Sprawiedliwość bez ludzi, nie dla ludzi

Bywają wypadki, że ludzie popełniają samobójstwo w obawie przed śmiercią. Umiejętne zarządzanie strachem przez bandytę lub władzę prowadzić może do „dobrowolnego” wyrzeczenia się przez ludzi majątku, praw podstawowych a nawet życia.

Łatwo to zrozumieć, gdy chodzi o zwykłego bandytę, wszak łajdak z tego żyje i profesjonalnie opanował technikę szantażu i tortur. Trudniej nam uwierzyć, że do bandytyzmu, czy raczej bandyckiego zarządzania strachem może posunąć się rząd naszego państwa, owładnięty szaleńczą ideą posiadania pełni władzy. Straszyć można wrogiem zewnętrznym lub wewnętrznym, można także wymyślać inne nadzwyczajne zagrożenia np.: inwazją kosmitów, agresją mrówek afrykańskich czy zarazków COVID-a.

To ostatnie, nie tylko u nas, ale prawie na całym świecie, stało się uzasadnieniem ograniczenia naszych praw osobistych, w stopniu na który nigdy nie zgodzilibyśmy się bez oporu w normalnych czasach. Przyjmujemy to z pokorą wierząc, że rząd działa dla naszego dobra, a zagrożenie życia i zdrowia usprawiedliwia owe kroki nadzwyczajne. Ale są pewne granice bezczelności. W zależności od potrzeb „marketingowych” rząd ustami premiera Morawieckiego mówi o wygranej z COVID-em, by kilka dni później grozić nam nowymi ograniczeniami, bo walka nadal trwa.

Kilka tygodni temu, gdy rząd był w fazie chwalenia się sukcesem, nadambitny dewiant tytułujący się Ministrem Sprawiedliwości przemycił w kolejnej tzw. ustawie antycowidowej rozwiązania ograniczające, po raz kolejny, nasze prawo do sprawiedliwości; wyrugował z sądów czynnik społeczny w postaci udziału ławników w sądowym postępowaniu. Wolność to sfera dla nas abstrakcyjna, nikt nie nazwie pozbawienia jej bezczelną kradzieżą, gwałtem w biały dzień. A takich słów powinno się użyć chroniąc rzeczy dla nas bezcenne.

Wolność nasza podlega ochronie prawnej (art 30 Konstytucji RP). By to było możliwe zarówno nasza Konstytucja ( art 45), jak i Karta Praw Podstawowych (art 47) gwarantuje nam prawo do sprawiedliwego i jawnego rozpatrzenia sprawy w rozsądnym terminie (bez nieuzasadnionej zwłoki) przez niezależny, bezstronny i niezawisły sąd. Owe przymiotniki z natury rzeczy są denerwujące dla nadambitnej władzy uważającej za swój monopol wymierzanie sprawiedliwości.

Z „technicznego” punktu widzenia, skoro sąd i tak jest ściśle związany przepisami kodeksów, to można sobie owe przymiotniki darować. Wystarczy, że prokurator dostrzeże naruszenie prawa i odnajdzie sprawcę; potem o karze może orzec program komputerowy wedle właściwie dobranych wskaźników ustalający wysokość kary. Taka aplikacja niewątpliwie byłaby bezstronna i niezależna; sprawdzona np. w systemie wymierzania mandatów za wykroczenia drogowe. Problem jednak w tym, że program komputerowy nie gwarantuje sprawiedliwości, bo nie widzi człowieka. Sprawiedliwość wymaga przestrzegania zasad, o których pisał W. Makowski w komentarzu do przedwojennego Kodeksu Karnego:

„Działalność karząca, oparta na takim systemie prawa karnego, musi być zatem społecznie celowa. Nie chodzi tu o gniew społeczny, o ujętą w formuły namiętność zemsty, ale chodzi o rozumną działalność społeczną, zmierzającą do zabezpieczenia porządku prawnego (...) Punktem wyjścia represji karzącej jest przestępstwo, rozumiane jako czyn ludzki, groźny dla porządku prawnego. W tem rozumieniu represja karząca jest skutkiem przestępstwa, jego konsekwencją, jego odpowiednikiem w porządku prawnym, jego potępieniem społecznym, nie będąc jednak w żadnym razie odwetem (...) Bowiem skuteczna,celowa i właściwa represja musi być dostosowana do charakteru przestępcy, który ujawnia się przede wszystkim w spełnionym przestępstwie, w warunkach i okolicznościach, w jakich przestępstwo zostało spełnione, a następnie także w innych cechach osobistych przestępcy. Te elementy subiektywne muszą być brane pod uwagę w bardzo szerokim zakresie, gdy chodzi o właściwe postępowanie ze sprawcą przestępstwa (...) Sędzia nie może machinalnie stosować ustawy, wybierając w katalogu kar, jakim były dawne kodeksy, odpowiedni numer dla danego wypadku. Sędziemu powierzona zostaje czynna rola oceny indywidualnej każdego poszczególnego wypadku i każdego poszczególnego przestępcy w ogólnych szerokich ramach, jakie mu daje ustawa. Jest to dowód wielkiego i zaszczytnego zaufania, ale jest to zarazem, niewątpliwie, ciężki obowiązek i olbrzymia odpowiedzialność, jakie spadają na sędziego”[1].

W naszej tradycji leży zarówno oddzielenie władzy sądowniczej od wykonawczej, jak i udział w orzekaniu czynnika społecznego. Znane i stosowane są tu trzy podstawowe formy. Pierwsza to rodzaj trybunału ludowego, składającego się z przedstawicieli społeczeństwa, orzekający bez udziału sędziego zawodowego. Takowa forma pod nazwą „sędziów pokoju” stosowana jest w krajach anglosaskich, w Polsce okresu międzywojennego stosowano ją do rozstrzygania drobnych sporów społecznych i orzekania kar za wykroczenia, w PRL przebrało formę kolegium ds wykroczeń. Druga forma to „ława przysięgłych”, znana nie tylko z filmów amerykańskich, ale też z praktyki stosowania przed wojną na obszarze Galicji. Trzecią formą jest sąd ławniczy, przewodniczy mu sędzia zawodowy, w składzie sądu są przedstawiciele społeczeństwa – ławnicy. Sąd ławniczy znany był w czasach średniowiecza, nie praktykowano tego rozwiązania w II Rzeczpospolitej, w życie wprowadzono dopiero w latach PRL na mocy przepisów z 1950 r. Praktyka sądu ławniczego utrzymała się do naszych czasów. Konstytucja RP nie przesadzając o konkretnej formie rozwiązania określiła w art 182 zasadę udziału obywateli w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości, wypełnienie tej zasady określać ma ustawa.

Można dyskutować nad różnymi formami udziału obywateli w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości, nie sposób jednak lekceważyć sensu tego rozwiązania. Ławnicy są głosem społeczeństwa lokalnego, z którym musi skonfrontować się sędzia zawodowy. To oni, dysponując szerokim doświadczeniem zawodowym i życiowym, pomagają dostrzec człowieka tak w ofierze jak i w sprawcy przestępstwa, uwzględnić różnorodne okoliczności towarzyszące popełnionemu przestępstwu, wpłynąć by kara odpowiadała panującej w danej społeczności hierarchii wartości.

Zdecydowana większość spraw w sądach dotyczy sporów między ludźmi; są skomplikowane spory majątkowe, budzące emocje spory o opiekę nad dzieckiem, spory między pracownikami a pracodawcami, między konsumentami a usługodawcami...Można nawet przyjąć, że większość przestępstw określonych w kodeksie karnym, też jest rodzajem sporów międzyludzkich, w rozstrzygnięciu ich istotne znaczenie ma nie tylko ukaranie sprawcy, ale i sprawiedliwe zrekompensowanie krzywdy poniesionej przez ofiarę. W tym właśnie, jak również w postępowaniach mediacyjnych doświadczenie życiowe ławników może być ważnym czynnikiem, bo przepis prawny nie widzi człowieka, lecz jedynie obrazę stanu prawnego. Dodajmy tu jeszcze jeden argument za udziałem ławnika; argument wyjęty z ust populistów typu pana Ziobro: jeśli nie chcemy by rządziła zawodowa „kasta” sędziowska, to potrzebne jest zrównoważenie ich władzy udziałem przedstawicieli społeczeństwa.

Populizm idealizuje lud odrzucając konkretnych ludzi. Nie jest dziwne, że populista w praktyce wprowadza rozwiązania, które krytykował w imię „ludowej sprawiedliwości”. Pan Ziobro więc pracowicie i konsekwentnie wzmacniał „kastę” rugując ławników z sądów. W 2007 r. wprowadzono nowelizację kodeksu karnego ograniczającego udział ławników w sprawach kryminalnych. Pozostawiono udział ławników tylko w sprawach o zbrodnie ( 1 sędzia zawodowy i dwóch ławników) oraz przestępstwa zagrożone karą dożywocia (2 sędziów zawodowych i 3 ławników). Tym samym w praktyce wyrugowano ławników z postępowań karnych w sądach rejonowych. Nie było w 2007 r. jeszcze COVID-u, był za to PiS, i to PiS-owa logika decydowała o tym rozwiązaniu.

Tłumaczono więc, że pozbycie się ławników zmniejszy koszty i przyspieszy postępowania. Ławnika pokazywano jako osobnika wręcz szkodliwego, nie znającego prawa, utrudniającego pracę sędziemu, łapczywemu tylko na wypłacane mu diety. Zwykła logika podpowiada coś innego. Poprawa funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości, w tym także skrócenia czasu postępowania wymaga budowania autorytetu sądu rejonowego, tak by wyrok w I instancji uznawany był przez strony za sprawiedliwy i ostateczny. Sąd rejonowy bywa lekceważony, uważa się, że pracują tam młodzi, niedoświadczeni sędziowie, prawdziwą sprawiedliwość wymierza, dopiero po odwołaniu, sąd II instancji. To rozumowanie powoduje, że proste sprawy trwają latami, z pożytkiem materialnym dla adwokatów, z nierekompensowaną stratą dla ofiar. Pomoc doświadczonych ławników byłaby nieodzowna, dla budowania autorytetu sądu I instancji. A jeśli uważa się, że ławnicy są ułomni, to wypadałoby najpierw przemyśleć sposób ich wyboru, a nie kierować się uprzedzeniami; ławy przysięgłych są budowane z podobnie ułomnych ludzi, nikomu jednak w Stanach Zjednoczonych nie przyjdzie do głowy by je usunąć „dla wygody sędziów”. Ta sama zwykła logika podpowiada, gdzie ograniczony powinien być wpływ czynnika społecznego: tam gdzie emocje burzyć mogą fundament sprawiedliwości, a więc w sprawach o najcięższe zbrodnie. Nie wskazane byłoby także wprowadzanie ławników w postępowaniach apelacyjnych, a już zwłaszcza (co ponoć planował pan Ziobro) do Sądu Najwyższego; tam ważniejsze jest profesjonalne doświadczenie prawnicze.

W efekcie zmian wprowadzonych w 2007 r. tylko ok 1 proc. postępowań karnych odbywa się z udziałem ławników, liczba ich w sądach zmalała o połowę. Nie uzyskano w ten sposób ani wymiernych oszczędności materialnych, ani nie skrócono czasu trwania postępowań. Nie wzrosła także jakość wyrokowania, mierzona wskaźnikiem uchylania werdyktów I instancji w postępowaniu odwoławczym. Nb. koszt utrzymywania ławników nie jest szczególnie wysoki wobec innych kosztów wymiaru sprawiedliwości. Płaca za „dniówkę” pracy ławnika wynosi 111,43 zł; w przeciętym barze częstochowskim więcej można zarobić przy rozlewaniu piwa. Po „reformach” z 2007 r. ławnicy pozostali w sprawach z prawa pracy oraz prawa rodzinnego i opiekuńczego; zatem tam, gdzie niepodważalnie są niezbędni. Nie można od sędziów, nawet doskonale znających przepisy, wymagać doświadczenia wystarczającego, by zrozumieć praktykę stosunków w przedsiębiorstwach prywatnych między pracodawcami a pracownikami; tu doświadczenie zawodowe ławników jest szczególnie przydatne. Doświadczenie życiowe, a nie tylko znajomość litery prawnej, jest nie do zastąpienia, w pełnych emocji sprawach rozwodowych, gdy decyduje się o opiece nad dziećmi, podziale majątku, wysokości alimentów. Niech potem „tatuśkowie” nie wyżalają się na sfeminizowane środowisko sędziowskie...

Pod pozorem ochrony przed COVID-em 28 maja 2021 r uchwalono, a 18 czerwca opublikowano, ustawę o zmianie ustawy o kpc, w której na czas pandemii oraz rok po jej ustaniu wprowadza się zasadę w sądach cywilnych I i II instancji rozstrzygnięcia w jednosobowym składzie sędziowskim. W wyjątkowych sytuacjach skład może być 3 osobowy, ale składający się z trzech sędziów zawodowych. Tym samym ławnicy zostali całkowicie wyrugowani z sądownictwa. Niech nikogo tu nie wprowadzi w błąd konieczność ochrony zdrowia sędziów.

Pandemia trwa u nas od marca 2020 r., miała swoje różne groźne cykle i sądy chroniąc zdrowie dostosowały się organizacyjnie do wymogów bezpieczeństwa. Ustawę uchwalono, gdy opadł już wiosenny, niebezpieczny, cykl zarażeń, gdy radośnie znoszono ograniczenia w korzystaniu z galerii handlowych, kościołów, kin, hoteli, imprez masowych. Czas pandemii, w odróżnieniu od przyzwoitego, konstytucyjnego stanu wyjątkowego, zależny jest tylko od humoru ministra zdrowia; a już pomysł by ograniczenia sanitarne trwały po ustaniu pandemii należy do kategorii „z uma zdjeło”. Cel tej ustawy był jasny, wyrugowanie czynnika społecznego z wymiaru sprawiedliwości.

Konsekwencja w tym nie dotyczy tylko ławników: uderza się także – różnymi metodami – w zasadę jawności rozpraw oraz w zasadę dopuszczania do udziału w sprawach przedstawiciela społecznego; kardynalne prawa gwarantowane konstytucją. Wyrugowanie ławników także narusza art 182 Konstytucji RP. Obowiązuje tu wykładnia związana z wydanym w 2005 r orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego. Trybunał uznał, że – zgodnie z Konstytucja – ustawa decyduje o formie udziału obywateli w wymierzaniu sprawiedliwości, ale przepis art. 182 nie daje żadnej ustawie możliwości całkowitego wyłączenia obywateli z tych funkcji. Niestety, nie jest to pierwszy przypadek jawnego i bezczelnego naruszania Konstytucji przez przepisy komponowane w gabinecie tzw. Ministra Sprawiedliwości. Niestety, nie możemy liczyć tu na kontrolę tzw. Trybunału Konstytucyjnego dobranego przez owego tzw. Ministra i jego koleżków.

Wolności, godności, prawa do sprawiedliwości, nie dostrzega się, podobnie jak nie widzi się powietrza, którym oddychamy. „Ileż cię cenić trzeba, ten tylko się dowie, kto cię utracił...”, tyle, że wtedy zwykle jest za późno na protest. Trzeba niektóre prawdy powtarzać w nieskończoność. Tu nie chodzi o ławników, o ich dobro i wynagrodzenie; tu nie chodzi o sędziów, o ich wygodę i komfort pracy. Tu chodzi o rzecz podstawową – o prawo każdego do sprawiedliwego i jawnego rozpatrzenia jego sprawy w rozsądnym terminie przez niezawisły i bezstronny sąd.

Czy tego chcemy, czy nie, każdy z nas może być w sytuacji wymagającej sprawiedliwego rozstrzygnięcia spornej sprawy przez cieszący się autorytetem, niezawisły sąd. Nawet pan Ziobro, w swej sferze prywatnej, broniąc tego czego nie ma, czyli dobrego imienia, kieruje swój wniosek o sprawiedliwość do sądu. Bo nawet on ma do tego prawo i cieszyć się powinien, że jakiś inny nadambitny dewiant z tego prawa nie chce go obrabować.

dla cz.info.pl Jarosław Kapsa

Przypisy:
[1] W. Makowski Kodeks Karny Komentarz. Warszawa 1937 - wstęp