List (niewysłany) do bezpieczniaka

Do Mariusza Kamińskiego, ministra, koordynatora tego i owego, niewymownego.

Panie Mariuszu,
gdybyś był idiotą, pisałbym do ciebie jak do idioty. Ale Ty idiotą nie jesteś, tylko pracę masz taką. Wybacz, że nie przymiotnikuję Twego imienia zwyczajowym słowem „szanowny”; bo na szacunek trzeba stale zasługiwać. Nie nazywam Ciebie Ministrem, bo list dotyczy nie funkcji, ale osobowości. A raczej tej osobowości ewolucji.

Byłeś za młodu radykałem antykomunistycznym, Twoim wrogiem była Służba Bezpieczeństwa. Znam to, czuję i rozumiem. Uczucia wymagają konkretnego adresata, bezpośrednim przeciwnikiem była SB bo to ona biła, zamykała, inwigilowała, szantażowała, zastraszała, blokowała możliwości pracy lub studiów. Mając tego typu doświadczenie łatwo zapomnieć, że SB była tylko narzędziem w rękach władzy systemowej – kierownictwa partii zwanej PZPR i jej sowieckiego zwierzchnictwa.

Jest też naturalnym, że chcąc dowartościować siebie, demonizujemy przeciwnika. Tworzymy w wyobraźni  z SB jakąś supersłużbę, kontrolującą wszystko, mającą decydujący wpływ na polityczne przemiany, z góry – jak wytrawny szachista – przewidującą scenariusze działań po upadku  „komuny”. Tego typu imaginacje nie są rzeczą naganną, ani groźną; Don Kichot też sobie roił, że walczył ze smokami. Problem rodzi się, gdy ta wyobraźnia kształtuje ludzi dzierżących władzę, zwłaszcza władzę nad jawnymi i tajnymi służbami bezpieczeństwa.

„W wolnej Polsce mogę być nawet policmajstrem” zadeklarował Roman Dmowski. Inna wielka postać – Józef Piłsudski – drwił z legionistów uchylających się od niewdzięcznych żandarmskich powinności, mówiąc: „nie chce się paniczykom gnoju wywozić”. Przypominano o takich słowach młodym ludziom o opozycyjnym rodowodzie, eks-zadymiarzom z NZS i WiP, zachęcając do służby w UOP. Tak mi się wydaję, że podobną Pan miałeś motywację, gdy jako młody radykał trafiłeś do BBN w Kancelarii Prezydenta Lecha Wałęsy. Przy tych motywacjach ogólne było jednak przekonanie: nowe służby nie mogą być nową SB, mają służyć Państwu, a nie interesom partii.

Wtedy, w 1990 roku, wiedzieliśmy dobrze jaka jest między tymi dwoma słowami na P różnica.

Tak się złożyło, że w ten czy inny sposób, uczestniczyłem w procesie tworzenia nowych służb. Częste dziś są mądre teorie, że wystarczyło odrzucić to co stare i od zera budować nowe. Łatwo być mądrym po latach. W konkretnych realiach 1990 r. niebezpiecznym było eksperymentować. Pominę tu wszelkie wewnętrzne uwarunkowania związane z pokojowym przejęciem władzy z rąk pezetperowskiej dyktatury. Wspomnę tylko, że w 1990 r Polska stała się stroną w wojnie z Irakiem. Dodatkowo zaangażowała się w niebezpieczną misję pośrednictwa w przerzucie Żydów rosyjskich do Izraela. W takiej sytuacji demontaż służb wywiadu byłby nierozsądnym samooślepieniem.

Nie demonizuję SB, ani też nie uważam tej służby za nadzwyczajnie sprawną i skuteczną. Była jak wszelkie inne instytucje PRL, taka jak ten paprykarz szczeciński naśladujący konserwę rybną. Słabość SB nie wynikała z kiepskiego materiału ludzkiego, czy braku środków na nowoczesny sprzęt. Była to słabość systemowa. Każda instytucja podporządkowania hierarchicznej, despotycznej  partii politycznej staje się tej partii podobna. A Pan, panie Mariuszu, chyba widzi proces degradacji własnej partii, wypieranie mądrzejszych, samodzielnie myślących, przez rzeszę biernych i miernych karierowiczów... Tak samo w SB, awans zależał od układu politycznego, miernota rodziła miernotę. W wywiadzie można było dorobić dewiz, pchano tam politycznych nominantów czasem nawet nieznających języka szpiegowanego kraju. Chcąc tworzyć dobre służby trzeba było, na początku, zerwać wszelkie nici z partyjnymi politykami. Nowa instytucja musiała być apolityczna, w tym sensie by żaden polityk nie wpływał na awanse i degradacje, są już – broń Boże – na zadania wykonywane przez służby. To jedno, drugim było wyraźnie prawne ograniczenie możliwości działania służb. Dobry cel nie uświęca wszystkich środków, służby nie mogą „wszystkiego”, bo władza absolutna demoralizuje każdego. Z tym wiąże się trzeci warunek: skuteczny system cywilnej kontroli nad służbami. W tradycji sowieckiej (bliskiej naszemu społeczeństwu) to służby kontrolowały obywateli; w modelu cywilizowanym musi być odwrotnie.

W oparciu o takie zasady budowane były nowe służby. Tak, uprzedzę zarzut: oparte w dużej mierze na starej, wywodzącej się z SB, kadrze. Przepraszam, ale wyszkolenie dobrego agenta trwa przynajmniej pięć lat, nawet jeśli tymi agentami mieli zostać świetni, ideowi chłopcy z NZS. Niewyobrażalne dla mnie, w realiach 1990 r, a także w każdych innych realiach, byłoby „samooślepienie” Państwa na pięć lat, by od zera budować nowe służby. Pan też do budowanej od zera CBA nie brał tylko amatorów, lecz ludzi sprawdzonych w różnych służbach.

Państwo Polskie jest dla mnie wartością. Rząd może być taki, lub siaki, mogą rządzić partie lewicowe lub prawicowe, mogę je popierać bądź je krytykować. Ale prócz zmiennej, jak to w demokracji, władzy politycznej, są instytucje państwa gwarantujące, przez sprawne funkcjonowanie, każdemu: bezpieczeństwo, wolność i nienaruszalność własności osobistej. Służby specjalne są  elementem Państwa, chciałbym więc by były możliwie najlepsze. Dlatego wkurzam się, że Pan, dawny ideowy propaństwowiec, z niskich pobudek, z dążności do kariery, niszczy Pan polskie służby specjalne, i jeszcze udaje idiotę twierdząc, że jest inaczej.

Jednym z istotnych przejawów tego jest ustawowe odebranie emerytur byłym funkcjonariuszom SB. Pomysł demagogiczny, więc budzący zachwyt społeczny. Trudno oponować wobec ustawy, bez narażenia się na moralny zarzut „obrońcy SB”. Rażąca była niesprawiedliwość; jeszcze kilka lat temu, także w czasach gdy Pan był ministrem w rządzie PiS, były UB-ek dostawał kilkakrotnie wyższą emeryturę, niż prześladowany przez niego opozycjonista. Wspomnę tu jednak delikatnie, że ta najbardziej rażąca niesprawiedliwość zniesiona została w okresie rządów PO. Dodam, że mimo nowej „antyesbeckiej” ustawy owe rażące niesprawiedliwości pozostały. Po dwudziestu latach służby byle miglanc dostaje emeryturę blisko dziesięć razy większą, od emerytury tkaczki czy sprzedawczyni po 40 latach pracy. Proszę popatrzeć na dochody tego swojego agenta Tomka, by wiedzieć, co mnie wkurza... I proszę nie mówić o niebezpiecznej służbie tego Tomka; w Iraku on nie służył, a weterani wojenni (w większości byli to żołnierze kontraktowi) na takie kokosy od Polski liczyć nie mogą.

Pozostawmy na boku jednak owe niesprawiedliwości materialne, tak jak i bezsporną ocenę moralną działań SB. Bo nie o to chodzi. Istotna jest kwestia wiarygodności, a więc powagi Państwa. To nie pan Milczanowski z panem Kozłowskim zatrudniali dla własnego interesu byłych funkcjonariuszy SB. Zatrudniło ich Państwo. Przed możliwością podjęcia pracy w nowych służbach byli funkcjonariusze przeszli proces weryfikacji przez wojewódzkie i centralną komisją kwalifikacyjną. To nie był automatyzm; nie licząc tych, którzy odeszli na emerytury, komisje negatywnie zaopiniowały blisko 50% wniosków byłych funkcjonariuszy, zamykając im drogę do służby. Zatem ci, którzy zostali przyjęci mogli być przekonani, że Państwo będzie wobec nich równie wiarygodne i lojalne, jak oni wobec Państwa. Jeżeli ktoś uważa, że byli funkcjonariusze SB nie pracowali lojalnie dla demokratycznej Polski; niech to uzasadni. W każdej instytucji mogą się trafić „czarne owce”, ale uzasadnienie nie może odwoływać się do przypadków jednostkowych (typu: jeden sędzia kiedyś ukradł kiełbasę, zlikwidujemy więc niezależne sądownictwo). Według moich obserwacji skala negatywnych zjawisk wśród byłych funkcjonariuszy SB w pracy w nowych służbach, była nie większa niż podobne negatywne zjawiska ( korupcja, kradzieże itp.) wśród elit postsolidarnościowych. Zdecydowana większość byłych funkcjonariuszy SB lojalnie i uczciwie pracowała dla Państwa. Nie dla pana Milczanowskiego, Tuska, Millera czy Kaczyńskiego, lecz dla Państwa. I mimo tego  Państwo okazało się nielojalnie, zerwało  umowę gwałcąc zasadę, że prawo nie działa wstecz, odebrało im emerytury, w tym emerytury wypracowane w demokratycznej Polsce.

Nie jest to tylko problem moralny. Jaką gwarancję Pan dziś da swoim funkcjonariuszom, że jak się zmieni rząd to „kolejna dobra zmiana” nie zabierze im emerytur w ramach „ścigania zbrodni kaczyzmu”? Pan idiotą nie jest, Pan wiesz, że takiej gwarancji udzielić nie możesz. Raz skurwione prawo, cnoty nie odzyskuje, będzie się puszczać na każdym rogu ulicy. Pan, nie będąc idiotą, wie jednak, że ten brak gwarancji jest rzeczą dla waszej, partyjnej „jaczejki” korzystną. Bo bojąc się zmiany władzy, przerażeni perspektywą utraty wysokich emerytur, pańscy funkcjonariusze staną się gotowi do każdego świństwa, do każdej nieprawości, by pomóc PiS-owi utrzymać się u władzy. To jest prawdziwy sens ustawy „antysbeckiej”, reszta to tylko pi-ar, czyli nawijanie gawiedzi makaronu na uszy.

Jest w tym konsekwencja. Pozbył się Pan skutecznego nadzoru cywilnego nad służbami. Wspólnie z panem Ziobrą sprokurował Pan prawa i zwyczaje gwarantujące nietykalność „swoim” funkcjonariuszom, w przypadkach naruszenia przez nich kodeksu karnego. Ba, wprowadzono „sowiecki” obyczaj, by dowody zdobyte bezprawnie, traktować jako w pełni wartościowe. Swoją drogą, czy Pan, dawny ideowiec, nie czuje odruchów wymiotnych musząc tego typu knowania robić z panem Ziobro. Wszak wystarczy liznąć w szkole trochę religii czy etyki, by wiedzieć, że ten facet spełnia definicje łajdaka po trupach idącego za karierą. Ale widać tego typu ludzie są dla Pana dobrymi, bo skutecznymi sojusznikami, w przekształcaniu państwowych służb specjalnych w partyjną SB.

Oburzy Pana zarzut, że celem waszym jest reaktywowanie dawnego modelu SB? A niby co Pan robi? A po co owe wewnętrzne reorganizacje i przetasowania wewnątrz służb? Po co owe publiczne wręcz pokazywanie, że najwyżej cenioną umiejętnością w służbach jest umiejętne dostosowanie do życzeń partii rządzącej? Widać taki ma Pan pomysł na Polskę; trzeba dla jej kontrolowania zbudować SB, tylko lepszą od starej, bardziej skuteczną.

I w tym punkcie muszę jednak powiedzieć: jest Pan idiotą. Każda instytucja więdnie, gdy premiuje się miernych ale wiernych. Każda instytucja więdnie, gdy niszczy się samodzielność pracowników, gdy nie ma w niej wewnętrznej swobody krytyki. Może Pan odbudować SB, ale będzie ona tak samo do d...y, jak była w socjalizmie. Po diabła więc taka rewolucja.

Kiszczak przynajmniej przeszedł do historii. Pan na to szans nie ma. Kto by tam pamiętał nazwisko małych psujków w czasach Dużych Psujów... Przykre tak pisać o osobie, która odwagą w młodości pracowała na dobre imię.

Jarosław Kapsa