Święta Wielkanocne po staropolsku

To kolejny trudny rok, i kolejne nietypowe święta w czsie pandemii COVID-19 i nałożonych ograniczeń. Ważne, aby w tym trudnym dla nas czasie przesyłać uśmiechy i życzenia zdrowia, bo ono było i jest najważniejsze. Pomimo trudności w zachowaniu tradycji wielkanocnych być może właśnie teraz bardziej niż kiedykolwiek ważne jest, aby zadbać o więzi rodzinne i poczucie bliskości. Pamiętajmy o kontaktach telefonicznych z osobami starszymi, im jest szczególnie trudno.

Staropolska religijność niewątpliwie różniła się od dzisiejszej. Była wylewna, efektowna, zewnętrzna. Jej główną cechą było głośne nabożeństwo, fundacja dla klasztoru, pielgrzymka do świętego obrazu.

Wielkanoc jest najstarszym i najważniejszym świętem dla chrześcijan, celebrowanym na pamiątkę zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Wielkanocne to wyjątkowy czas, w którym pełne symboliki obrzędy religijne, tradycja ludowa i świat przyrody splatają się w jedno.

Do samej nauki kościelnej przywiązywano mniejszą wagę. Zasób wyobrażeń religijnych przeciętnie wykształconego człowieka tamtych czasów nierzadko odbiegał od oficjalnej nauki i przesuwał się wyraźnie ku legendzie i przesądowi.

Informacje, jakie czerpiemy z pamiętników, utworów literackich doby staropolskiej, dają nam żywy, choć odmienny od tego, do którego przywykliśmy, obraz obchodów Wielkiego Tygodnia. Wiele tu obrzędowości i fantazji, choć z pewnością nie brak szczerej i prostej refleksji nad odbywającym się misterium.

Wielkanocne uroczystości rozpoczynały się w Niedzielę Palmową. Bardzo ważnym obrzędem tego dnia było procesyjne obwożenie na wózku drewnianej figury Chrystusa na osiołku. Towarzyszył temu także zwyczaj połykania bazi wierzbowych albo też uderzanie się gałązkami wierzbiny na pamiątkę palm, którymi witano wjeżdżającego do Jerozolimy Chrystusa.

W Wielką Środę powszechną zabawą młodzieży było tzw. zrzucanie lub topienie Judasza. Sporządzano w tym celu stosowną kukłę, którą następnie wynoszono na wieżę kościelną i zrzucano w dół. Na dole czekała już uzbrojona w kije gawiedź, by obić Judasza, a następnie spalić bądź utopić w stawie. Nie zabrakło przy tym awantur z Żydami. Jeśli bowiem zdarzało się, takiemu natknąć na rozbrykaną gromadę, często dostawało mu się jako prawdziwemu Judzie parę kijów.

Wielki Czwartek obchodzono już bardziej nastrojowo. Istniał zwyczaj, że niektórzy biskupi i magnaci na znak pokory umywali nogi dwunastu wybranym starcom, których następnie suto obdarowywano. W tradycji ludowej był to również dzień kąpieli i zewnętrznego oczyszczenia. Nazywano Wielki Czwartek "czystym czwartkiem". Ludność uważała, że obmycie nóg przez Pana Jezusa Apostołom na Ostatniej Wieczerzy jest źródłem wszelkich kąpieli mających miejsce tego właśnie dnia. Stąd też w Wielki Czwartek udawano się nad rzekę, aby się obmyć lub najczęściej korzystano ze studni i obmywano się w domu. Ludzie wierzyli, ze Pan Jezus w ten dzień może ich uzdrowić poprzez tę kąpiel. W tym też dniu milkły dzwony i aż do rezurekcji posługiwano się „klekotem”, stosowanym do dziś drewnianym instrumentem wydającym głuchy stuk.

Wielki Piątek był dawniej w życiu wiernych dniem największej żałoby. W Wielki Piątek i Sobotę odwiedzano „groby chrystusowe” w pobliskich kościołach. Leżącego w grobie, wśród kwiatów i zapalonych świec, pilnowała specjalnie zaciągnięta warta wojskowa złożona z prawdziwych bądź przebranych żołnierzy. Tradycja straży grobowych, zwanych potocznie turkami, najbardziej rozwinięta i żywa jest w Polsce południowo-wschodniej, jednak znana również w Wielkopolsce, w regionie częstochowskim i na Mazowszu Płockim. W Wielki Piątek można też było spotkać procesje kapników, którzy śpiewając pieśni o Męce Pańskiej obchodzili kolejne stacje. Ukryci w wielkich kapturach kapnicy biczowali się przy każdej stacji. Jeden z nich, w komży i kapie, z wieńcem cierniowym na głowie, dźwigając ogromny krzyż przedstawiał Chrystusa. Mimo, że wiele w tych pochodach teatralności, uprzytamniały one niewyrobionym religijnie odbiorcom ważniejsze etapy Męki Pańskiej.

W sposób bardzo radosny odbywało się symboliczne pożegnanie postnych potraw, urządzany zwykle w Wielką Sobotę. Podczas „pogrzebu żuru” często wylewano go znienacka, dla żartu, komuś na głowę, zaś na drzewie w ogrodzie wieszano śledzie. Tego dnia święcono też pokarmy. O obrzędzie tym pisał w I połowie XVIII wieku pewien franciszkanin: „święcą baranka, przypominając prawdziwego Baranka Chrystusa i Jego tryumf, dlatego też zwyczajnie chorągiewki na pieczonym baranku stawiają. Święcą mięsiwa, którego się Żydom pożywać nie godziło na dowód, żeśmy przez Chrystusa Pana z jarzma starego Zakonu uwolnieni. Święcą chrzan na znak tego, że gorzkość Męki Jezusowej tego dnia w słodycz się nam i radość zamieniła i dlatego też przy tem masło święcą, które znaczy tę słodycz. Święcą na ostatek i jaja...”

W sobotę wieczór lub w niedzielę rano następował kulminacyjny moment - Rezurekcja. Uczestniczył w niej liczny tłum, albowiem w Wielką Niedzielę jak napisano i „najpodlejszy idzie do kościoła szuja”. Po Mszy rezurekcyjnej, przed kościołem, składano sobie życzenia. W wiejskim terenie mężczyźni powracając z kościoła do domu ścigali się na furmankach. Wierzono bowiem, że ci, którzy najszybciej wrócą do domu, najwcześniej ukończą żniwa, a ich córki najszybciej wyjdą za mąż. Tradycją było pokrapianie przed śniadaniem wielkanocnym wodą święconą z Wigilii Paschalnej mieszkania, budynków gospodarczych, całego obejścia. Zwykle dokonywał to mężczyzna, głowa rodziny, wypraszając w ten sposób dla swojej rodziny i dobytku Boże błogosławieństwo, błogosławieństwo Chrystusa Zmartwychwstałego. Pierwszy dzień wielkanocny przeżywano w gronie rodzinnym, wśród najbliższych. W gospodarstwie nie było żadnych zajęć, karmiono tylko domowe zwierzęta, dla których karmę przygotowywano przed niedzielą. Był to zarazem początek świątecznego ucztowania. Stół zastawiony był różnie, lecz zawsze obficie. Przeważały wędliny i ciasta. Pośrodku ustawiano upieczonego bądź uformowanego w maśle baranka. Nie mogło też braknąć jaj często malowanych, którymi na początku uczty dzielono się składając sobie życzenia.

W ten dzień, po południu zwykle, dorośli, chłopcy, a szczególnie starsze dzieci „grały w jajka”. Do najpopularniejszych zabaw należało „taczanie jajek” i „gra na wybitki” (stukanie się malowanymi jajkami). Był również zwyczaj odwiedzania domów ze śpiewem pieśni wielkanocnych. Czynili to strażacy, którzy pełnili wartę przy Grobie Pańskim, starsi chłopcy, ministranci. Śpiewający składali wielkanocne życzenia danej rodzinie i otrzymywali od gospodarzy wynagrodzenie (malowane jajka, potrawy ze świątecznego stołu, pieniądze).

W następny dzień oblewano się wzajemnie wodą. W poniedziałki czynili to panowie, we wtorki panny, z tym że kawaler winien być przez panią którą oblał zaproszony do domu i poczęstowany słodkim ciastem. Formy, podobnie jak dzisiejsze polewanie, przybierało różne: od dyskretnego kropienia pachnącą wodą po wylewanie całych wiader na głowę ofiary czy nawet wrzucanie jej do stawu lub rzeki.

Mikołaj Rej z właściwą sobie mentalnością tak oddawał nastrój owego, najradośniejszego przecież w Kościele święta: „w dzień wielkanocny kto święconego nie je, kiełbasy dla węża, chrzanu dla płuc, jarząbka dla więzienia, już zły krześcijanin. A iż w poniedziałek z panią po uszy w błoto nie wpadnie, a we wtorek kiczbą w łeb, aż oko wylezie, nie weźmie, to już nie uczynił dosyć powinności swojej.”

Staropolska obrzędowość nadawała swoje piętno tym świątecznym dniom. Szczerość i wywodząca się z prostej wiary spontaniczność z jaką je obchodzono może chyba zrekompensować zarzut, iż wymiar duchowy tych dni bywał trochę zatarty.

Wszystkim czytelnikom cz.info.pl życzymy zdrowych, spokojnych Świąt Wielkanocnych.

cz.info.pl na podstawie: mgr Anny Spólnej