Tchórzostwo referendalne

Pan Kaczyński uznał, że Polacy w referendum powinni wypowiedzieć się w temacie unijnych propozycji relokacji uchodźców. Pomysł toporny: wykorzystanie gorączki referendalnej, by zwiększyć szansę swojej partii na wygraną w wyborach parlamentarnych.

Proponowałbym tu sięgnięcie do tradycji. Wzorem Hitlera, z listopada 1933 r., można połączyć referendum z wyborami, zadając proste pytanie: „Czy Ty, Niemcze, i Ty, Niemko, aprobujesz tę politykę rządu Twojej Rzeszy i czy gotowi jesteście uznać ją za wyraz waszych własnych zapatrywań i waszej własnej woli i uroczyście opowiedzieć się za nią”. Po spaleniu Reichstagu i wysłaniu oponentów do Dachau, tylko 3 mln Niemców ryzykowało odpowiedź negatywną, 40 mln było za...

Być może ten wzór referendalny byłby w dzisiejszej Polsce anachronizmem. Wszak według TVP: „Ty, Polaku i Ty, Polko” aprobujecie politykę rządu, gotowi jesteście uznać ją za wyraz własnych zapatrywań i uroczyście opowiedzieć się za nią... Potwierdzić to przypuszczenie mogą zwykłe wybory parlamentarne.

Istotą referendum jest prostota pytań ułatwiająca prostotę odpowiedzi. Stalin pytał w referendum w grudniu 1939 r., czy mieszkańcy Zachodniej Ukrainy i Białorusi chcą przyłączenia do ZSRR, sygnalizując, że ci którzy nie chcą zostaną usunięci. W 1946 r., zamiast obiecanych w Jałcie wolnych wyborów, mieliśmy niewolne referendum, którego treść i pałka UB zmuszała do powiedzenia „tak, tak, tak”. Jest zatem w historii wiele wzorów skutecznego korzystania z tzw. mechanizmu demokracji bezpośredniej. Większość z nich pokazywało jak bezpośrednio zniszczyć demokracje.

W dodatku, w propozycji pana Kaczyńskiego, wyczuwa się asekurację, a nawet tchórzliwość. Sens pytania dotyczy jakiegoś, nieznanego większości, mechanizmu relokacji. Ogół może to zrozumieć jako pytanie: czy chcesz przyjąć uchodźców... Odpowiedź na to jest przewidywalna, nikt nie lubi nakładać na siebie dodatkowych obowiązków. Jednocześnie ta odpowiedź uderzałaby w to, czym się rząd Polski chwali: w piękny przykład naszej gościnności wobec uchodźców z Ukrainy. Można tu pokombinować, dając w pytaniu referendalnym wybór, czy chcemy przyjmować uchodźców białych, czarnych, żółtych, ryżych, itp. (niepotrzebne skreślić), ale łączyłoby się to z kompromitacją Polski jako kraju rasistowskiego.

Pytanie o relokację też ma mały sens. Rok temu skorzystaliśmy jako państwo z unijnej solidarności wobec problemu uchodźców. Polską granicę przekroczyło blisko 4 mln uchodźców z Ukrainy, pozostało u nas 1,5 mln, tyleż samo, na zasadzie relokacji, przyjęły inne kraje UE. Relokacja nie jest metodą przerzucania, z Niemczech do Polski, niechcianych tam Tamilów lub Kameruńczyków, ale wyrazem solidarności europejskiej wobec trudnego, globalnego, problemu społecznego. Gaworzenie „nasza chata z kraja”, problemu tego nie zlikwiduje.

W referendum treść pytań i odpowiedzi mają charakter uboczny. Liczą się emocje. Z pobudek egoistycznych, z chęci utrzymania i poszerzenia swojej władzy, politycy PiS grają na nastrojach antyunijnych. Gra emocjami ma swoje konsekwencje, część naszego społeczeństwa znajduje się w sytuacji gorszej niż krowa z anegdoty Witosa: dwa razy dziennie głaszczą po cyckach, a do byka nie chcą doprowadzić. Skoro Prezes PiS, Premier, Prezydent, Minister Sprawiedliwości i inne persony tak odważnie krytykują UE, podniecając emocje społeczne, to niech mają odwagę zadać konkretne pytanie o naszą obecność w europejskiej wspólnocie.

Umowy międzypaństwowe nie są drzwiami do supermarketu, po przekroczeniu których możemy dowolnie wybierać, jaki towar z półki weźmiemy. Nie jest tak, że możemy brać pieniądze z budżetu unijnego (bo nam się to należy), nie dając nic w zamian. Traktat o UE to przede wszystkim deklaracja wartości i ustalenie podstawowych zasad; to są ograniczniki gry o interesy poszczególnych państw lub grup lobbystycznych. Pan Glapiński, prezes NBP może mówić o obronie złotówki „jak niepodległości”, ale w traktacie zgodziliśmy się już na przyjęcie wspólnej, europejskiej waluty, możemy jedynie odraczać to w nieskończoność. Minister Ziobro ma własną wizję sądownictwa, jako zcentralizowanej służby podległej władzy ministra; jest to jednak niezgodne z zapisami traktatu o bezstronności i niezawisłości sadów. Rolnik polski korzysta z dotacji unijnych, ale musi w zamian stosować wszelkie wytyczne dotyczące zasad uprawy ziemi i hodowli zwierząt. Państwowe firmy chciałyby zwiększyć swoje zyski korzystając z dotacji od podatników lub wymuszając je przez monopolistyczną pozycję; broni nas, podatników i konsumentów, traktat unijny. Przestrzeganie traktatu o UE uniemożliwia przekształcenie Polski w Republikę Zamordystów i Złodziei, a takowych tworów patologicznej władzy, niestety, na świecie nie brak.

Jeśli nasza, patologiczna władza, chce stworzyć Polską Republikę Zamordystów i Złodziei, to powinna mieć odwagę poddać pod głosowanie referendalne kwestię naszej obecności w UE. Decyzja o wejściu do UE była poprzedzona referendum, decyzja o wyjściu tym bardziej taką akceptację powinna uzyskać.

Tu jednak tchórzostwo polityczne łączy się z cwaniactwem. O polityce rządu decydują sondaże. PiS ma świadomość, że jego elektorat jest podzielony, zwolennicy wyjścia z UE są także tu w mniejszości. Co gorsze, dla Kaczyńskiego, owi „eurosceptycy” zmieniają sympatie partyjne przechodząc do Konfederacji. Tym tłumaczyć można zmniejszenie się wskaźnika, ilustrującego wolę głosowania na PiS, o blisko 10%, przy jednoczesnym podobnym wzroście poparcia dla Konfederacji (mimo gnębiących ten obóz podziałów wewnętrznych i braku charyzmatycznych liderów). Innymi słowy podgrzewanie antyunijnych emocji działa przeciw PiS, grożąc partii, że po wyborach stanie się zakładnikiem tzw. skrajnej prawicy. Jeśli po wyborach utrzymanie władzy zależne będzie od koalicji z Konfederacją, to nie bójmy się, że ta mniejsza partia stanie się przystawką. Raczej pan Mentzen z panem Braunem radośnie skonsumują PiS-wskiego indyka z okazji Święta Dziękczynienia. Jeśli dziś Kaczyński nie ma odwagi, by doprowadzić do referendum w sprawie obecności Polski w UE, to po wyborach będzie musiał to zrobić pod naciskiem radykalnej mniejszości.

Połączenie referendum w sprawie obecności w UE, z wyborami parlamentarnymi, w sposób wyraźny ukazać może alternatywę stojącą przed polskimi obywatelami. To nie jest tak, że możemy być trochę na Wschodzie, trochę na Zachodzie, trochę „patriotami wolności” i „miłośnikami zamordyzmu”, „wiarygodnymi partnerami” i „bezczelnymi złodziejami”. Społeczeństwo, a jak kto woli – Naród, musi na coś się zdecydować.

Może to, przy okazji, doprowadzić do przetrzeźwienia tzw partii opozycyjnych (KO, Lewicy, Polski 2050, PSL). To już są kolejne wybory, w których opozycji grozi przegrana powodowana błędną oceną hierarchii wartości. W normalnych czasach można to zrozumieć. Liderzy niechętnie ustępują z pozycja samca-alfa, skarbnicy obliczają wpływy z dotacji dla partii, trwa w terenie wojna o pierwszeństwo na listach. Tego typu zrozumiałe egotyzmy przedstawia się jako „różnice programowe” uniemożliwiające budowę wspólnego frontu. Może jasno postawiona alternatywa – jesteśmy za UE, albo przeciw – wymusi wzniesienie się ponad egotyzmy. Nie jestem jednak tego pewny widząc przeciętny poziom umysłowy aparatczyków partyjnych, bez względu na ich barwy.

Może mi wypomnieć Czytelnik, że zachęcanie do „unijnego” referendum, jest jak zaproszenie do katastrofy. Znany ogólnie jest przykład brytyjski. Nie mylmy skutku z przyczyną. Do referendum w Wlk. Brytanii doszło nie dlatego, że rządowi przyszło do głowy sprawdzenie nastrojów mas. Wcześniej mieliśmy na Wyspach wieloletnie grzanie antyunijnych nastrojów, grzanie po cichu wspierane przez rządzących polityków, którzy nie potrafili podjąć rzeczywistej dyskusji z kłamliwymi krzykaczami.

Powtórzę zatem swoją wcześniejszą tezę. Jeśli, dzięki podgrzewaniu antyunijnych emocji, po wyborach, władzę zdobędzie koalicja PiS z Konfederacją, to referendum antyunijne mamy pewne jak w banku. Nawet jeśli sukces w nim odniosą zwolennicy pozostania w UE, to rząd będzie robił wszystko, by zadowolić krzykliwą mniejszość antyunijną. Tak czy owak, cudzoziemskie sformułowanie Pol-exit, wejdzie na stałe do polszczyzny...

dla cz.info.pl Jarosław Kapsa