Historie Jarosława Kapsy. Opowieść 20

SPOŁECZEŃSTWO NIE ODPOWIADA WŁADZY - Kilkanaście dni po wyborach, 20 listopada 1938, nowowybrany poseł częstochowski Józef Plebanek odbył spotkanie ze społeczeństwem.

Społeczeństwo Częstochowy wysłuchało o długiej liście sukcesów rządu. Były tam niewątpliwie rzeczy namacalne: na 11 listopada otwarto, wybrukowaną klinkierem z Grodkowa, „autostradę” Częstochowa – Sosnowiec, kończono prace na koleją Śląsk – Porty, w tym nad odcinkiem Częstochowa – Siemkowice... Pan poseł kończąc relację  zauważył z emfazą: to wszystko zrobił rząd...a co zrobiło społeczeństwo...

Cenzura oszczędziła posłowi gorzkich uwag; nawet jednak stonowanym głosem lokalny „Goniec Częstochowski” wylał swoje żale. Józef Plebanek ( 1992-1960) nie był postacią znaną i cenioną w Częstochowie. Pochodzący z Sosnowca robotnik, w okresie rewolucji 1905-6  był bojowcem PPS, potem w drużynach strzeleckich. W czasie I wojny światowej  współtworzył w Zagłębiu POW, za co spędził kilka miesięcy w niemieckim wiezieniu.

Po wojnie z zaciągu Grażyńskiego walczył w powstaniach śląskich. W latach pokoju był nauczycielem w.f w Sosnowcu, a po dojściu sanacji do władzy działaczem strażackim, w tym wojewódzkim instruktorem  w Kielcach. Wybory w 1938 r miały specyficzny charakter wyrażony hasłem: zapamiętaj cztery słowa, sejm to ordynacja nowa”. Dla znacznej części polityków owe cztery słowa kojarzyły się z czterema literami. Do Sejmu, zmniejszonej do 208 posłów, wybieranych w 104 okręgach, dzięki skomplikowanemu układowi prawyborczemu dostało się 164 kandydatów OZON; nie dopuszczono nikogo z opozycji. Sito wyborcze nie przypuściło nawet twórcę ordynacji, idealisty Walerego Sławka. Arogancja posła Plebanka przypomniała ogółowi, że było wśród częstochowian o wiele bardziej znanych i zasłużonych, których brak demokracji pozbawił szans na poselski mandat.

W samorządzie częstochowskim dominowała opozycja – narodowcy i PPS. Mimo wzajemnych animozji wspólnie z jednakową goryczą przyjęli słowa ozonowskiego posła strażaka. Zwłaszcza, że ta podzielona Rada i prezydent Jan Szczodrowski mogli podobną długą listę sukcesów przedstawić: 12 km  nowych, utwardzonych kostką, asfaltem lub klinkierem dróg,  budowa dwóch szkół, przebudowa rzeki Warty, dokończenie budowy teatru...Bo co mogło jeszcze społeczeństwo zrobić dla rządu, skoro rząd nie dostrzegał w nim partnera....Najlepiej gdyby tylko okazywało poparcie. Tak było; bez przymusu tłumy gromadziły manifestacje popierające Rydza Śmigłego w okresie konfliktu z Litwą czy w czasie przyłączania Zaolzia. W tej drugiej sprawie z samej Częstochowy ponad 1000 ochotników w ciągu kilku dni zasiliło Komendę Zaciągową by wstąpić do korpusu tworzonego do walki z Cechami. Manifestowano także , w gronie ponad 40 tys mieszkańców, z okazji quasi-państwowego święta imienin Marszałków: ś.p. Józefa Piłsudskiego i Edwarda Rydza – Śmigłego. Polityka sanacyjna była popierana przez większość, nie było więc uzasadnienia wyrażanej publicznie niechęci  „sanatorów” do społeczeństwa.



Ta niechęć nie tylko werbalne miała oblicze. W styczniu 1938 r publicysta wileński Stanisław Cywiński napisał artykuł, w którym – zdaniem odbiorców – nazwał Piłsudskiego „kabotynem”. Piłsudski, przyzwyczajony do gorszych zniewag, pewnie by nie obraził się na słowo krajana. Niestety, nie żył; a o jego honor upomnieli się wojskowi. Na polecenie gen. Dąb – Biernackiego wybrane grupy oficerów pobiły autora . Bestialskie kopanie  na oczach żony i dzieci  starszego wiekiem  Cywińskiego, którego patriotyczne zasługi mogłyby być wzorem dla oficerów, gorzej zraniło legendę Piłsudskiego, niż najostrzejsze słowa krytyków. A Sejm zamiast stanąć w obronie wolności obywatelskiej uchwalił ustawę o obronie dobrego imienia Marszałka. Zgodnie z duchem tej ustawy skopany publicysta dostał 3 lata wiezienia, a kopiący nagrody.  

Nietykalne i chronione przed krytyką było nie tylko imię Marszałka. Po ten sam przywilej sięgali jego epigoni. Odnosząc się z szacunkiem do osiągnięć p.o. Prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego, pamiętano mu w środowiskach samorządowych rzucane publicznie na zjeździe Związku Miast Polskich pogróżki, że miejsce dla krytyków jest w Berezie. Żenujący był proces karny o zniewagę wytoczony przez Starzyńskiego Władysławowi Studnickiemu. Zadziorny staruszek zarzucił komisarzowi Warszawy, że jest „ zawodowym piłsudczykiem” promującym w polityce kadrowej „samych swoich”. Co gorsze, dla Starzyńskiego, potrafił to udowodnić przed sądem wskazując dziesiątki przykładów nominacji wynikających z politycznej protekcji.



Władza potrafi demoralizować, na szczęście w odróżnieniu od systemów dyktatorskich, sądy i prokuratura  potrafiła w „sanacyjnej Polsce” ścigać także „sanatorów”. Głośna była w 1938 r sprawa posła Idzikowskiego, skazanego  na 5 lat za łapownictwo. Idzikowski zasłużył się dla swojego obozu, gdy jako poseł BBWR w 1930 r na sali sejmowej pobił znakomitego ekonomistę, posła SN prof. Romana Rybarskiego. Dzięki tej „odwadze” stał się postacią wpływową, co wykorzystywał w kontaktach z małymi i wielkimi przedsiębiorstwami, „załatwiając” im sprawy w Ministerstwie Finansów.

W Częstochowie też nie oszczędzano pięści w obronie własnych racji. W kwietniu 1938 na wychodzącego ze szkoły na ul. Waszyngtona nauczyciela Marcina Świeckiego napadło czterech innych kolegów nauczycieli, bijąc do nieprzytomności na oczach dzieci. Powodem pobicia był fakt, że Świecki, opisując w ”Głosie z Jasnej Góry” wiec Związku Nauczycielstwa Polskiego, przytoczył  słowa uczestnika, kierownika szkoły w Gnaszynie, że „Kościół jest szkodnikiem narodowym”.  Agresywnych laickich nauczycieli skazano na grzywnę; wspomniany kierownik szkoły pan Henryk Jędrusik ( ojciec pięknej Kaliny) wybrany został senatorem RP.

Nie można było jednak tego incydentu traktować w kategorii walki sanacji z kościołem. Wybrany z listy OZN Jędrusik musiał niedługo po wyborach z pokorą obserwować, jak „szkodnicy narodowi” z bp. Antonim Zimniakiem na czele, wręczali – w obecności  starosty i prezydenta – ryngraf z Matką Boską Częstochowską filarowi lokalnej sanacji, płk Stanisławowi Maczkowi. Znany z licznych inicjatyw społecznych dowódca piechoty 7 DP, odchodził by w Rzeszowie formować brygadę pancerną. Przy całej jaskrawości antyklerykalizmu „lewego skrzydła” „sanacji”, żadna większa uroczystość propaństwowa nie mogła się odbyć bez księdza.



Dyktatorski styl OZN był podobny współczesnym „postpolitycznym” partiom; reagował twórczo na słupki poparcia opinii publicznej. Bito, wsadzano do wiezień i do obozu w Berezie narodowców, jednocześnie prowadzono „narodową politykę” popierając bojkot sklepów żydowskich i uchwalając ustawę zakazującą uboju rytualnego.  W kategoriach groteski odebrać też można było dekret Prezydenta RP z listopada 1937 r rozwiązujący loże masońskie. Wykonawcami tego dekretu stali się eks-masoni: szef OZN Stanisław Skwarczyński, prezydent Warszawy Stefan Starzyński, wiceminister Spraw Wewnętrznych Władysław Korczak...

Takie czasy. Przed dniem Wszystkich Świętych w 1938 r policja zlikwidowała w Warszawie redakcję pisma „Wspólne życie”. Pismo redagowane przez byłego dziennikarza rosyjskiego Wańkę Probieńko, było wewnętrznym organem informacyjnym środowiska żebraków. Nie brakło więc na łamach poradników fachowych jak wyłudzać pieniądze, jak kraść, jak maskować się przed policją. Były barwne opisy, np: pogoni za bandytą Kozłem...Nie brakowało także informacji i komentarzy politycznych. Złośliwi mówili, ze właśnie ze względu na owe komentarze, ukazujące się poza cenzurą, policja zniszczyła „niezależne” pismo żebraków i farmazonów. Takie czasy...

dla cz.info.pl Jarosław Kapsa

Na zdjęciu działacz polityczny i publicysta Władysław Studnicki. Fotografia zamieszczona w prasie w związku ze skazaniem Studnickiego na trzy miesiące więzienia za zniesławienie wojewody śląskiego Michała Grażyńskiego.