6. Festiwal Retro Częstochowa

W Częstochowie naprawdę nie brakuje dobrych, mądrych, ciekawych, zabawnych wydarzeń. A już wakacje to jest absolutny wysyp imprez plenerowych.

Przez lata udało się wypracować, zadbać, rozpieszczać publiczność cyklicznymi imprezami, na które się czeka, których się wypatruje i sprawdza kto tym razem odwiedzi nasze miasto, z czym przyjedzie czy też co się będzie działo. Za nami Jazzowa Wiosna, FrytkaOff Festiwal czy Industriada oraz inne liczne plenerowe koncerty i spektakle.

W sobotę 6 lipca odbył się  6. Festiwal Retro Częstochowa. Pogoda sprzyjała więc na placu Biegańskiego Częstochowian co niemiara. Roiło się od atrakcji rodzinnych oraz występów poprzedzających główne wydarzenie tego dnia. Między innymi mogliśmy usłyszeć jak gra i śpiewa Kapela Czerniakowska. Istnieje ona nieprzerwanie, choć w zmiennym składzie od 1968 roku. Śpiewał także Włoch Nicolo Palladini, wykształcony w Rzymie absolwent wydziału wokalno-musicalowego. Tytuł koncertu„ „Ciao ciao Bambina” naturalnie zapowiadał repertuar uwielbianego przez Polaków, włoskiego pieśniarza Marino Mariniego. Często gościł w Polsce i zdaje się była to obopólna miłość, bo przecież odwiedzający nasz kraj na przełomie lat 50. i  60. artysta miał również w swym repertuarze śpiewaną po polsku „Nie płacz, kiedy odjadę” A kto pamięta dopowiedziane żartobliwie: wrócę, kupię ci ładę? Tak, tak, to te czasy!
 
Jak pisze na łamach CGK Robert Dorosławski, dyrektor częstochowskiego teatru,  autor scenariusza i reżyser koncertu: „Po pięciu latach odkrywania życia kulturalnego i towarzyskiego międzywojnia, tegoroczna edycja festiwalu RETRO osadzona będzie w klimacie lat pięćdziesiątych XX wieku”

Około godziny 20.30 rozpoczął się koncert główny zatytułowany „Zaczarowany koń. Piosenki lat pięćdziesiątych” prowadzony wspólnie przez Roberta Dorosławskiego i Artura Barcisia. Pan Artur wywodzący się z Rędzin nasz krajan wspomniał z dumą, iż jego brat jest konserwatorem ratuszowego zegara i przywitał również wśród widowni swoją mamę.

Panowie faktycznie z ogromną lekkością, frywolnie i elegancko prowadzili półtoragodzinny koncert. Nie stronili od żartów - wciągając publiczność w zgadywanki - nawiązujących do przedziwnych nazw rozmaitych towarów i usług, które królowały na metkach na początku PRL-u. Ot chociażby „podgardle dziecięce” – to oczywiście śliniaczek, „naczynie nocne średnie” – nocnik, czy np. „upiór dzienny” – pranie dzienne z pralni.
 
Artyści weszli i się zaczęło… w dowolnej kolejności, zmieniając się na scenie śpiewali przeboje tamtych lat. Plejada pięknych kobiet: Hanna Śleszyńska, Olga Bończyk, Renata Przemyk, z teatru im. Adama Mickiewicza Marta Honzatko, Iwona Chołuj, oraz panowie: Waldemar Cudzik, Maciej Półtorak, Antonii Roth. Śpiewy przeplatane były filami z Kroniki Filmowej i nawiązywały propagandowo oczywiście do tematyki wydarzenia. Jedna anegdota autorstwa Wojciecha Młynarskiego: „jeśli człowiek wypije setkę wódki, to się w nim budzi drugi człowiek, który też by się napił” zobrazowana została kroniką przedstawiająca piwo jako utrwalacz – oczywiście „bezalkoholowe’. W międzyczasie dowiedzieliśmy się również, jakie zdanie na temat włosów pana Barcisia ma jego małżonka - otóż: on nie zgubił włosów, one po prostu zmieniły miejsce bytowania.

Pan Artur zaśpiewał swój popisowy numer – majstersztyk dykcji i koncentracji: „Treść, Sierpc, Sierść” - dla tych, którzy nie znają utworu polecam odszukać, język można złamać.

Jak zawsze dużą klasą, mocnym głosem i zdaje się nieskrywaną sympatią do Częstochowy wykazała się Renata Przemyk, która jako jedyna wyśpiewała aż trzy utwory, do każdego przywdziewając inną kreację. Więc artyści śpiewali – czy może mieli tutaj rolę w dużej mierze wodzirejów, bo ciepły letni wieczór zgromadził naprawdę ogrom mieszkańców, którzy wtórowali artystom, znając w dużej mierze repertuar na pamięć, a przynajmniej refreny, a więc tak: co śpiewaliśmy? Ano: O serce moje tik, tik, tik, Brzydula i Rudzielec, Serduszko puka w rytmie cza cza, Mówiłeś, włosy masz jak kasztany, Kaziu, zakochaj się, Wio koniku, a jak się postarasz….

W całe wydarzenie znakomicie wplótł się Częstochowski Teatr Tańca a orkiestra to – już chyba można tak powiedzieć – nasza świetna Makabunda, zespół pod kierunkiem Wojciecha „Brodiego” Turbiarza znanego przede wszystkim jako wokalista i lider reggae'owego zespołu Habakuk. Rozbrzmiały gitary, banjo, skrzypce, saksofon, klarnet, perkusja, klawisze, akordeon…

Czy Częstochowa ma gdzieś w górze dobre notowania, że zawsze pogoda nam sprzyja a niebo wytwarza sprzyjający klimat…? Na pewno tam komuś się podoba to co się u nas dzieje, bo naprawdę odpukać w niemalowane …

Na koniec wspólnie wyśpiewana Karuzela, karuzela na Bielanach co niedziela. brzmiała  w uszach jeszcze na długo po zakończeniu koncertu. Oj! Chciałoby się na niej pokręcić jeszcze, bo czas nieubłaganie szybko minął. Za rok widzimy i słyszymy się znów.

dla cz.info.pl AgAO; foto: Kornel Orłowski

{gallery}00_fotorelacje/retro-2019-id-23844:{/gallery}