Historie Jarosława Kapsy. Opowieść 35

Z ULICY GĘSIEJ NA SŁONECZNE KĄPIELISKO - Ulica Gęsia już nie istnieje, była to jedna z uliczek Starego Miasta, biegnąca tam, gdzie dziś wznosi się bunkier „Puchatka”.

Opis miejsca zamieszczony w „Gońcu Częstochowskim” nr 102 z 5 maja 1937 r przybliża klimat Częstochowy. „Klinkier kończy się....Z jednej strony wąskiej uliczki z Nowego na Stary Rynek biegnie szarawy mur kościoła św. Zygmunta, a z drugiej...właśnie, z drugiej w wprost przeciwnym kierunku rozpoczyna się zapomniana ulica o klasycznych kocich łbach (...) Częstochowianie przyzwyczaili się do spacerowania środkiem jezdni ładniejszych ulic. Ma to swój głęboki sens, dla przyjezdnych zupełnie niezrozumiały (...)

Niewtajemniczonym można tylko wyjaśnić, że przyzwyczajenie powstało stąd, że gładkie jezdnie (...) były znacznie przyjemniejsze dla cieńkich kryzysowych podeszew....Środkiem jednak zapomnianej ulicy nie można przechodzić, bowiem płynie sobie powykręcanym głębokim rynsztokiem szeleszcząca łupinami różnych warzyw – woda. Aby smętnie wyglądający strumyczek miał większe podobieństwo do górskiego – zasilany jest z każdego domku dopływem. (...) Charakterystyka folkloru zapomnianej ulicy o 3 – metrowej szerokości, jest nadzwyczaj trudna do podchwycenia.

W Warszawie wesoły Wiech powiedziałby, że mieszkańcy: to starozakonne pudle, beduiny...ale w Częstochowie nie można trawestować tych określeń. Powracając do charakterystyki budowli – to styl meksykański przechodzi nagłym skokiem w prosty szkielet betonowego budownictwa, aby w metamorfozie łagodnie powyginanymi dachami przejść znów w nasz własny beztroski..okno tu, okno tam, drzwi tu...a  jeszcze jedno prosto na ulicę z pierwszego piętra, na szczęście zamknięte wielką kłódką (...) Na meksykańskim balkonie zawieszone zostały nadzwyczaj dekoracyjnie: połatane czerwone kołdry, chustki, ścierki, marynarki...pierzyna z bronzowymi obwódkami z odkalkowaną zdaje się mapą lądu Antarktydy (...) W zakończeniu zapomnianej ulicy (...) znajduje się jedyny sklep „Wyrób wędlin” i skład popsutych wozów, swobodnie pozostawionych na środku ulicy. (...) Aby podkreślić nieład artystyczny – mieszkańcy prześcigają się w wyrzucaniu na jezdnie starych pakuł, gazet (...) widzi się zniszczoną cholewkę buta i wiele rzeczy o bliżej nieokreślonej nazwie...”

Gęsia była symbolem szlumsu, więc ten opis nie pasował do  innych ulic centrum. Ale to też była Częstochowa. Stare Miasto zamieszkiwało blisko 30 tys ludzi, żyjąc w ścisku w warunkach urągających wymogom higienicznym i zdrowotnym. Gorsze jeszcze warunki bytowe panowały w słynnych barakach stradomskich. Nie można twierdzić, że owe problemy nie były dostrzegane przez publiczną władzę. Przeciwnie – stworzenie zdrowych warunków bytowania było ideą podnoszoną w Częstochowie od początku XX  w. I nie były to tylko słowa. Z idei głoszonych przed I wojną światową przez lekarzy społeczników działających w Towarzystwie Higienicznym zrodziły się programy inwestycyjne: budowa systemu wodociągów i kanalizacji, utwardzania i asfaltowania ulic, budowa domów robotniczych, urządzanie parków i terenów zielonych, rozwój placówek służby zdrowia... realizowanych przez tych samych lekarzy społeczników uczestniczących już w samorządowej władzy: dr. Józefa Marczewskiego i dr. Stanisława Nowaka.

Nie ukrywano potrzeb: gdy Częstochowę odwiedził w 1937 r premier Sławoj Składkowski, zaprezentowano mu baraki stradomskie (otrzymano dzięki temu 2 tys zł dotacji na niezbędne czynności porządkowe). Stymulowano także  prywatne przedsięwzięcia – tak jak realizowana od 1937 r przez dyr Geogesa Cautron z Union Textille (dawniej Motte...) budowa osiedla-ogrodu: 250 domów robotniczych z ogródkami...

Dzieci z tych najuboższych dzielnic kierowano na letnie kolonie. Każdego roku bezpłatny pobyt na 3 – tygodniowym turnusie zapewniano 2 tys dzieci. Nie były to warunki luksusowe: wynajmowano na ten cel folwark w Kocierzowych k/ Kamieńska lub korzystano z gościny u Nieniewskich w Skrzydlowie nad Wartą; ważny był dostęp do czystego powietrza, słońca i wody. Słońce, woda, sport to miały być najlepsze lekarstwa na gruźlicę, krzywicę i liczne, inne schorzenia dotykające dzieci z suteren, z zawilgoconych oficyn, bawiące się w ściekach, na pozbawionych słońca podwórkach.

Pierwszą, sztandarową inwestycją, kierowaną dla usportowienia częstochowskiej młodzieży, była budowa Ogniska Niepodległości – zespołu obiektów sportowych przy obecnej ul. Pułaskiego (dziś miejsce to zagospodarowała Akademia Polonijna). Drugą podobną inicjatywą stała się budowa basenu – kąpieliska miejskiego – przy ul. Sobieskiego.

W lutym 1937 r projekt przedstawiony został publicznie przez specjalnie utworzone Towarzystwo Krzewienia Sportów Wodnych. Towarzystwo, któremu przewodniczył dowódca 7 Dywizji Piechoty gen. Janusz Gąsiorowski, grupowało najwybitniejszych obywateli, w tym prezydenta miasta i starostę. Pochodzący z Lwowa, oficer artylerii, generał brygady Gąsiorowski, od 1935 r jako dowódca 7 DP, odpowiadał za garnizon częstochowski, a w tym ulokowany w koszarach zawady 27 pp i w koszarach zaciszańskich 7 pułk artylerii lekkiej. Gąsiorowski mieszkał w willi, przy narożniku ul. Focha i ul. Wolności ( zwanej od jego osoby willą generalską). W pobliżu, w dawnej kamienicy W.Ks. Michała Aleksandrowicza, zakwaterowani zostali wyżsi oficerowie  dywizji. Tam także znajdowało się kasyno oficerskie. Teren między Domem Księcia a obecną ulicą  Korczaka, należący do Romanowów, został po wojnie przejęty przez państwo. W początkach lat trzydziestych wybudowano to dwupiętrowy gmach starostwa. Nieuporządkowany, przypisany wojsku plac, między starostwem a Domem Księcia generał Gąsiorowski przekazał pod budowę basenu.

Projektowanie pływalni powierzono inż. Tadeuszowi Lipowcowi. Zaprezentowany publicznie 27 lutego 1937 r obiekt miał być kompleksem wielofunkcyjnym. Miały tu się znajdować dwa baseny. Jeden o wymiarach 25 m na 40 m., o głębokości od 60 – 160 cm, uzupełniony o brodzik dla dzieci głębokości 50 cm, miał mieć charakter rekreacyjny. Drugi, o wymiarach 20 m na 25 m, głębokości 1 – 4,5 m, podzielony na 7 torów, z wieżą do skoków, służył jako zaplecze dla sportów wodnych.    Przewidziano tu także trybuny dla publiczności. Ogółem pływalnia zajmować miała obszar 11 189 m.kw, w tym budynki 338 m ( 12%), tereny zielone 4 115 m (36%), plaża 920 m (8%). Powierzchnia wody w basenie rekreacyjnym – 1000 m.kw, w basenie sportowym 500 m kw.; łączna objętość wody:  2866 m.sześć. Urządzenia pomocnicze, w tym szatnie na 1060 os, z 60 kabinami indywidualnymi, zajmowały 3316 m kw., ( 16%). Przewidywana  ilość osób dziennie: basen rekreacyjny – 830, basen sportowy – 200. Maksymalna przewidywana frekwencja 3300 osób.

Realizację podzielono na dwa etapy: koszt pierwszego – 130 tys zł, koszt drugiego – 70 tys  zł.

Projekt został przyjęty z aplauzem. Z równym zapałem przystąpiono do realizacji. Inicjatywa była społeczna, wiec każdy ze 180 członków towarzystwa  zobowiązał się do uiszczenia składki w kwocie nie mniejszej niż 50 gr. miesięcznie. W kamienicy Al, NMP 42 otwarto biuro przyjmujące  dobrowolne wpłaty częstochowian. Uzyskano także dotacje z centralnych funduszy przeznaczonych na rozwój sportu. Ponieważ w 1937 Polska musiała hołdować zasadzie „chcesz pokoju, gotuj się do wojny”, a sport traktowano jako element przygotowania przyszłych żołnierzy, główny ciężar realizacji przejęło na siebie wojsko. Duchem inicjatywy, organizatorem i wykonawcą stał się,  szanowany w Częstochowie dowódca piechoty dywizyjnej płk Stanisław Maczek, będący jednocześnie szefem obwodowym Ligi Morskiej i Kolonialnej. Przedsięwzięcie uzupełniało dotychczasowe inicjatywy Ligi, w tym prowadzenie przystani wodnych na Warcie i organizację obozów nad Bałtykiem. 

I tak wspólnym wysiłkiem i wspólnym kosztem w ciągu dwóch lat zrealizowano projekt inż Lipowca. W lecie 1939 r tysiące częstochowian korzystało z wody i słońca na pięknej pływalni. Niestety, był to pierwszy i ostatni sezon kąpielowy...Rok później pływalnia funkcjonowała z tabliczkami „Nur fur Deutsche” (tylko dla Niemców) służąc relaksowi żołnierzom Wehrmachtu, gestapo i innym funkcjonariuszom III Rzeszy.

dla cz.info.pl Jarosław Kapsa