony jej pamięci i twórczości.

Miejsce, dom i ogród gdzie mieszkała, o których pisała, obecnie ma status muzeum. Zgromadzono w nim liczne pamiątki, wydawnictwa, fotografie, dokumenty. Kustoszem muzeum jest pan Zbigniew Myga, młodszy brat poetki, który bardzo dba o wizerunek i dobrą pamięć o swojej siostrze.

Spotkanie zatytułowane „W rytmie serca” – no bo jak inaczej, jeśli niemal całe życie to ciągle zmaganie się z chorobą serca i poezja przelepiona czułością, miłością. Mądra i błyskotliwa. Poetka – wykształcona również w Stanach Zjednoczonych pani filozof, chorowała na nieuleczalną wówczas chorobę – wadę zastawki dwudzielnej.

Cała biografia Haliny Poświatowskiej, liczne monografie, fakty i wspomnienia są ogólnodostępne, więc w tym miejscu może o samym spotkaniu i o tym, co tam zostało powiedziane i opowiedziane. Wspomnienia i opowieści przeplatane recytacją wierszy snuły się lekko, kameralnie i niemal rodzinnie, a pani Agnieszka Łopacka z Teatru im. Adama Mickiewicza tak sugestywnie recytowała słowa poezji - sama się przy tym wzruszając - że niemal słychać było przelatującą pszczołę, mruczenie kota, czy szept wiatru… i chwilami nic poza tym… Fakty z życia poważnie, zabawnie, troskliwie i z dumą przedstawiał pan Zbigniew Myga. Zaznaczył, że rolą jaką sobie ceni najbardziej jest popularyzacja twórczości i wiedzy o Poświatowskiej, dbałość, aby jak najwięcej ludzi ją czytało oraz zapewnienie jej godnego miejsca w kulturze.

***
przychodzi do mojego domu
jak zmarznięty bocian
pytam - poezjo co ci

a ona mówi
że już jest oswojona
i że prosi o kroplę mleka

...

Odkąd cię poznałam, noszę w kieszeni szminkę,
To jest bardzo głupie nosić szminkę w kieszeni,
Gdy ty patrzysz na mnie tak poważnie, jakbyś w moich
Oczach widział gotycki kościół...

Hasia w domu rodzinnym miała niebywałą siłę osiągania tego co chciała, czy przymioty ducha czy też przywileje wynikające z wątłego stanu zdrowia sprawiały, że całe życie koncentrowało się wokół niej. Czy trzeba było zdobyć przysmaki, czy biec nocą do apteki – od tego zawsze był młodszy brat. W trakcie opowieści dowiadujemy się, że dom, w którym jest ktoś tak ciężko chory, rządzi się swoimi prawami, że młodsze dzieci dojrzewają dużo szybciej niż rówieśnicy, bo rodzice bardzo często poświęcają czas i uwagę najsłabszemu dziecku. Podróżując w przestrzeni i czasie w ślad za Hasią dowiadujemy się, iż niemal od dziecka była skazana na poezję, od kiedy nauczyła się mówić – rymowała, od kiedy nauczyła się pisać – pisała wiersze.

Zresztą też poetycko i dowcipnie potrafiła wytknąć młodszemu bratu „nadwrażliwość” na śniadaniową papkę:
Cytuję w ślad za słowami pana Zbigniewa:

„Hipochondryk to jest taki, co go w brzuchu bolą flaki
I bolą go niesłychanie, zwłaszcza kiedy je śniadanie”

Zawsze, nawet po śmierci, Halina jest niejako cały czas obecna – jakby nigdy nie odeszła. Najważniejsze dla niej były wiedza, edukacja, samorealizacja, ale również dbałość o ciało i urodę. Pod kątem rozwoju i edukacji dbała i wymagała też wiele od swego brata. Podkreślał, iż to co ona powiedziała było święte: kazała pisać dyktanda – pisał, kazała głośno czytać Szekspira – czytał, pilnowała nauki wierszy po rosyjsku na pamięć – uczył się.

Związek poetki i jej brata objawiał się również w prozie życia, choćby w postaci dostarczania wiktuałów do Krakowa, gdzie Poświatowska mieszkała w Domu Literatów – aby ona sama nie musiała stać w kolejkach. Opowiadał jak dzięki niej poznał wiele wartościowych, ciekawych miejsc i osobowości: Piwnicę pod Baranami, Klub pod Jaszczurami, Jamę Michalikową, gdzie los zetknął go z Janem Sztaudyngerem, Stanisławem Grochowiakiem czy Wisławą Szymborską, którzy uważali, że Halina nie tylko może, ale wręcz powinna pisać.

Zgromadzeni usłyszeli o jej szalonym powodzeniu wśród mężczyzn. O ludziach ważnych w jej życiu: przyjaciołach, lekarzach, literatach ale także o mamie, siostrze, przyjaciółkach z czasów pobytu w Stanach Zjednoczonych i o niezwykłej magiij miłości i szacunku do kotów, które zdaniem poetki, najbardziej ze wszystkich stworzeń się Panu Bogu udały. Ten pogląd i pasję dzieliła z siostrą Małgorzatą, również we wspomnieniach bardzo mocno obecną. Podobno tradycja rodzinna – „kociarstwo” – kultywowana jest do dziś.

Wątek mężczyzn i kobiet, przyjaciół rodziny, lekarzy - był szeroko omawiany na spotkaniu, chyba najwięcej casu poświęcono właśnie temu tematowi – osobom, które związane były z poetką mniej lub bardziej. Ilekroć Haśka przyjeżdżała, to zawsze w otoczeniu przyjaciół, znajomych. Podobno w trakcie pobytu w Domu Literatów ustawiały się do niej kolejki wielbicieli. Doskonałym podsumowaniem tej tezy, tego faktu niech będą słowa Stanisława Grochowiaka:

„Nie była ładna, była na to zbyt piękna
Nie była tkliwa, była na to zbyt czuła.”

Jak wspomina pan Zbigniew drzwi jej pokoju w Domu Literatów się nie zamykały: a ten przyniósł dwie cytryny, inny znów wiersz do przeczytania inny ktoś do przesłuchania płytę. Pewnego razu w ich domu rodzinnym gościł najprawdziwszy angielski lord, którego jednak częstochowskie zwyczaje wielkanocne (strzelanie z petard, głośne świąteczne fetowanie), czy też konieczność pochylenia głowy, czy klękanie przez obrazem Matki Boskiej – mocno wprawiły w dyskomfort i sprawiły, iż lord nie nadawał się do częstochowskich realiów.

Przebywając w szpitalach, sanatoriach żyła, tworzyła, udzielała się towarzysko, poznała swego późniejszego męża Adolfa Poświatowskiego, malarza i studenta Szkoły Filmowej w Łodzi. Pomimo zakazów lekarzy, sugestiom rodziny i wbrew rozsądkowi wzięli ślub. Małżeństwem byli tylko dwa lata. Na skutek choroby i śmierci ukochanego, w wieku 21 lat poetka została wdową. Adolf zmarł nagle podczas kręcenia filmu dyplomowego. Miał wówczas wystawę swoich prac malarskich w jednej z sal filmówki i gdy ojciec Haliny pojechał tę wystawę likwidować, zastał puste ściany – wszystkie obrazy się rozpłynęły.

Wątek ojca zresztą przewija się we wspomnieniach jako tego, który musiał na ten „cały bałagan” zarabiać - pracowity, cichy, kochający rodzinę. No, może miał jedną wadę, a mianowicie brak talentów kulinarnych, co zresztą pan Zbigniew z siostrą Małgorzatą wybaczali i wspomagali go w tych działaniach, wtedy gdy Halina z mamą przebywały na leczeniu.

Zarówno ojciec, jak i profesor Aleksandrowicz bezwzględnie rozpieszczali poetkę, kochali ojcowską bezwarunkową miłością i stawiali na piedestale – zważywszy, że z chwilą straty męża należało leczyć nie tylko ciało, ale przede wszystkim duszę.

Fakt, że została poetką zawdzięcza zdaje się profesorowi, gdyż to on właśnie zaprosił do kliniki Wisławą Szymborską i Tadeusza Śliwiaka, a w konsekwencji na łamach czasopisma „Zebra” Halina Poświatowska miała swój prawdziwy debiut – i w ten sposób w pewnym sensie profesor stworzył podwaliny powszechnej dziś terapii zajęciowej.

Nie potrafię inaczej
W środku ciała
jest kot wygięty pragnieniem
wołający o człowiecze ręce…

We wspomnieniach z życia poetki są momenty, kiedy jej dom rodzinny stawał na głowie za sprawą jej obecności – bo mieszkając w swoim niedługim życiu w wielu miejscach poobijana życiem, wracała do Częstochowy naładować akumulatory. A wtedy ważne stawały się np. się spacery, pokrzywy i deszczówka do mycia włosów.

Halina Poświatowska uwielbiała miejsca, kochała Nowy Jork, określając mianem miasta jej życia, tęskniła za Krakowem i chciała przekonać rodzinę alby się tam przenieśli. Do Częstochowy przyjeżdżała aby się odratować, odkarmić, odetchnąć.

Określając jej poezję pan Zbigniew Myka bardzo zdecydowanie odciął się od szufladkowania jej w nurcie poetów wyklętych, kaskaderów literatury, stawiana jej w jednym szeregu z Markiem Hłaską, Rafałem Wojaczkiem czy Edwardem Stachurą – podkreślając, że Halina Poświatowska bardzo kochała życie, bardzo chciała żyć, Ponadto przytoczył opinię Wisławy Szymborskiej, że tak jak Poświatowska, jeszcze nikt nie pisał, że jej poezja była czymś w rodzaju osobnego gatunku. Szymborska uczyniła parę wyjątków, m.in. dla Poświatowskiej dedykując jej jeden ze swoich utworów „Autotomia” rozpoczynający się od słów: W niebezpieczeństwie...

Przytaczając słowa oddanego brata i kustosza Domu Poezji wiemy, że poetka będąc ciężko doświadczoną przez życie, w swoich wierszach zawarła siebie: swój życiorys, swoje niepokoje i być może jej choroba wyzwoliła dodatkową wrażliwość na sprawy serca, na sprawy ciała, na sprawy miłości. Jej twórczość jest obrazem jej życia. Poezja też była sposobem na odreagowanie niepokojów. Jej twórczość, jej słowa są aktualne, tętniące do dziś i przetrwają w pamięci czytelników, miłośników jej pisarstwa jeszcze wiele, wiele pokoleń.

Rodzina Haliny Poświatowskiej poleca książki: Marioli Pryzwan „Poświatowska we wspomnieniach”, jak również książka „Uparte serce” napisana przez panią Kalinę Błażejowską, która poświęciła tej książce kilka lat życia – przepiękna książka, prawdziwa i prawie bez błędów. Prawie, bo skrupulatny młodszy brat doszukał się jednego błędu: Halina nigdy nie miała w pokoju literackim na ul. Krupniczej kuchenki gazowej. Książka choć beletryzowana, pozwala wspaniale się czytać i z uwagi na krótkie życie poetki wątki odautorskie wzbogacają jej treść. Zresztą sam Zbigniew Myka również napisał o siostrze 11 opowiadań, tętniących życiem, o domu, bez rozpamiętywania choroby.

Trzy tomy poezji ukazały się jeszcze za jej życia: „Hymn bałwochwalczy” (1957), „Dzień dzisiejszy” (1963), „Oda do rąk” (1966) i pośmiertnie „Jeszcze jedno wspomnienie” (1968). Godny polecenia jest również projekt „Poświatowska/Radek – Kim Ty jesteś dla mnie - gdzie Janusz Radek śpiewa wiersze poetki, m.in. Kiedy umrę kochanie...

„Widziałam ostatnią pszczołę. Wygrzewała się na skrawku słońca zachwycona [...]
Usiadłam obok niej cicho, nie chcąc jej spłoszyć, spytałam:
Co robiłaś w życiu? miód –
mruknęła nie poruszając
skrzydłem czy dobrze jest
robić miód?
o – dobrze
i tylko tyle?
tylko ..[…]

dla cz.info.pl AgaO; foto: Kornel Orłowski, zbiory prywatne Zbigniewa Mygi

tgl 728x90