• Żeby zrobić zakupy na Wielkanoc, trzeba na nie zarobić. W zależności od wysokości wynagrodzenia na wypełnienie spożywczego koszyka przed świętami musimy pracować od kilku godzin do kilku dni.
• Duże sieci handlowe oferują szereg rabatów oraz promują marki własne. Jednak i tak wiele z produktów będzie droższych niż rok wcześniej.
• Według danych z wielkanocnego raportu Grupy Progres, mieszkańcy Polski nie tylko zwracają większą uwagę na ceny, ale szukają też różnych sposobów, by ich pensja nie ucierpiała za bardzo po wizycie w sklepie spożywczym. Wielu z nich liczy na pomoc pracodawcy i dodatki do wynagrodzenia.
• Nie tylko benefity, ale i praca dorywcza lub nadgodziny to metoda Polaków na dodatkowy zarobek przed świętami.
• Popularnym sposobem na świąteczne wydatki są kredyty, które zaciąga wiele osób. Jak podaje BIK, sprzedaż pożyczek pozabankowych w lutym br. osiągnęła poziom 712,8 mln zł. Co może potwierdzać, że polskie gospodarstwa domowe finansują potrzeby związane z bieżącymi potrzebami kredytem konsumpcyjnym.
Zbliżająca się Wielkanoc dla domowych budżetów oznacza dość spore wydatki. Ich dużą część pochłoną zakupy spożywcze, na które nasi rodacy przeznaczą od 100 do nawet 1 000 zł. Jak wynika z badania Santander Consumer Banku „Polaków Portfel Własny: Wiosenne wyzwania 2023", najwięcej z nas – bo 27 proc. – chce zostawić na świątecznym stole od 501 do 1 000 zł. 24 proc. ankietowanych na zakupy spożywcze wyda od 301 do 500 zł, a 18 proc. od 201 do 300 zł. Co dziesiąty Polak przeznaczy na ten cel od 101 do 200 zł.
Żeby zrobić zakupy na Wielkanoc, trzeba na nie zarobić. Osoby, które otrzymują przeciętne wynagrodzenie – według danych GUS w lutym wynosiło ono 7 065,43 zł brutto – na wypełnienie spożywczego koszyka przed świętami (o wartości od 500 do 1 000 zł), muszą pracować od 2 do 4 dni. Polacy z minimalnym wynagrodzeniem (3 490 zł brutto), chcący wydać podobne kwoty, powinni przeznaczyć na pracę od 3 do 5 dni. Nawet jeśli wydamy mniej – czyli, jak deklaruje 24 proc. badanych od 301 do 500 zł lub między 201 a 300 zł (18 proc. Polaków), to i tak na wielkanocny wikt trzeba będzie pracować od kilku do kilkudziesięciu godzin. Wydatki i liczba dni, które musimy przepracować, żeby je pokryć, wzrosną, jeśli w planach – oprócz zakupów – będzie też podróż do rodziny – w zależności od środka transportu i odległości – trzeba będzie przeznaczyć na nią od kilkudziesięciu do kilkuset złotych. Nawet, gdy weźmiemy pod uwagę, że od środy, 1 marca ceny biletów w PKP Intercity spadły niemal do poziomów sprzed podwyżki wprowadzonej 11 stycznia br. Na połączenia kategorii TLK i IC są one średnio o około 11 proc. niższe, a dla kategorii EIC i EIP – zmniejszyły się średnio o około 15 proc.
Uwaga na promocje
Duże sieci handlowe oferują szereg rabatów oraz promują marki własne – tańsze od markowych produktów. Jednak i tak wiele z produktów będzie droższych niż rok wcześniej. Według najnowszych danych GUS, wzrost cen żywności osiągnął w lutym br. 24 proc. w perspektywie rok do roku. Co więcej, na „promocje” trzeba mocno uważać. Na szczęście wielu Polaków jest czujnych i nie daje się oszukać. Pomocna w tym przypadku jest również dyrektywa Unii Europejskiej – Omnibus. Z raportu firmy badawczej Quality Watch, która o Omnibusa zapytała 1 042 Polaków, wynika, że aż 64 proc. badanych zetknęło się̨ z informacjami dotyczącymi przepisów nakazujących podawanie najniższej ceny z ostatnich 30 dni w przypadku produktów promocyjnych. Co więcej, w opinii konsumentów, gdyby promocyjna cena produktu okazała się̨ wyższa niż̇ cena z ostatnich 30 dni, to 46 proc. badanych zdecydowałoby się̨ na zakup produktu w innym sklepie, a 22 proc. w ogóle zrezygnowałoby z zakupów tego produktu. Jedynie 7 proc. badanych kupiłoby produkt mimo wyższej ceny, a 8 proc. poprosiłoby sklep o obniżenie ceny do najniższej z ostatnich 30 dni. Inną strategią, preferowaną przez 17 proc. respondentów, byłoby przeczekanie aż̇ cena „wróci” do niższego poziomu.
Według danych z wielkanocnego raportu Grupy Progres, mieszkańcy Polski nie tylko zwracają większą uwagę na ceny, ale szukają też różnych sposobów, by ich pensja nie ucierpiała za bardzo po wizycie w sklepie spożywczym. Wielu z nich liczy na pomoc pracodawcy.
– Najczęstszą formą wsparcia pracowników przed świętami, którą obserwujemy w polskich firmach, są dodatki do wynagrodzenia. One wśród pracowników cieszą się obecnie bardzo dużą popularnością, szczególnie te przybierające formę bonów na zakupy w sklepach danej marki lub kart przedpłaconych. W przypadku osób zatrudnionych w sieciach spożywczych oferowane są im np. zniżki na zakupy lub wybrane produkty niezbędne na wielkanocnym stole – mówi Paweł Dąbrowski, prezes spółek operacyjnych w Grupie Progres. – Rzadziej natomiast można liczyć na wsparcie w pokryciu kosztów wyjazdów świątecznych – dodaje Paweł Dąbrowski.
Świąteczne fuchy i nadgodziny
Nie tylko benefity, ale i praca dorywcza lub nadgodziny to metoda naszych rodaków na dodatkowy zarobek. Jej popularność rośnie szczególnie w okresach przedświątecznych. Jak wynika z raportu Grupy Progres i SeniorApp, już w pierwszej połowie ubiegłego roku, liczba osób zainteresowanych dodatkową pracą zwiększyła się o 165 proc. Wzrosło też zainteresowanie pracą tymczasową i sezonową – starało się o nią o 20 proc. więcej kandydatów niż w analogicznym okresie 2021 r. Polacy chętniej podejmują tego typu zajęcia zarówno w danej firmie, jak i w formie zlecenia od osób prywatnych. Obejmują one np. robienie zakupów, sprzątanie mieszkania czy przygotowanie potraw na święta. Takie zamówienia dla ludzi, którzy nie mają czasu na przygotowanie świąt, a muszą to zrobić, często kalkulują się bardziej niż np. skorzystanie z ofert reklamowanych cateringów lub świątecznych menu w restauracjach gwiazd.
W restauracji Magdy Gessler – U Fukiera – możemy zamówić np. 900 ml żuru na prawdziwkach lub barszczu białego za 75 zł. 5 połówek faszerowanych jajek wyceniono na 35 zł, a 300 g sałatki jarzynowej na 41 zł. Babka z bakaliami to koszt 88 zł, a mazurek różany – 65 zł. W Starym Domu u Piotra Adamczyka porcja sałatki jarzynowej kosztuje 39 zł, niecały litr wielkanocnego żuru na zakwasie z prawdziwkami i białą kiełbasą to wydatek w wysokości 79 zł, ceny ciast wahają się od 80 do 270 zł. Taniej jest w Krakowie. Zalipianki Ewy Wachowicz w ofercie mają np. litr żurku na wędzonce za 30 zł i zupę chrzanową (26 zł/1 l). Mazurek na wielkanocny stół kosztuje 110 zł/stuka, a sałatka jarzynowa — 67 zł/kg.
Wielkanoc na kredycie
Trzecim z najpopularniejszych sposobów na świąteczne wydatki są kredyty, które zaciąga wielu naszych rodaków. Jak podaje BIK, łączne zadłużenie gospodarstw domowych na koniec lutego 2023 r. z tytułu wszystkich produktów kredytowych (kredytów, limitów, pożyczek pozabankowych) wyniosło 717,5 mld zł, a sprzedaż pożyczek pozabankowych osiągnęła poziom 712,8 mln zł. Co może potwierdzać, że polskie gospodarstwa domowe finansują potrzeby związane z bieżącymi potrzebami kredytem konsumpcyjnym. Udział wartości kredytów opóźnionych w spłacie ponad 90 dni wynosi 5,7 proc. w porównaniu do 4,9 proc. zanotowanego na koniec 2021 r.
– Niektóre firmy czy instytucje oferują swoim pracownikom pożyczki na preferencyjnych warunkach lub godzą się wypłacać zaliczki. Trzeba jednak pamiętać, że każde zadłużenie musimy później spłacić, a jego kwotę uwzględnić w wydatkach. Niestety wynagrodzenia, które je pokryją, raczej nie wzrosną lawinowo w odróżnieniu do odsetek chwilówek – podkreśla Paweł Dąbrowski z Grupy Progres. – Jeśli pojawi się problem ze spłatą długu, może nam grozić komornik. Gdy w momencie egzekucji zwróci się on do pracodawcy, ten ma z reguły 7 dni na udzielenie odpowiedzi. Co więcej, przełożony nie może odmówić przekazania określonej kwoty odjętej z wynagrodzenia zadłużonego pracownika, bo za uchylanie się od nakazanych czynności grozi mu grzywna w wysokości do 5 tys. zł. Może być ona powtarzana do momentu, w którym określona kwota nie zostanie przekazana przez pracodawcę do windykującego ją urzędnika. Obecnie kwota wolna od zajęcia komorniczego wynosi 2 617,5 zł. Od lipca wzrośnie ona do 2 700 zł – przypomina ekspert.
cz.info.pl; źródło: Grupa Progres