Pustka

Jedne wybory, drugie wybory, podporządkowane im świętowanie 100 pierwszych dni rządu; komisje rozliczeniowe, spektakularne przecieki ze śledztw prowadzonych lub zapowiadanych… I pustka. Poczucie bezsilności rządu, który wciąż dobrze się zapowiada, ale z wieku chłopięcego wyjść nie może.

Płyną z wolna przecieki. Orlen, nasza „duma narodowa”, założył szwajcarską spółkę-córkę, postawił na jej czele faceta powiązanego z arabskimi terrorystami, podobno poszukiwanego za VAT-owskie przekręty. Za pośrednictwem tej spółki przekazał 400 mln euro podmiotom związanym z Putinem. Ot, taki nasz wkład narodowy w wojnę Rosji z ukraińskim „faszyzmem”. Gdyby to była łapówka za kontrakt na tańszą ropę, to można by to tłumaczyć dobrem firmy. Ale dar ten był całkowicie bezinteresowny, takie korne polizanie po tyłku w nadziei na łaskawe spojrzenie.

Autor tego gestu kandyduje do europarlamentu, by tam jako poseł dalsze przyjemności Putinowi czynić. Startuje z arcypatriotycznego bloku, wypatrującego pilnie wpływów niemieckich sterujących rządem Tuska. I co? I nic. Pustka.

Problem bowiem nie w Orlenie, lecz w wygodzie nowej władzy, której dobrze w butach PiS-owskich, więc nie ma zapału by coś, poza personaliami, zmieniać. Obajtka zastąpił nowy prezes, twór pozostał taki jakim był.

Kapitalizmu się nie lubi, bo taką doktrynę wyniesiono ze szkoły. Prywatny podmiot gospodarczy jest z natury egoistyczny, kieruje się zyskiem. Trzeba zatem kapitalizm zamienić na socjalizm, znacjonalizować podmiot, by zamiast żądzą zysku wykazywał się altruizmem. Nasz państwowy, altruistyczny podmiot jest z definicji dobry, prywatna konkurencja zła, trzeba zatem zniszczyć konkurencje i zapewnić „naszemu” monopolistyczną pozycję. Wtedy i benzyna będzie tańsza i parówki w hot-dogach obficiej polane keczupem. Tylko, że to tak nie działa – nie trzeba MBA by to zrozumieć.

Każde przedsiębiorstwo dąży do zdobycia pozycji monopolistycznej, a to jest zagrożeniem dla ogółu klientów, tym samym dla społeczeństwa. Dlatego w kolebce kapitalizmu, już ponad 100 lat temu, wprowadzono ustawy antymonopolowe. U nas też takowe obowiązują, ale w imię dobra państwa są obchodzone przez państwowe koncerny. Nie istnieje dobry monopol, każdy dąży do maksymalizacji zysków kosztem konsumentów. Tylko konkurencja wymusza obniżanie cen lub/i podnoszenie jakości. Tylko konkurencja wymusza postęp technologiczny, bo monopolowi nie są potrzebne zmiany.

To jedna zasada. Druga podobna jest do Frankensteina i jego dzieła. Orlen uważany jest za skarb narodowy, bo dumnie podkreśla państwową formę własności. Ale w sprawie tej szemranej, szwajcarskiej spółki-córki, pewnie się okaże, że właściciel, państwo, nie miał o niczym pojęcie. Gdy w czasach PiS NIK próbował robić kontrolę, to prezes inspektorów za drzwi wyrzucił, mówiąc, że to prywatna firma. W pewnym sensie miał racje. Orlen jest prywatną spółką akcyjną, w której część akcji należy do Skarbu Państwa. Nadzór właścicielski jest tu podobny do nadzoru nad niegdysiejszymi trustami oligarchów – Kulczyka, Gudzowatego, Krauzego – w których też nasz Skarb Państwa miał swoje udziały. Różnica w tym, że w tamtych koncernach panowie Kulczyk, Gudzowaty, Krauze itd., odpowiadali osobiście własnym majątkiem. W Orlenie akcjonariat jest tak umiejętnie rozproszony, że zarząd spółki stał się quasi-właścicielem, nieodpowiedzialnym i niekontrolowanym przez rzeczywistych właścicieli. Dowodem tego jest wpływ zarządu na nominacje do Rady Nadzorczej; prezes sam wskazuje kto go może kontrolować i w jakim zakresie. Sułtan turecki miał mniejszą władzę, niż tego typu prezes „państwowej” spółki.

Mamy zatem twór Frankensteina, wyłączony spod rzeczywistej kontroli monopol. W dodatku wystarczająco bogaty by na pęczki kupować sobie polityków rządzących w Polsce i innych krajach, gdzie prowadzi działalność. Gdyby tak nachalnie polityków korumpował Exon, BMW, ATT, Standard Oil, Google, to by wrzało. Mówiono by o Polsce jako o republice „bananowej”, wypominając hurtowy zakup prezydentów i premierów latynoamerykańskich przez amerykański koncern owocowy. Nowszym tego modelem są „republiki naftowe”, z tym, że tam nafta jest walutą w rękach dyktatorów, a nie dyktator marionetką koncernów. Model orlenowski bardziej pasuje do „bananowej” odmiany, niż do relacji Putin – Gazprom.

Ujawnianie przez nowy rząd „dobrej zmiany” kolejnych afer i aferek z czasów prezesury Obajtka jest równie potrzebne jak korrida w czasie fiesty. Inflacja sensacyjności powoduje, że nie wiadomo, co wzbudza większe oburzenie; czy szwajcarski przekręt, czy korzystanie przez prezesa z usług fryzjera na koszt firmy. Bohaterowi tych afer uśmiech nie schodzi z twarzy; pomagają mu nawet w kampanii wyborczej, bo tam najgorzej jest być anonimowym. Pelikany, czyli my, łykamy wszystko nie gryząc, nie trawiąc... Nie wiemy więc, czy rząd rzeczywiście wzmocnił nadzór nad Orlenem, czy też zadowala się tylko ściganiem króliczka o imieniu Obajtek. Czy to jest ta normalność, za którą opowiedziało się społeczeństwo 15 października 2023 r.? Nie sądzę. Raczej plagiat rządu pana Morawieckiego…

Orlen nie jest jedynym z państwowych dzieci Frankensteina. Możemy pocieszać się, że stacje benzynowe są pod różnym szyldem, ale owa „konkurencja” zależna jest od hurtowych dostaw monopolisty, zagospodarowujących blisko 90% rynku hurtowego paliw. Podobnie nie mamy wyboru w przypadku dostaw gazu: monopolistyczny PGNiG zawłaszczony został przez Orlen. W przypadku energii elektrycznej jesteśmy ofiarami zmowy państwowych karteli: Tauronu, Enei, Energi itp. Drobny wytwórca, mały producent energii z wody, słońca lub wiatru, tu się nie wciśnie, choćby oferował towar za o wiele niższą cenę; o dostawach decydują państwowe sieci. Bezkarnie mogą nas ogłupiać reklamy „państwowych” stworów, wmawiając, że wymuszony przez monopolistę zysk służy Polsce. Służy... ale przy okazji karmi Putina, pana Rydzyka, setki pijawek ustawionych przez partię na posadach, setki innych pijawek partyjnych udających dobroczynne fundacje i tego rodzaju chmarę. Haracz zdzierany przez monopolistę jest gorszy od podatków, bo nikt nie ma prawa i możliwości żeby kontrolować na co idą nasze pieniądze.

Ładnie to nazywają „bezpieczeństwo energetyczne”. Tylko czyje jest to bezpieczeństwo, bo z pewnością nie obywateli Rzeczpospolitej. Wojna na Ukrainie pokazała bezbronność i bezradność dużych systemów; bezpieczeństwo przynosi inwestycja w energetykę rozproszoną, gdy każde, nawet małe, skupisko ludzi może opierać się na własnych wytwórcach i własnych sieciach przesyłowych. U nas przesył musi być w rękach „państwowego słonia”, a inne „słonie” wytwórcze depczą małych, lokalnych producentów.

Normalność wymaga demonopolizacji. Konieczne jest odwrócenie zawłaszczania majątku państwa przez monopolistyczne twory. Rozważyć tu można przekazanie części linii przesyłowych energii i gazu w gestię samorządów, wymuszając na nich przestrzeganie reguły równego dostępu różnych dostawców. Potrzebne jest podzielenie Orlenu, otworzenie konkurencji na rynku hurtowym. Zasada równego dostępu do sieci przesyłowych wymaga podziału i wyznaczenia granicy między wytwórcami a dysponentami sieci. W przeciwnym wypadku gadanie o cenach kształtowanych przez giełdę energii, będzie zasłoną kryjącą zmowę wielkich, państwowych producentów. Gdy uzyskamy normalność możemy pozbyć się regulacji cen, możemy zlikwidować URE (Urząd Regulacji Energetyki), wystarczy urealnić i wzmocnić kompetencje Urzędu Ochrony Konsumenta i Konkurencji. Nie jest tu potrzebna żadna rewolucja, tylko przyjęcie reguł obowiązujących w Unii Europejskiej.

Za normalnością głosowaliśmy 15 października. Co mamy w zamian? Radość, że to „nasi” tuczą się na państwowych słoikach, że to nasi zyskali dostęp do żłobu. To chyba za mało, by czuć się usatysfakcjonowanym.

Wielkie słowa i pustka… Tak przedstawia się program rządzącej koalicji, zwanej już PiS-bis. I tego nie zmienią nudnawe posiedzenia tzw. komisji śledczych, czy rewolucyjne krzyki podnieconych aktywistek. Panie Tusk, weź się pan do pracy, twitowanie zostaw młodzieży!

dla cz.info.pl Jarosław Kapsa