Historie Jarosława Kapsy. Opowieść 43

SZPAGACIARNIA - „Tuż w pobliżu dworca kolei Herbsko-Kieleckiej, na wielkim obszarze ziemi rozrzucone są symetrycznie budynki fabryki „Stradom”, pospolicie „Szpagaciarnią” zwane.

Poważne to przedsiębiorstwo przemysłowe nazwę swą „Stradom” otrzymało od rzeki Stradomki na której brzegiem placówka ta ulokowała się. Punkt ten jakby został stworzony dla tego przedsiębiorstwa, gdyż oprócz obfitości wody, dzięki pobudowanym bocznicom łączy się bezpośrednio z dwiema liniami kolejowymi: Warszawsko-Wiedeńską i Herbsko-Kielecką. Fabryka „Stradom” zanim doszła do dzisiejszej swej potęgi przemysłowej, była przed 30 laty tylko skromnem prywatnym przedsiębiorstwem, założonym przez braci Goldman, Oderfelda i

Oppenheima” - taki opis znajdziemy w wydanej w 1914 r „Monografii przemysłu częstochowskiego” pióra Wincentego Szatkowskiego.

Autor, przez nieuwagę pomylił nazwiska założycieli. Historia fabryki zaczęła się nie od Goldmana, lecz od braci Józefa i Abrahama Goldsteinów.

Zanim nad Stradomką rozpoczęto  budowę obiektów fabrycznych, zaistniało coś,co dla powodzenia każdego biznesu jest niezbędne: niezaspokojony popyt. Mechanizacja coraz powszechniej zmieniała rolnictwo. W sielskich, starych czasach zżęte sierpem kłosy ustawiano w stogi przewiązując splecionymi warkoczami słomianymi. W 1800 r Robert MacCormick wynalazł żniwiarkę; dalszy postęp wyznaczył jego syn Cyrus MacCormick prowadzący największy na świecie koncern produkcji maszyn rolniczych. W 1876 z fabryk MacCormicka wyjeżdżały snopowiązarki, wyręczające farmerów amerykańskich w żmudnym trudzie wiązania stogów. Problemem do rozwiązania było: czym wiązać... W pierwszych maszynach stosowano drut, dopiero w latach 80-tych XIX w upowszechnił się cienki sznurek zwany potocznie u nas szpagatem. Pierwsza, masowo wytwarzająca sznurek do snopowiązałek fabryka – Wiliam Dering & Company – zaczęła w Stanach funkcjonować w 1886 r.

Cztery lata wcześniej tego typu sznurki zaczęto wytwarzać w Częstochowie. Szpagat ma bowiem tą zaletę, że może być używany do wszystkiego, nie tylko do mechanicznych snopowiązałek (takowe upowszechniły się w naszym krajowym rolnictwie dopiero w XX w). Szpagatem można wiązać tak snopy, jak i portki w pasie, paczki nadawane na poczcie itp. Założyciele częstochowskiej fabryki dobrze przewidywali popyt na ten, banalny produkt.

Goldsteinowie byli kupcami handlującymi drewnem. Majątku dorobili się na Górnym Śląsku, korzystając na dynamicznym rozwoju Katowic. W tym mieście przy Mikołowskiej mieli tartak i skład drewna; tu także wybudowali przy placu Wolności pałac, zwany dziś Pałacem Przemysłowców (róg placu Wolności i ul. Matejki – dziś Urząd stanu Cywilnego). Goldsteinowie mieli kilka tartaków rozrzuconych w miejscowościach na pograniczu niemieckiego Górnego Śląska i będącego w zaborze rosyjskim  Królestwa. Jeden z nich, założony w 1878 r,  ulokowany w Częstochowie nad Stradomką. Ten teren przeznaczony został pod fabrykę sznurka.

Wspólnikiem Goldsteinów został brat współwłaściciela częstochowskiej drukarni Leon Oderfeld (1832-1900) oraz kupiec i finansista  Lewek Oppenheim z Sosnowca (1834-1896). Budowę fabryki rozpoczęto w 1882 r, zakończono w sierpniu 1884 r. Powstały dwa budynki fabryczne wartości 180 tys rubli, zamontowano urządzenia wartości 148 140 rubli. W 1886 r zakład posiadał 792 wrzeciona przędzalnicze i 132 wrzeciona snowalne oraz maszynę parową o mocy 150 KM. Zatrudniano 102 robotników.

Gdy powstawała fabryka piotrkowski „Tydzień” taki obraz Częstochowy przedstawiał:  Częstochowa zaliczona została w poczet miast gubernialnych: dostaniemy więc policmajstra w osobie p. Giersta i będziemy może mieli więcej czystości na ulicach oraz w podwórzach domów, nad rzeką. Obecnie w alei często spotkać można się z trzoda chlewna, która tylko ryje i podkopuje młode kasztany. Opozycji ze strony publiczności nie ma żadnej; mało też ją interesuje czy co rok będą dosadzane drzewka, czy nie, i czy młode pokolenie uliczników nie przyczynia się także do spustoszenia miejsc przechadzki.( Tydzień nr nr 15 15 marca 1882). O możliwości rozwoju przemysłu świadczył inny tekst: Następna fabryka, w ostatnich latach powstała, jest fabryka ćwieków drewnianych do butów i drzewek na zapałki J. Fuchsa & C-o. Być fabrykantem niespecjalistą - na to się potrzeba uzbroić naprzód w cierpliwość, a następnie pieniądze. To też ile to trudu i zmartwienia przeszli ci panowie nim pierwszy ćwiek zobaczyli. Wyszukać zaś dyrektora polaka do tej fabrykacyi jest oniemal to samo, co w Piotrkowie wynaleźć węgiel kamienny (Tydzień nr 7 z 3 lutego 1885 r).

Wbrew tej sceptycznej opinii i pod Piotrkowem znaleziono węgiel (brunatny co prawda) i w Częstochowie nie brakło dobrych dyrektorów, także Polaków. Rozwój naszego przemysłu nabierał przyspieszenie: na przełomie lat 70/80 powstały kapitalistyczne imperia Grosmanów ( guzikarnia), Markusfeldów (fabryka obić papierowych, kapeluszarnia, klejarnia), Heniga (iglarnia), Gehliga (zapałczarnia), Brassa ( farbiarnia). Goldsteinom i ich wspólnikom tez nie brakło ani pieniędzy, ani cierpliwości i umiejętności. Systematycznie rozbudowywano fabrykę zwiększając produkcję. W 1891  zatrudniano już 190 ludzi, wartość produkcji wynosiła 158,5 tys. rubli.

Szpagat z Częstochowy nie miał konkurencji na rynku zaboru rosyjskiego. Blokadą rozwoju był brak odpowiedniego surowca. W Ameryce szpagat wytwarzano z sizalu, włókna agawy. W Polsce korzystano z włókien konopi. Mimo rozwoju przemysłowej uprawy tej rośliny w guberni piotrkowskiej, dostępne zasoby nie wystarczały wobec rosnącego popytu. Częstochowscy przedsiębiorcy stanęli przed koniecznością strategicznego wyboru:  jaki surowiec zapewni im przyszłość. I w ten sposób w Częstochowie pojawiła się juta.

Juta, jak wiemy, rośnie w Indiach i Pakistanie, zatem w krajach dość odległych od Stradomki. Kariera tego surowca w Europie miała stosunkowo krótką historię. Europejski przemysł włókienniczy korzystał z amerykańskiej bawełny. Wojna secesyjna, a zwłaszcza doktryna Lincolna by niszczyć domy i uprawy „buntowników” spowodowała zahamowanie dostaw. Łódź i Manchster zatrzęsły się, kryzys dotkliwie uderzył w europejskie centra przemysłowe. I wtedy, w latach 70-tych XIX w, najpierw w Wlk Brytanii, potem w innym państwach zaczęto korzystać z przywożonej z Indii juty. Trudno jednak porównać sytuację prowincjonalnego miasta w Imperium Rosyjskim z portowymi miastami kolonialnego, brytyjskiego imperium. Potrzebna była wyobraźnia i odwaga.   Juta płynęła statkami z azjatyckich portów do Hamburga, stamtąd możliwy był transport pruskimi kolejami do Lublińca, a od 1892 r do Herb Pruskich. Tu na granicy kończyła się cywilizacja, dalszą drogę zwały juty odbywały na chłopskich furmankach. Od Herb, piaszczystą i błotnista drogą toczył się potok furmanek.

Logistykę dowozu wdrożono już w 1890 r (furmanki dowoziły wtedy jeszcze surowiec z Lublińca). Od 1891 r drugim sztandarowym produktem fabryki nad Stradomką stały się jutowe  worki. Banał ? Nie – innowacyjne rozwiązanie wobec potrzeb rolnictwa. Worek jutowy był genialną wówczas odpowiedzią na problemy opakowania produktów rolnych. Zastąpiły drogie worki bawełniane czy jeszcze droższe drewniane paki i skrzynie. W 1894 r w fabryce prócz 800 wrzecion szpagaciarni zamontowano 80 warsztatów tkackich i 1 tys wrzecion przędzalniczych dla juty. Napędzała je druga maszyna parowa o mocy 450 KM. Pomysł produkcji była strzałem w dziesiątkę, otworzył okres wyjątkowej koniunktury rozwojowej.  W 1894 r produkowano 55 tys  pudów ( pud – 16,38 kg) wyrobów z juty i konopi; w 1901 – 172 tys, rok później 216 tys., a w 1904 305 tys. Ponad 300 tys pudów, to na obecną miarę ok 4,8 tys ton. Niewyobrażalna wielkość do przetransportowania zaprzężonymi w koniki wozami. Nic dziwnego, że częstochowscy przedsiębiorcy z determinacją walczyli o budowę linii kolejowej Herby-Kielce.

Rozwój zakładu wymagał zmian organizacyjnych. Od 1 styczna 1899 r dawna Szpagaciarnia funkcjonowała jako Towarzystwo Akcyjne. Kapitał zakładowy wynosił 1,6 mln rubli, podzielony na 3200 akcji. W pierwszym zarządzie prezesem był współzałożyciel Leon Oderfeld,  zasiadał w nim także Józef Goldstein; w składzie byli także Teodor Winkler, Ignacy Szebeko, Jerzy Meyer, Tadeusz Hantke, Bernard Oppenheim (spadkobierca współzałożyciela) i Zygmunt Toeplitz.   Fabryka Towarzystwa nazwana została „Stradom”.

„Stradom” otworzył w Imperium Romanowów historię przemysłu przetwórstwa juty. W ślad za tą fabryką poszła przędzalnia „Błeszno” kupiona przez żyradowskich przedsiębiorców Dietricha i Hille od Kronenberga. Pisał o niej w nieprzychylnym tonie „Tydzień” ( nr 14 z 5 kwietnia 1885 r): Stalo się. Zakłady fabryczne p. Kronenberga w Błesznie sprzedane zostały firmie żyrardowskiej za sumę 50% niżej kosztu! Samo zaś Błeszno z lichym lasem, cegielnia i kamieniołomem, pozostało nadal własnością pana K. Niechaj bismarkowska kapela zagra fanfare, i niech uderza w kotły i trąby; syny "Vaterlandu" nagromadzone w tutejszych "okrainach". Długo bowiem wzdrygał się p. K. na myśl tej sprzedaży, aż wreszcie zdecydował się zatknąć na kominie fabrycznym niemieckie barwy (...) Fabryka sprzedana, nim w ruch jeszcze puszczona, nim uprzęść zdołała choć jeden łokiec płótna; na domiar złego dostala się ludziom z tendencyjami antisłowianskiemi, którzy zalożyli sobie nie przyjmować nikogo, kto nie zna języka von Hartmanna”.

{gallery}stradom-kapsa-id-10007{/gallery}

W lipcu1897 roku przy ul Krakowskiej otwarta została kolejna Przędzalnia i Tkalnia Juty „Warta” należąca do spółki częstochowskich przedsiębiorców (Herman Ginsberg, Ludwik Kohn, Henryk Markusfeld, Jan Grossman, Szymon Neuman). Fabryki juty powstały także na początku XX w w Warszawie, Rydze, Charkowie. Centrum nadal jednak pozostało w Częstochowie. Na istniejących w 1908 r 10 fabryk przetwarzających jutę na terenie całego Imperium Rosyjskiego, aż trzy były w naszym mieście. 12 tys pracujących w Częstochowie w przetwórstwie juty stanowiło 37% ogółu zatrudnionych w tej branży w Rosji . Udział częstochowskiej produkcji w samym Królestwie Polskim przekraczał 80% ogólnej wartości.

Powróćmy do opisu z Monografii Szatkowskiego. Prezesem spółki i dyrektorem fabryki ”Stradom” był wówczas dr Józef Berlinerblau, wiceprezesem Wilhelm Wellisch, technicznym dyrektorem Gustaw Kohn. Szatkowski opisuje: „Dziś fabryka posiada 440 warsztatów, maszyny 4 o sile parowej 3350  koni, robotników zatrudnia 2000. Prócz maszyn imponują trzy kolosalne zbiorniki wody,mające 7 metrów głębokości. W olbrzymich halach praca prowadzona jest dniem i nocą, maszyny warczą, warsztaty wyrzucają nieustannie towar, który przechodząc z maszyny na maszynę wychodzi w wyborowych gatunkach do pakowni, a stamtąd kolejami idzie w świat. Zarówno juta, jak i szpagat znajdują przeważnie zbyt w Rosji, część produkcji pozostaje w Królestwie, gdzie cieszy się dużym uznaniem. Produkcja juty i szpagatu z fabryki Stradom obliczana jest na cztery miliony rubli rocznie”

Z opisu, będącego formą reportażu warto także przemyśleć inny fragment: Wiemy, że płótno, szczególnie jutowe, ma kolosalny zbyt, gdyż jest wszędzie koniecznie potrzebne, ale gdy widzi się tę olbrzymią masę wyrabianego szpagatu,mimo woli zapytujemy się, gdzie te miliardy łokcie sznureczka wędrują?...czyżby tyle szpagatu ludzie potrzebowali ?... Wszak ta wstążeczka sznurkowa wije się  nieskończenie !...Z uśmiechem na ustach powiada mi dyrektor: Panie, każdy człowiek musi posiłkować się szpagatem, nawet dziecko, stąd  taka moc tego idzie, a ponieważ szpagat się tnie, niszczy, wreszcie wyrzuca kawałkami na śmieci, stąd jego nieustanne zapotrzebowanie. Na punkcie szpagatu, wierzaj mi pan, jesteśmy bardzo nieoszczędni i przez to miliony rubli wyrzucamy za okno”.

Fakt jest faktem. Sukces przedsiębiorcy  polegał na tym by przewidzieć potrzeby konsumenta i łapać owe miliony rubli wyrzucane przez okno.

Gwoli ścisłości: w 1913 r fabryka zatrudniała 2 356 robotników, wartość produkcji wynosiła 3 380 tys rubli, zysk bilansowy wyniósł 461 313 rubli. Zwyczajowo, po zapłaceniu podatków, ok 3 tys rubli zarząd przeznaczał na cele  społeczne, wsparcie chorych i ubogich.

dla cz.info.pl Jarosław Kapsa