18. Hot Jazz Spring Festiwal w Częstochowie - nieoficjalnej stolicy jazzu tradycyjnego w Polsce

Mieszkańcy i Mieszkanki Częstochowy każdego roku z niecierpliwością wyczekują tego święta, bo też jest to wydarzenie nietuzinkowe, ważne na mapie wydarzeń miasta, niosące wiele pozytywnej energii i spełnienia.

Dyrektorem festiwalu jest pan Adam Klocek- szef filharmonii częstochowskiej, a siłą sprawczą, organizatorem i jednocześnie dyrektorem artystycznym jest Tadeusz Orgielewski – lider Five o’clock Orchestra i prezes PSJT w Częstochowie. To dzięki jego uporowi i determinacji Hot Jazz Spring mógł znów zagościć na deskach Filharmonii Częstochowskiej, w Klubie Politechnik i paru jeszcze innych miejscach w naszym mieście.

...ale od początku. Nieoficjalnie, dorosłe bo 18. już święto jazzu rozpoczęło się 1 czerwca w Gaude Mater od przesłuchań finałowych w konkursie Swingujący Kruk, natomiast uroczysty początek, połączony z Paradą Nowoorleańską odbył się w piątek, 2 czerwca jak zawsze na Placu Biegańskiego. Punktualnie o godzinie 18.00 pan Orgielewski powitał uczestników parady pozdrawiając z każdej komory i każdego przedsionka serca. Po przemarszu na Plac Louisa Armostronga i pod jego pomnikiem – jedynym w Europie – krótkie przywitanie wygłosili: patron Hot Jazz Spring Festiwal prezydent Częstochowy Krzysztof Matyjaszczyk, oraz poseł na Sejm Zdzisław Wolski. Panowie podkreślali, że to wydarzenie ma szczęście, bo jest organizowane przez dobrych ludzi i dla dobrych ludzi, tych pozytywnie zakręconych – nakazując wręcz dobrą zabawę.

Festiwal w tym dniu prowadził pan Marian Florek, w sobotę konferansjerkę przejął już dyrektor artystyczny wydarzenia. W ich głosach słychać było dumę i radość, że znów się udało – pomimo przeciwności. Odegrany został hejnał festiwalu, no i się zaczęło…

Nagrodę Honorowego Swingującego Kruka otrzymał pan Jan Boba, którego możemy spotkać czasami na koncertach w klubie Five o’Clock. Wraz ze stworzonym jedynie na potrzeby festiwalu zespołem Jan Boba and Friends rozpoczął muzyczną ucztę. Trzeba wspomnieć, że pan Jan otrzymał z rąk Prezydenta Ronalda Reagana nagrodę za krzewienie kultury amerykańskiej. Usłyszeliśmy standardy jazzowe, sporą dawkę bebopu i swingu. Na stałe ten laureat Honorowego Kruka tworzy Boba Jazz Band. Żartobliwe zaczepki, dowcip i lekkość to jego wizytówka. Być może dlatego też zaśpiewała z zespołem pełna dynamiki, energii i wdzięku pani Dorota Curyłło – bo takim mężczyznom się nie odmawia Nic tylko zamknąć oczy, dać się ponieść i odpłynąć.

Drugą część rozpoczął występ Krystyna Durys Band (septet), z towarzyszeniem naszych filharmoników pod batutą Adama Klocka.
Filigranowa, delikatna artystka, look niczym panna młoda zabrała nas do świata filmów, obrazów z lat 30-tych - 50-tych etc. Tak więc mogliśmy spotkać się z Pinokiem, z Czarnoksiężnikiem z Krainy Oz, zanucić Deszczową Piosenkę, zastanowić się czy faktycznie Mężczyźni wolą blondynki i wreszcie zjeść Śniadanie u Tiffanyego, pomarzyć wraz z Amerykaninem w Paryżu o Casablance.

Wieczór - mówiąc najprościej i najszczerzej - bardzo ładnych, pełnych wdzięku koncertów, delikatnych, eleganckich, wysmakowanych.
Oczywiście nie może zabraknąć jam session – w tym roku w Klubie Muzycznym Stacherczak – obowiązkowo!

Drugi dzień jazzowego święta zagarnął dla siebie Klub Poitechnik. Wieczór rozpoczął się od wręczenia nagród dla laureatów konkursu Swingującego Kruka i koncercie tychże.

O ile Honorowy Swingujący Kruk zawsze wędruje do rąk już bardzo zasłużonych muzyków, o tyle uczestnicy konkursowych zmagań nie mogą przekroczyć 30. lat. Są więc u progu muzycznych karier, a sam konkurs może się poszczycić w swojej historii znamienitymi laureatami. Tegoroczna edycja (powrót po latach, bo ostatnia edycja miała miejsce w 2018 roku), wyłoniła czterech laureatów Swingującego Kruka: pierwsze miejsce zajął Krzysztof Srokosz - saksofon, Częstochowianin, student Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach https://www.facebook.com/krzysztof.srokoszsz. Drugiego miejsca nie przyznano, ale za to trzecim miejscem uhonorowano aż trzy osoby: Aleksandrę Fleszar – również saksofon, Sebastiana Łobosa – klawisze oraz Jakuba Luboińskiego – vocal. Nagroda publiczności powędrowała do pani Aleksandry.

Oczywiście to dopiero początek wieczoru. Na scenę wkraczają muzycy zespołu Warsaw Dixielanders https://www.warsawdixielanders.waw.pl/. Cytując za stroną zespołu i przy okazji nieco przypominając o źródłach jazzu: Gatunek jazzu, jaki wykonuje zespół, jest wyjątkowy. Jest pod wpływem wielu różnych stylów i gatunków, ale nadal jest to typ muzyki wyraźnie amerykański. Dixieland to styl jazzu, który rozwinął się w Nowym Orleanie i Chicago i jest często przypisywany pionierom jazzu, ale opisuje także style doskonalone przez innych muzyków. Termin „Dixieland” mógł być również używany jako ogólne odniesienie do amerykańskich zespołów jazzowych w tym okresie. Jazz był historycznie określany jako forma muzyki o harmonijnym, bluesowym brzmieniu. […] Trudno wyobrazić sobie życie zespołu bez muzyki. Zespół powstał z miłości do muzyki i pasji. Członkowie zespołu to nie tylko muzycy. Pasjonują się swoją pracą i chcą dzielić się swoim talentem ze światem.

Usłyszeliśmy, zanuciliśmy sporą dawkę Louisa Armstronga. Podobno artysta początkowo odmówił wykonania cudownego utworu What are wonderfull world, że niby nie będzie w nim prawdziwy ani wiarygodny. W efekcie jak wiemy, na szczęście dał się namówić. Przebój ten na scenie Politechnika wybrzmiał po polsku – pięknie i szczerze

Nie zabrakło również niespodzianek. Czy ktoś z Państwa kiedyś słyszał muzykę góralską w wydaniu jazzowym? A my tak! A jeszcze Prząśniczki Stanisława Moniuszki na jazzowo – kto lubi eksperymenty, nowe brzmienia i romanse różnych gatunków ten miał okazję usłyszeć taki mix na żywo – takie całkiem udane jazzowe laboratorium.

Na koniec wisienka na torcie w postaci Jazz Combo Volta https://www.facebook.com/jazzcombovolta/?locale=pl_PL – sporo uzdolnionej młodzieży (choć nie tylko), wokalnie, instrumentalnie. Przy tej okazji poznaliśmy bliżej Glena Millera. Nie mogło też zabraknąć słyszanego chyba na każdym Jazz Spring: Bye mir bistu shein czy też Czata noga czuczu, New York New York, jak również Fly my to the moon Franka Sinatry. Zespół ma wielki talent do pobudzenia publiczności, rozruszania,roztańczenia, rozśpiewania - świetny kontakt, znane brzmienia, dobry humor i serdeczne podejście – to recepta na udany koncert, z którego nie chce się wychodzić.

I choć się nie bardzo nie chce, ale trzeba! Bo jam session czeka. Czeka również słoneczny, letni relaksujący niedzielny piknik na ulicy Jazzowej. Przypominam, jedynej ulicy o takiej nazwie w Polsce -a to z kolei z inicjatywy oraz za sprawą Siergieja Wowkotruba, najpierwszych skrzypiec Filharmonii im. Bronisława Hubermana w Częstochowie

Choć na początku Parady Nowoorleańskiej chmurki nieco postraszyły to aura jednak wiedziała co robić. Było słonecznie, spokojnie, pięknie. Bo pogoda dobrym ludziom sprzyja – bardzo!

dla cz.info.pl: AgAO; foto: Kornel Orłowski

18-hot-jazz-60
18-hot-jazz-01
18-hot-jazz-02
18-hot-jazz-03
18-hot-jazz-04
18-hot-jazz-05
18-hot-jazz-06
18-hot-jazz-07
18-hot-jazz-08
18-hot-jazz-09