Ugotowana żaba

Test dla uczniów podstawówki: jak nazwiemy państwo kierujące się zasadą: „ein Volk, ein Reich, ein Führer”... Dodajmy jeszcze cechy uzupełniające: chodzi o państwo, gdzie prawa obywatelskie są wartością względną, zależną od lojalnego spełnienia obowiązków wobec państwa; państwa, gdzie władza może wszystko, a obywatel tylko to na co mu władza zezwala.

Ponieważ mamy dobre szkoły i dobrych uczniów, większość z nich odpowie: jest to faszystowskie państwo Hitlera w Niemczech. Niektórzy, mądrzejsi, dodadzą, że propagowanie idei budowy takiego państwa jest niezgodne z Konstytucją i zagrożone sankcjami kodeksu karnego.

Dzieci dostaną w nagrodę od nauczycieli piątki, a od rodziców cukierki. Mądrzy puryści politologiczni zazgrzytają zębami: wszak Hitler w Niemczech nie budował państwa faszystowskiego lecz narodowo-socjalistyczne. Zwrócą też uwagę, że system: jeden naród, jedno państwo, jeden Wódz; jest cechą wielu różnych państw, nie tylko Niemiec Hitlera lecz i Kuby Castro, Polski Gierka, Rosji Putina. Państwo, określmy je jako „monistyczne”, nie musi być państwem „kapitalistycznym” czy „socjalistycznym”, nie zawsze bywa „zbrodnicze” lub „agresywne”, jest zazwyczaj demokratyczne (Wodza legitymizuje się powszechnym głosowaniem).

Dzieci puszczą przez uszy tego typu teoretyczne uwagi, zadowolone z otrzymanych piątek i cukierków zasiądą przez telewizorem, by naocznie dowiedzieć się, że żyją w państwie faszystowskim „w budowie”. Oczywiście są na tyle mądre, że nie zadadzą pytania: czym Polska, gdzie jest „jeden naród, jedno państwo i jeden Naczelnik Kaczyński”, różni się od „państwa faszystowskiego”. Nawet dzieci znają granicę wolności słowa, nie chcą zarobić pały w szkole i lania w domu.

Otóż, drogie dzieci i drodzy Czytelnicy: państwo i jego ustrój to instytucje tworzone przez człowieka metodą prób i błędów, mimo wysiłków filozofów nie wymyślono idealnego, wzorcowego modelu państwa dobrego. Model państwa podlegał stałej ewolucji, a jak wiemy z lekcji przyrody ewolucja nigdy nie ma charakteru linii prostej wznoszącej, jest raczej pełna jest krzywizn i zawijasów, by zwykle tu się polepszy, tam się spieprzy. Ewolucja w dużym stopniu zależna była od wartości, od tego co społeczność uważa za dobre. Czy państwo jest dobre, bo na tyle silne by budować piramidy? A może dobre, bo może sąsiadowi dać w mordę ? Dobre, bo gwarantuje wszystkim bezpieczeństwo osobiste, dach nad głową i posiłek trzy razy dziennie?

W drodze ewolucji powstał model państwa charakterystyczny dla zjawiska określanego jako „cywilizacja europejska”. Przyjęto, że podstawową wartością jest dobro człowieka – jego życie, wolność i własność – państwo istnieje tylko po to, by owo dobro chronić. Zagrożeniem tego dobra może być, potwierdzały to liczne doświadczenia historyczne, nie tylko zewnętrzny i wewnętrzny bandyta, lecz także własna władza państwa.  Przyznając więc państwu monopol na stosowanie przemocy (jako niezbędny atrybut dla obrony dobra indywidualnego każdego obywatela), wprowadzono szereg mechanizmów kontrolnych, równoważących różne instytucje władzy, chroniących przed despotyzmem. Podstawą było prawo, forma trwałej umowy opartej na rzymskich zasadach (nie może działać wstecz, nie można karać za czyny niezabronione, zakłada się domniemanie niewinności, a tym samym gwarantuje każdemu prawo do bezstronnego sądu i prawo do obrony przed oskarżeniami). Przyjęto zasadę: człowiek-obywatel może robić wszystko, co nie jest zakazane; władza może działać tylko w ścisłe określonym prawem zakresie kompetencji. Przed despotyzmem chronić też miał podział władzy na niezależne od siebie instytucje legislacyjne, wykonawcze, kontrolne i sądownicze.

I to jest, mniej więcej, model państwa cywilizacji europejskiej. Jak ktoś chce może to nazwać modelem państwa demokratyczno-liberalnego. Państwo „monistyczne”, wcześniej wspomniane, z pewnością nie jest państwem demokratyczno-liberalnym. Dlatego czasem słyszymy o modelu demokracji „nieliberalnej”, „suwerennej”, „sprawiedliwości społecznej”. Obojętnie jaki przydomek nadamy, nie jest to demokracja z cywilizacji europejskiej. Koń to jest koń, osioł to osioł; mimo podobieństw w czterech nogach, nie da się wmówić, że jest inaczej.

II

Porównanie państwa monistycznego z państwem faszystowskim może wywołać wściekłe oburzenie akolitów tego państwa. No bo jak? Przecież pan Jaki nie chodzi w brunatnej koszuli (choć byłoby mu z tym do twarzy), prokuratura ściga za pokazywanie swastyki, potępiany jest antysemityzm. Fakt. Ale wchodzenie w tego typu dyskusje symboliczno-szczególikowe zamiast rozjaśniać, zaciemnia istotę sprawy. Można na takiej zasadzie dowodzić, że Hitler był antyfaszystą, a nawet dość skutecznie rozprawiał się z nazizmem (400 zamordowanych SA-manów w nocy „długich noży” w 1934 r), a Stalin był radykalnym antykomunistą (ma na swoim koncie tysiące zamordowanych bolszewików, w tym większość sprawców rewolucji październikowej). Kwestia symboliki kojarzyć zaś się może z prymitywnie pojmowaną wiarą religijną. Diabeł, będący figurą symbolizującą istnienie zła w każdym z ludzi, stał się namacalnym panem z różkami; łatwiej ścigać i tępić istotę istniejącą, obcą, i jej popleczników, niż walczyć z demonami we własnym umyśle. Symbol, ideologie (nawet satanizm, komunizm czy nazizm) to rzeczy martwe, nie podlegające normom moralnym; ocena może dotyczyć jedynie świadomych czynów ludzi. Czytanie powieści markiza de Sade nie czyni człowieka sadystą; takowym może być czytelnik „Kwiatków św. Franciszka” obrywający dla rozrywki skrzydełka ptaszkom.

Istotę państwa monistycznego dostrzec można przez fakty, nie przez słowa czy symbole. Zwróćmy więc uwagę na cechy monizmu. Tworzy go nierozłączny trójkąt (opisywany dużymi literami) „Naród, Państwo, Wódz”. Naród jest organizmem zamkniętym, spojonym nie tyle językiem ale „samoświadomością” (wspólne postrzeganie historii i kultury); jest on wyłącznym gospodarzem swojego państwa, inkluzja obcych zależna jest tylko od jego dobrej woli ( od nas zależne kogo uznamy za Polaka). Naród tworzy Państwo, jest ono wobec narodu służebne; nie zajmuje się ochroną jednostek lecz, przede wszystkim, troską o interes zbiorowości. Państwo musi skutecznie realizować „interes narodowy”; ponieważ ten „interes” jest „dobrem wspólnym” szkodliwy jest podział władzy, równoważenie jej różnych ośrodków, czy nadmierna kontrola i ograniczenie przepisami prawnymi. Tym wszystkim ktoś, konkretnie, musi rządzić, określać czym w danym momencie jest interes narodowy i wymuszać na instytucjach państwa najskuteczniejszą formę realizacji tego interesu; tu pojawia się instytucja Wodza, genialnej jednostki obdarzanej, nieograniczonym przepisami prawa, zakresem realnej władzy. Dobro jednostki jest tożsame z dobrem Narodu, dobro Narodu z dobrem Państwa, a Wódz jest „samym dobrem”, gwarancją ochrony „dobra wspólnego”.

Prawa jednostki (w tej doktrynie państwa monistycznego) nie istnieją samoistnie, nie pochodzą ani od Boga, ani od Natury. Jednostka jest częścią Narodu, jej prawa są przez Naród nadane, a ich praktyczna realizacja służyć musi dobru Narodu. Po co własność prywatna, która nie służy dobru szerszemu, po co wolność sumienia, głosu, zgromadzeń jeśli niecnie uderza w interes Narodu i Państwa...? Dotyczy to także, uznawanego w religiach za święte, prawa do życia. Naród z pomocą Państwa ma prawo odebrać ci życie (kara śmierci) jeśli twoja aktywność jest zagrożeniem; Naród ma prawo także wymagać od Ciebie poświęcenia życia dla „obrony Ojczyzny” czy innych idei.

Tak to, mniej więcej, wygląda. Jak widać państwo monistyczne może mieć różną barwę ideologiczna; może być mniej lub bardziej opresyjne wobec swoich poddanych (obywateli). Nie jest sprzeczne z zasadą demokracji; przeciwnie: pozycja Wodza wynikać powinna z demokratycznego nadania i stale musi być legitymizowana powszechnym głosowaniem. Państwo takie nie jest zbrodnicze, choć uzasadnione są obawy, że „każda władza absolutna (także władza absolutna Narodu) demoralizuje absolutnie”. Potencjalne, odczuwalne przez Wodza i nominowane przez niego elity, zagrożenie utratą władzy, może ich skłonić do nadużycia przemocy Państwa. Świadomość obywatelska kształtowana jest doświadczeniem przeszłości. Idea państwa demokratyczno-liberalnego tworzyła się i utrwalała w krajach anglosaskich, gdzie silne było poczucie praw jednostkowych, w tym praw do własności, nie tylko u arystokracji lecz i wśród wolnych chłopów i mieszczan. Historia uwrażliwiała na doświadczenie królewskiego despotyzmu, stąd na tytuł „chwalebnej” zasłużyła rewolucja 1688 r., która nie tylko zmieniła jednego despotę na drugiego, ale przede wszystkim rozszerzyła zakres swobód jednostkowych. Podobne były tradycje społeczeństwa amerykańskiego przekładające się na obowiązującą od XVIII w konstytucję. Inaczej było w Niemczech i we Francji, gdzie długo ideałem wydał się model państwa monistycznego. Wydaje się, że tragiczne doświadczenia z państwem Hitlera zmieniła Niemców w liberałów. Suma doświadczeń historycznych spowodowała, że Unia Europejska jest stowarzyszeniem państw demokratyczno-liberalnych i taki model państwa jest uznany jako fundament wspólnych wartości.

W Polsce, a także innych krajach, które wolność odzyskały po 1989 r, model państwa demokratyczno-liberalnego jest słabo zakorzeniony. Własne państwo wydaje się tak wielką wartością, że nikłe są obawy przed zagrożeniami z jego strony. Wychowanie szkolne kultywowało romantyczny model Narodu, gloryfikując zbiorową walkę o Suwerenność Państwa, a nie indywidualne dążenia do poszerzania sfery własnej wolności. Po latach realnego socjalizmu własność prywatna jest „podejrzana”, uznaje się moralne prawo Państwa do zabierania własności, jeśli nie służy ona „dobru ogólnemu”. Nikłe doświadczenia historyczne z praworządnością powodują, że wyżej od sądów cenione są polityczne samo-sądy wymierzane w imię tzw „sprawiedliwości społecznej”.

To nie jest tak, że ogłupieni propagandą mylimy konia z osłem. Problem polega na tym, że znaczna część naszego społeczeństwa nie widzi różnic między tymi zwierzętami, a nawet uznaje osła za zwierze lepsze od konia.

III

Jeżeli wrzucimy żabę do garnka z zimną wodą, a potem stopniowo podgrzewamy, żaba może – nim stanie się zupą – żyć błogo, ciesząc się, że uniknęła najgorszego. Może, tuż przed ugotowaniem, protestować przeciw nadmiarowi soli czy pieprzu; może przestrzegać przed czającym się na horyzoncie „faszyzmem” gotowym zjeść ją żywcem. Najtrudniej przyznać przed samym sobą, że jest się w d...e; łatwiej narzekać, że tu trochę za bardzo śmierdzi i jest zbyt ciemno. To nie jest tak, że faszyzm dopiero nam zagraża, że on tam dopiero skądś idzie (idzie to Podbeskidzie); on już jest, on już opanował całe państwo, on już przekształcił je w państwo monistyczne. Władza kontrolna i ustawodawcza została de facto podporządkowana władzy wykonawczej (czy raczej partii rządzącej), władza wykonawcza i partia rządząca została podporządkowana Wodzowi. Nie istnieje ani legalny zakres władzy pana Kaczyńskiego, a tym bardziej jej ograniczenia, choć brak jest odpowiedzialności za podejmowane przez niego decyzje. Koń jest koniem, osioł osłem; jeśli nawet dziecko upierać się będzie, że obecna Polska różni się w sposób istotny od państwa faszystowskiego – zasługuje na pałę w szkole.

Władza jest silnym afrodyzjakiem, politycy zrobią wszystko by jej zakres rozszerzać. Dotyczy to zarówno tych co rządzą jak i tych którzy do władzy dopiero aspirują. Ograniczone więc można mieć zaufanie do partii będących w opozycji; nie wiemy, czy w przyszłości nie będą chciały wykorzystać państwa monistycznego do realizacji własnych idei czy interesów. Z d...y można wyjść tylko własnym wysiłkiem. Trzeba sobie samemu powtarzać jak mantrę, że każdy człowiek – także ja - rodzi się wolnym i równym wobec prawa, każdy otrzymał od Stwórcy niezbywalne prawa, w tym prawo do życia, do własności, do wyboru własnej drogi w poszukiwaniu szczęścia. Dopiero gdy sami przekonani jesteśmy o niezbywalności naszych praw naturalnych, wtedy jesteśmy w stanie aktywnie upominać się o wolność, o własne państwo – Rzeczpospolitą – nasze wolności chroniące.

dla cz.info.pl Jarosław Kapsa