Piotr Bąk o Arkadiuszu Gołasiu i jego przerwanej podróży

W piątek (17 listopada) w Muzeum Monet i Medali Jana Pawła II odbyło się spotkanie z Piotrem Bąkiem, autorem książki „Arkadiusz Gołaś. Przerwana podróż”. Po niespełna godzinnym spotkaniu z przybyłymi gośćmi, udało nam się porozmawiać propagatorem pamięci siatkarza, m.in. AZS-u Częstochowa.

Jak sam przyznaje w rozmowie z nami, książka powstała po to, by pamięć o Gołasiu nigdy nie zginęła.

Nasz rozmówca jest wielkim pasjonatem i fanem siatkówki, związany z nią od ponad 10 lat. Redaktor naczelny portalu siatkowka24.com, absolwent Instytutu Nauk Politycznych im. Jana Karskiego na kierunku Politologia oraz Uczelni Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej im. rtm. Witolda Pileckiego w Oświęcimiu. Książką „Arkadiusz Gołaś. Przerwana podróż” debiutuje na rynku. Dziennikarz nie ukrywa, że pamięć i ślad o Arkadiuszu Gołasiu, z upływem lat zanika. On sam do końca nie chce się z tym pogodzić, ale taka jest prawda. Książka biograficzna tego młodego, będącego u progu kariery siatkarza ma zapobiec, zapomnieniu Arka, nie tylko jako siatkarza, ale także jako fantastycznego człowieka.

Gołaś był wielką nadzieją polskiej siatkówki. Pochodził ze "złotej generacji", która miała odnosić wiele sukcesów na arenie krajowej i międzynarodowej. Jego kolegom to się udało, jemu nie było dane tego doświadczyć. Zginął 16 września 2005 roku w wypadku samochodowym na autostradzie A2 w Griffen koło Klagenfurtu w Austrii. Samochód prowadzony przez żonę siatkarza niespodziewanie zjechał na prawo i uderzył w betonową ścianę. Arkadiusz Gołaś zginął na miejscu, a jego żona trafiła do szpitala. Piotr Bąk zadbał o to, by pamięć o tym sportowcu nigdy się nie zatarła.

Ta książka nie jest kolejną zwykłą biografią. To piękny hołd oddany komuś, kto siatkówce poświęcił się bez reszty. I do dziś pozostał w sercach kibiców z całej Polski. Zachęcamy do przeczytania wywiadu.

Konrad Cinkowski: Nim czytelnicy portalu cz.info.pl "dotrą" do tego wywiadu, będzie trochę tekstu o książce, o Arku i o panu. Na początek jednak jeśli mógłbym prosić, by pan, swoimi słowami opowiedział coś o sobie.
Piotr Bąk: Jestem pasjonatem siatkówki, dziennikarzem i zarazem osobą, która z tym sportem jest związana, wiele, wiele lat. Pomyślałem sobie, że ta siatkówka jest dla mnie na tyle ważna, tak samo jak osoba Arka, że chciałbym, aby był on pamiętany z czegoś jeszcze dodatkowo. Ta książka ma być takim hołdem dla niego, ma przypomnieć temu mojemu pokoleniu i może trochę starszemu, kim był Arek, a młodzieży pokazać, jak fantastyczny był to człowiek.

- Kiedy pojawiły się pierwsze myśli, by napisać książkę oraz dlaczego wybór padł właśnie na Arkadiusza Gołasia, a nie na kogokolwiek innego związanego ze światem siatkówki?
- Arek na to zasłużył, był postacią nietuzinkową, wręcz fantastyczną. Zasłużył, by być w ten sposób upamiętniony, a zmarł bardzo młodo, mając dopiero 24 lata. Był u progu swojej kariery, został zakontraktowany na trzy lata przez jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy klub na świecie Lube Banca Macerata (w kolejnych latach w tym klubie grali Sebastian Świderski i Bartosz Kurek. Obaj Polacy grając w tym klubie występowali w koszulce z numerem 16, tym samym z którym występowałby Gołaś - dop. red.), więc ta jego fantastyczna podróż została dramatycznie przerwana. Chcę, by tą książką o nim pamiętać, jak najdłużej.

- Domyślam się, że ta pierwsza rozmowa z rodzicami Arka czy jego żoną na temat wyrażania chęci o napisaniu książki o ich synu czy też mężu, była najtrudniejsza. Pan sam czuł też jakiś lęk, obawę przed tym spotkaniem?
-Bardziej czułem niepewność. Wiem jak ciężka to jest sytuacja dla rodziny i nie chcę sobie wyobrażać, co oni muszą czuć. Największemu wrogowi nie życzę, by przeżywali to samo.

- Satysfakcja z napisania książki jest dla pana zapewne olbrzymia. Jednak jak wiele trudu, czasu i poświęcenia musiał pan włożyć w to, by książka „Arkadiusz Gołaś. Przerwana podróż” w ogóle powstała?
- Dla mnie każdy przejechany kilometr był niezwykle ważny i wiele mi wniósł do książki. Tutaj pragnę podziękować wszystkim tym, którzy pomogli mi, by ta książka powstała. To jest coś absolutnie niesamowitego, że środowisko jest tak skonsolidowane w tym momencie. Chciałbym, by ono było takie cały czas, ale niestety różne rzeczy się dzieją, ale ta książka pomogła przypomnieć temu środowisko raz jeszcze kto to był Arek. Nie ukrywam, że niektóre kręgi bez wymieniania osób i instytucji, zapominają o Arku Gołasiu. A nie powinni.

- Jak już mówimy o zapominaniu osoby Arkadiusza Gołasia to zapytam ogólnikowo. Z wiadomych względów, młode pokolenie kibiców siatkówki mogło nie mieć styczności z tym sportem, gdy Arek osiągał sukcesy czy też, gdy nadszedł ten feralny, wrześniowy dzień. Ale czy wśród tego "średniego" pokolenia, tych starszych fanów, ta pamięć o Arku jest należyta czy jednak powoli, ale zanika?
- Pisząc tę książkę, gdy było to dziewięć lat po śmierci Arka, ponieważ zacząłem już w 2014 roku, zastanawiałem się dlaczego nikt się jeszcze za to nie zabrał, dlaczego nikt nie napisał nic o tym fantastycznym człowieku, siatkarzu. Czy bano się? Czy jeśli ktoś powie, że nie miał czasu... to okej, ale ja też go nie miałem. Działałem pod presją czasu, uczelni i innych spraw, np. rodzinnych. Niektórzy teraz mają żal, z kolei inni pytają - "dlaczego ty to zrobiłeś, bo może mogłem ja". To mi się w tym sensie nie podoba, że jeśli ktoś ma uwagi albo ktoś nie ma odwagi mi powiedzieć "dziękuję", choć powinien to uczynić, to proszę zaznaczyć, że ja nigdy nie oczekuję, by ktoś mnie chwalił. Są osoby jednak, zwłaszcza ta jedna, która mi pomogła i ona doskonale wie o kim mowa, która powiedziała, że dziękuje, fajnie, że ta książka powstała i ja mogłem ci pomóc.

Piotr Bąk (z prawej) uważa, że Arkadiusz Gołaś zasłużył na napisanie o nim książki

- W obecnych czasach kibice, szczególnie ci młodego pokolenia są wpatrzeni w tych, którzy obecnie czarują nas na siatkarskich parkietach. Arek był i jest zarazem sportowcem, którego historię warto poznać, szczególnie wśród prawdziwych fanów siatkówki i niezależnie czy ktoś obecnie ma lat 90, 50 czy 15.
- Ja powiem jeszcze inaczej. Ktoś kto interesuje się siatkówką, to rzadko spotykam się z tym, by ktoś Arka nie znał - sytuacji, tego co się działo. To jest postać absolutnie fenomenalna, którą powinno się pamiętać. Młodzież, tak jak powiedziałeś nie miała prawa go znać, bowiem nie było jej jeszcze na świecie albo miała ledwie kilka lat. Natomiast ta starszyzna, ma sobie o tej osobie przypomnieć, a młodzież poznać.

- Częstochowa jest dla pana czwartym przystankiem w promocji książki. Zaczęło się od Ostrołęki, miasta, gdzie Arek spędził całą młodość, stawiał swoje pierwsze kroki w świecie siatkówki. Czy czuł pan taką wewnętrzną potrzebę, by zacząć właśnie tam swoją promocję biografii?
- Gdy zacząłem ją pisać, gdzie nie miałem prawa myśleć o spotkaniach autorskich, pomyślałem, że to jest konieczne. Ostrołęka to miejsce szczególne, bowiem tam są ludzie, którzy go pamiętają. Gdyby Ci mieli możliwość to postawiliby mu pomnik, na który Arek zasługuje. Miasto go szanuje, czego potwierdzeniem może być fakt, że na pierwszym spotkaniu było ponad sześćset dzieci, a na drugim ponad czterystu mieszkańców, pokazuje, że to miejsce było ważne, by tam pojechać.

- Sam osobiście jeszcze nie miałem okazji przeczytać tej książki, choć postaram się to nadrobić niedługo, ale zaczerpnąłem opinii tych, którzy już przeczytali. Są na pewno pod wrażeniem i oni, jako kibice są zadowoleni. Nie wiem czy to pytanie będzie odpowiednie, ale... czy Arek byłby dumny, zadowolony z tej książki?
- Tak sobie myślę. Arek patrząc na to wszystko z góry, jest dumny z tego co się dzieje, że jest jego memoriał, że się o nim pamięta. Myślę, że z tej książki też byłby dumny, choć zapewne powiedziałby, że za fajnie, za bardzo, że nie zasłużył, ale taki Arek był. Zasłużył na taką książkę i na jeszcze dwie, trzy kolejne, opisujące np. jego prywatne historie, chociaż myślę, że ta książka wyczerpuje temat. Wątpię, by ktoś się podejmował i nie mówię tutaj dlatego, że ta książka jest idealna, bo nie jest. Ale jest pierwsza i będzie zawsze pierwszym wspomnieniem o Arkadiuszu Gołasiu i z tego się osobiście cieszę.

- Tak jak wspomniałem, zaczerpnąłem wiedzy znajomych na temat tej książki i uznali, że powinna to być obowiązkowa lektura każdego kibica siatkówki. A w jaki sposób pana zdaniem można zachęcić tych, którzy z tym sportem styczności nie mają, ale warto, by chociaż poznali Arka?
- Bo to osoba fantastyczna, jak wielokrotnie wspomniałem. Każdy kibic sportu powinien ją znać, chociaż wiadomo, że nikogo zmusić do tego nie można. Warto przeczytać, nawet jeśli nie zamierza się kupić to na pewno znajomy pożyczy, będą w bibliotekach, a historia warta poznania. Jak sukces może człowieka nie zmienić, bo właśnie Arka nic nie zmieniło to, co się wydarzyło. Był taki sam jako mały chłopiec, jako młodzieniec i jako facet, który grał w największych klubach w Polsce i jechał grać dla największego klubu na świecie. To pokazuje jaką trzeba mieć dla siebie pokorę i jak wiele trzeba mieć w sobie zacięcia. Tylko ciężką pracą można do czegoś dojść i Arek doskonale o tym wiedział, że gdy nie będzie ciężko zapieprzał na treningu, to nic z tej gry nie będzie.

- Ile w tej książce jest życia prywatnego, a ile życia sportowego Arka? Czy może jednak rozłożyło się to po połowie?
- Nie chcę tutaj dokładnie mówić, by nikt mi później niczego nie zarzucił, ale jest trochę Arka prywatnie, jest też wiele kwestii sportowych. To jest historia, która pokazuje życie siatkarskie "od środka". Z jednej strony ten reżim treningowy, meczowy, a z drugiej strony to jego codzienne życie, jaki był, jak się prowadził czy co lubił, a czego nie.

- Jak już poruszyliśmy, Częstochowa to czwarte miejsce w promocji książki. Jakie dalsze plany?
- Chciałbym być obecny na Klubowych Mistrzostwach Świata (12-17 grudnia, Łódź, Opole, Kraków - dop. aut.) i jestem na etapie kontaktu z organizatorami. Również chciałbym promować książkę podczas spotkań ligowych. Mam już zaproszenie do Bełchatowa, Rzeszów jest też koniecznym przystankiem, bo grał tam "Igła" (Krzysztof Ignaczak, przyjaciel Arkadiusza Gołasia - dop. aut.) czy Kędzierzyn-Koźle. Jednak muszę mieć na to wszystko czas i dograć. Chęci mam zawsze, byleby był czas, bo nawet bez siły to "machnie" się jednego czy drugiego energetyka, kawę i jedzie się dalej.

Książka jest do zakupienia m.in. na stronie wydawnicstwa SQN - TUTAJ

- Nim zadam jedno z ostatnich pytań, muszę się upewnić. Nie udało się panu poznać Arka?
- Niestety nie, nie było okazji...

- Zatem czy żałuje pan tego?
- W jakiś sposób tak. Widziałem w gazetach, Internecie czy telewizji jaka to była świetna postać, inna od wszystkich. Czasu nie cofnę, a siatkówka dopiero zaczynała być ważna w moim życiu w momencie, gdy Arek zginął. Boli mnie to niesamowicie, że tak wspaniała podróż, świetnie zapowiadająca się kariera została brutalnie przerwana. To mnie bolało, boli i będzie boleć.

- Wszyscy wiemy jak wspaniałym talentem był Arek. Na koniec naszego wywiadu chciałbym zapytać czy jest szansa, że w polskiej siatkówce pojawi się kiedyś drugi taki człowiek czy Arek był kimś wyjątkowym? Zarówno wspaniałym człowiekiem jak i talentem, popartym pracą.
- Ja teraz taką postać widzę, która mi się podsuwa to Jakub Kochanowski, siatkarza AZS-u Indykpol Olsztyn. Jeśli Kuba trochę popracuje nad głową, mentalnością to będą z niego wielcy ludzie, siatkarz. On dopiero zaczyna przygodę, nie karierę, ale właśnie przygodę z siatkówką, a już jest wspaniały. Jeśli jednak tak jak mówię, popracuje nad głową to jest szansa, że będziemy mówić kiedyś o nim jako o wspaniałym siatkarzu.

- Bardzo dziękuję za ten wywiad, za te kilkanaście wspólnie spędzonych minut. Czy chciałby pan coś na koniec dodać, tak od siebie?
- Wielokrotnie dziękowałem wielu osobom, ale zawsze się staram czynić to raz jeszcze. Mowa tutaj o rodzicach Arka - pani Danusi i panu Tomaszowi, żonie Agnieszce, swoim rodzicom i siostrze, a także Łukaszowi Klinowi z Poznania. Chłopak ma niesamowity problem zdrowotny, ma porażenie mózgowe, a mimo wszystko jest fantastycznym człowiekiem i jeździ po całej Polsce i Europie. Dla wszystkich, wielkie brawa, a ja tylko spisałem tylko to, co oni wszyscy mówili. Ja osobiście się cieszę, że miałem styczność z tymi ludźmi i fantastyczną przygodą.

cz.info.pl, Konrad Cinkowski, foto: Waldemar Deska