Adam Hutyra przeczyta parę moich wierszy, Iwona Chołuj, Marta Kiepura i Włodek Grabowski zaśpiewają kilka piosenek, a towarzyszyć im będą: Andrzej Młodkowski, Michał Walczak i Jacek Sztuka. Nad całością czuwać będzie mój druh przyboczny i przyduszny, Włodek Grabocha Grabowski.
Swoje przybycie zapowiedział niejaki Godot, ale wiecie przecież jak się czeka no to indywiduum. Podobno będzie Werter W. Ale z nim też na dwoje babka (ta od mety) wróży.
Przyjdźcie, proszę.
ObWieś Wyszyński
... Wiesław Wyszyński, podobnie jak wielu twórców mieszkających w Częstochowie, nie jest rdzennym „medalikiem".
Do tego miasta został przeflancowany z gleby podlaskiej, jego korzenie tkwią gdzieś daleko w okolicach rzeki Bug. Ale nie to jest ważne. Ważne jest, że umie obserwować, umie widzieć i pisze, i robi to znacznie lepiej, dojrzalej, niż cała grupa młodych wierszujących częstochowian. Mam na myśfi tych „młodych", od wielu lat „zapowiadających się", mających dziś o.k 30-40 lat, a którzy długo jeszcze równie dobrze będą „zapowiadać się".
Wyszyński ma nie tak częsty dar odwagi i lekkości sformułowań, dość szeroki repertuar i rozmach środków wyrazu. Czasem są to parodie bełkotu licznych „kursokonferencji" (tfu!), czasem lakoniczny komunikat poetycki. Niekiedy pozornie dosadna konstatacja („nie kocham cię dniem"/kocham owłosioną nocą...") momentalnie przemienia się w specyficznie męską odmianę wzruszenia. Owo wzruszenie obecne jest w każdym jego wierszu, choćby najbardziej powściągliwym.
Podmiot liryczny wierszy W. Wyszyńskiego często przybiera pozę everymana, ale nie dajmy się zwieść - to tylko obronna poza autora. Ta maska ma go uchronić przed destrukcyjnym oddziaływaniem świata, w którym odbywa swe życie. Czy go uchroni? — to całkiem inne zagadnienie. Bo tak naprawdę, Wyszyński jest lirykiem do szpiku kości, choć zdaje sobie sprawę, że jego miejscem stałego pobytu jest ta właśnie ziemia, z której nie ucieknie. Choć będzie próbował, wiedząc, że rano dopadnie go „ból butelki", tu, w tej właśnie rzeczywistości, gdzie trwa nieustanna „inflacja świątyń" i bogów...
Częstochowa, dnia 1988-10-04
Waldemar M. Gaiński
Remake
Nie jest dobrze
Zbyt często
Bóg mnie opuszcza
Nie wiem
Do której instytucji mam słać zażalenia
Przed którą instancją mam się oflagować
Podpalić się spontanicznie rycząc protest song
Nie wiem
Jak stanąć na nogi i jak się ustawić
Aby się wypiąć na kogo potrzeba
Jest podobno matką wynalazków
Nobla bym dostał do ręki dynamit
Aby z Bogiem przełamać pierwsze lody
Bo chłodem zawiewa mnie kosmiczny przeciąg
Dobrze być nie może przecież nazbyt często
Bóg mnie opuszcza i doświadczam
NIC
Nie rozumiem
Więcej czytam skórą
Garbowaną kodem genetycznym Franciszki i Józefa
Która podpowiada że Pan Bóg
Ma na głowie świat nie z tego świata
A ja nie jestem przecież jego pępkiem
Tym nie mniej więcej tracę głowę łeb
Mi puchnie konstatując że
Zabijam go co dnia
W oknie na podwórze
(2010)
Benefis Ob. Wiesia, czyli „Ruina na Mecie” - godz. 19.00
Miejsce: Klub „Muzyczna Meta”, Częstochowa
ul. Jasnogórska 13
cz.info.pl