Państwo buduje piramidy

„Społeczeństwa demokratyczne, które zagwarantowały obywatelom wolność polityczną powiększając jednocześnie despotyzm administracyjny, reprezentują bardzo osobliwy sposób myślenia.

Uważa się tam, że obywatelom nie można powierzyć drobnych spraw, do których wystarcza zdrowy rozsądek, natomiast powierza się im wielkie prerogatywy w dziedzinie rządzenia państwem. Są oni na zmianę zabawką w ręku władzy lub jej zwierzchnikami, są czymś więcej niż królowie i czymś mniej niż ludzie zarazem. Wypróbowawszy wszystkie możliwe systemy wyborcze i nie znalazłszy żadnego, który by im odpowiadał, społeczeństwa takie, zdumione, ciągle nie ustają w poszukiwaniach, tak jakby zło nie wynikało z samej konstytucji kraju, lecz z systemu wyborczego. Trudno zresztą zrozumieć, w jaki sposób ludzie, którzy wyrzekli się rządzenia samymi sobą, mogliby dokonać właściwego wyboru tych, którzy mają nimi rządzić. Trudno uwierzyć, by głosowanie zniewolonych ludzi mogło kiedykolwiek powołać rząd liberalny, silny i mądry.”

Alexis de Tocqueville „Demokracja w Ameryce”.

Największą krzywdą, obrazą godności i honoru, jest tłumaczenie idiocie, że jest idiotą. Idiota bowiem nie byłby idiotą, gdyby nie uważał swoich poglądów za jedynie słuszne; próbę dyskusji z nimi uznaje za zamach na świętość. Zło na świecie rodziło się nie dlatego, że ktoś uważał Ziemię za płaską, a zabarwienie ciemniejszym pigmentem ludzkiej skóry za dowód niższości umysłowej; zło stawało się wtedy, gdy ktoś tego rodzaju poglądy uznawał za bezdyskusyjny dogmat.

Mimo wszystko, zwykła wynikająca z przyzwoitości odpowiedzialność, wymaga – by wbrew większości – powtarzać do znudzenia; to czy za 10 lat będziesz lepiej żył nie zależy od rządu, ale od Ciebie, człowieku. Nie da się metodą demokratycznego wyboru zrzucić na czyjeś barki odpowiedzialności za siebie; jeśli ktoś to obiecuje, to jest mniej lub bardziej świadomym oszustem.

Od dwóch lat dostrzec można narastającą falę oszust potwierdzających znane powiedzenie, że nie ma granic łotrostwa do których gotowa posunąć się władza, gdy zaczyna brakować jej pieniędzy. Wszystko to maskowane jest autoreklamą, że rząd daje, rząd buduje. Prawda jest inna: rząd nie daje, ale zabiera; nie buduje, lecz przeszkadza budować innym.

Wzrost podatków zawsze można jakoś wytłumaczyć, licząc, że tego nikt nie pamięta. Przypomnijmy delikatnie, że w czasie kryzysu końca lat 90-tych, wprowadzono, jako nadzwyczajne instrumenty (tylko na czas kryzysu), akcyzę od energii elektrycznej. Tamten kryzys minął, był okres koniunktury, kolejnego kryzysu, znów koniunktury, a ten „nadzwyczajny” podatek trzyma się mocno. W czasie ostatniego kryzysu, dla ratowania finansów państwa, wprowadzono – tylko na dwa lata – podwyżkę podatku VAT. Dwa lata dawno minęły, podwyżki nikt nie cofnął. Coś co miało być chwilowym obciążeniem zmienia się w stałe haracze. Dochodzą nowe. Kto dziś pamięta o wprowadzonej rok temu opłacie węglowej, która miała ratować polską energetykę? Lobby górnicze trzyma się mocno, wymachuje biało-czerwona flagą, choć w polskich piecach pali się częściej rosyjskim, a nie polskim węglem.

Stworzono instytucje „Wody Polskie”, by przejąć kilka miliardów złotych płacone za korzystanie z wód powierzchniowych i podziemnych. Tu możemy, jako mieszkańcy regionu częstochowskiego, wyartykułować żal dodatkowy. Mamy najlepsze zasoby wód głębinowych, pitnych w Polsce; ale by utrzymać ich jakość dla przyszłych pokoleń musimy inwestować w ochronę: budować i modernizować systemy kanalizacji i oczyszczalni ścieków, prowadzić mądrą gospodarkę odpadami. Dziś obciąża się nas opłatami za korzystanie z naszych wód, a zabrane nam środki zamiast na ochronę naszych zasobów idą na planowanie budowy kanału łączącego Elbląg z morzem.

Czy wierzymy, że zebrane opłaty od torebek foliowych (1 mld rocznie) wydane zostaną na „walkę ze smogiem”? A dodatkowy, 10 groszowy, haracz od litra paliwa przyczyni się do rozwoju transportu niskoemisyjnego... Chyba pamiętamy, jak wprowadzony podatek do paliwa zamiast służyć modernizacji dróg, przeznaczany był na łatanie budżetowych dziur. Praktyka mówi, że nie odczuwalna jest podwyżka opłat o kilka złotych. Mądry złodziej wie, że nie opłaca się ukraść całej gotówki z banku; lepiej podczepić się do każdego rachunku pobierając grosik od każdej transakcji. Grosika nie nie zauważy, a suma wpływów rocznie będzie większa niż łup z napadu stulecia. Owe drobne, niezauważalne opłaty, wprowadzane z różnego powodu, obciążają nas kwotą łączną ok 15 mld zł rocznie; a więc zabierają z portfela każdego podatnika ok 700 zł. Może dla ministra, z trudem utrzymującego się ze swojej pensji od pierwszego do pierwszego, ta suma nie robi wrażenia; dla innych mieć lub nie mieć 700 zł. to znacząca różnica.

Premier Morawiecki, a w ślad za nim liczni akolici, powtarzają jak mantrę, że bez aktywnej polityki gospodarczej państwa, Polska nie będzie się rozwijać. Innymi słowy – państwo musi nam zabrać owe 700 zł, bo bez tego na starość umrzemy z głodu. Nazwanie tej teorii szamańską, to najdelikatniejsze określenie. W zestawie przeźroczy zwanym „Planem Odpowiedzialnego Rozwoju” powtórzona była słuszna diagnoza. Podstawową barierą rozwojową Polski jest niski poziom oszczędności krajowych; to skutkuje brakiem kapitału umożliwiającego rozwój poprzez innowacyjność gospodarki. Szef Polskiego Funduszu Rozwoju Paweł Borys przyznał w wypowiedzi dla „Rzeczpospolitej”, że poziom krajowych oszczędności osób fizycznych jest bliski zeru. Być może jest gorzej biorąc pod uwagę poziom zadłużenia Polaków; skoro uwierzyliśmy, ze motorem rozwoju jest konsumpcja, to nasze oszczędności stały się ujemne. Konsumpcja to jak podtrzymywanie ognia przez dolewanie benzyny. Jeżeli zarabiamy 3 tys zł, a wydajemy 4 tys. zł - to przez pewien czasu żyjemy lepiej. Potem jednak musimy długi spłacać, o połowę obniżając poziom życia. Bogatym nigdy nie będzie ten, kto więcej zjada niż zarabia, ale ten kto potrafi ograniczyć dzisiejsze spożycie i dobrze zainwestować zaoszczędzone pieniądze.

Istnieje zależność; im więcej pieniędzy musimy oddać rządowi, tym niższe nasze możliwości oszczędzania. Nie jest to jedyna zależność. W Chinach, gdzie poziom życia jest niższy niż w Polsce, ludzie oszczędzają do 30% dochodów. Wynika to z przymusu: brak jest ubezpieczeń, oszczędności stanowią jedyne zabezpieczenie na wypadek choroby lub starości. W Polsce, gdzie wierzy się w „bezpłatną” służbę zdrowia i gwarantowane przez państwo emerytury, takiej motywacji brak. Wyśmiano złośliwie jedynego polityka, Waldemara Pawlaka, który odważył się publicznie powiedzieć prawdę: chcesz mieć zabezpieczenie na starość – oszczędzaj albo inwestuj w dzieci. Wygodniej wierzyć w ułudę, niż przyjąć do wiadomości gorzką prawdę. Skutek jest widoczny: nie mamy oszczędności, nie mamy własnego kapitału by finansować rozwój Polski.

Oszczędności indywidualne zmieniają się w kapitał rozwojowy dzięki naturalnej racjonalności ludzi. Zwykły człowiek nie trzyma uciułanego grosza w skarpecie, lecz inwestuje tam, gdzie przynoszą zysk; w większości oznacza to powierzenie oszczędności bankom w zamian za zysk w postaci korzystnego oprocentowania. Banki konkurując o klientów, dbają by owe pieniądze ulokować zarówno korzystnie jak i bezpiecznie. I tu znów decyduje zwykła racjonalność. Wyższą korzyść może nam przynieść inwestycja ryzykowna, inwestycja bez ryzyka zazwyczaj nie jest zbyt intratna; gramy z losem odpowiedzialnie, nie rezygnujemy z zysku, ale też nie inwestujemy ryzykownie całego majątku. Zdecydowana większość zwykłych ludzi racjonalnie gospodaruje swoimi pieniędzmi. Dodajmy tu gorzką prawdę; jeśli litujemy się i pomagamy tym, którzy nie potrafią racjonalnie inwestować, kierując się bardziej chytrością niż rozumem; to demoralizujemy rozsądną większość.

Szamanizm polega na przekonywaniu, że tylko oszczędności zgromadzone w rękach państwa przynoszą rozwój kraju. Dlatego pan Morawiecki i spółka próbuje od nas wyciągnąć kolejne miliardy pod pozorem, że w ten sposób zagwarantuje nam wyższe emerytury (tzw. II filar systemu ubezpieczeniowego). Żałować trzeba, że ten pan Premier nie ma odwagi Pawlaka; że nie powie prostej prawdy; państwo już roztrwoniło nasze dotychczasowe składki emerytalne, w przyszłości liczcie na dzieci i własne oszczędności. Taka odwaga rzeczywiście przyniosła by korzyść Polsce.

Wiara w mądrość państwa jest u nas „cudownym” dogmatem. Zazwyczaj, gdy pytać ludzi o urzędników pojawiają się stereotypy dość krzywdzące: uważa się ich za nieudaczników, biurokratów, łapówkarzy. Jest to bolesne i krzywdzące uproszczenie, ale najdziwniejsze jest to, że ludzie przekonani o nieudacznictwie i nieuczciwości klasy urzędniczej, widzą jednocześnie w tych samych urzędnikach, czyli aparacie państwa, geniuszy potrafiących lepiej inwestować nasze pieniądze w gospodarkę, niż prywatni przedsiębiorcy. Facet, który z nominacji politycznej został prezesem stoczni, zarobił na tym kilka milionów a stocznie doprowadził do bankructwa, jest w naszych oczach „uczciwym patriotą” -  człowiek, który dzięki swemu wysiłkowi zaczynając jako prywatny przedsiębiorca od „zera” awansuje na multimiliardera, uznawany jest za „podejrzanego”, albo po prostu „złodzieja”. Wyrażamy taki pogląd z głębokim przekonaniem o słuszności. Gdybyśmy mieli jednak inwestować swoje oszczędności w akcje, komu byśmy je powierzyli: państwu czy Kulczykowi...

Innymi słowy nasze poglądy są często w sprzeczności z racjonalnością naszego zachowania. Dlatego rządzący politycy nie liczą, że dobrowolnie będziemy finansować ich ambitne plany. Pan Morawiecki nie ogłasza emisji akcji fabryki elektrycznych samochodów, pan Tchórzewski nie liczy na dobrowolne inwestycje w akcje kopalni węgla kamiennego, pan Adamczyk też sceptycznie podchodzi do możliwości pozyskania prywatnych inwestorów do budowy swoich kanałów, zastępujących zwykłe rzeki. Grają o „duszę” czyli o poglądy, dzięki przekonaniu większości do „mądrości państwa”, państwo będzie mogło przymusowo zabierać nam oszczędności i robić z nimi to, na co ma tylko fantazję. Przy okazji kilkutysięczny aktyw partyjny sprawdzi się w roli przedsiębiorców zarabiając na chleb i ciasteczka. To, że w tej grze wszyscy tracimy, nikogo z „patriotów” nie interesuje.

Przypomnijmy sobie przytoczone słowa de Toqueville. Drenując nasze oszczędności, wyciągając kolejne składki na ubezpieczenia społeczne, politycy uważają, że jesteśmy zbyt głupi by bez pomocy państwa zadbać o swoją starość. Jednocześnie schlebiają nam wmawiając, że przy pomocy kartki wyborczej możemy decydować czy jest globalne ocieplenie, lub czy Wisła może płynąć do Adriatyku. Wydaje się, że żaden Amber Gold, żadna inna firma „krzak”, nie jest w stanie tak oszukać ludzi, jak demokratyczne państwo. I żaden oszust nie czuje się tak bezpieczny i bezkarny jak polityk.

dla cz.info.pl Jarosław Kapsa