Wasze/nasze ulice

Są rzeczy z samej swej istoty przynależne lokalnej wspólnocie. Ustawa określa to jako „zadania własne”. Ustawa także precyzuje, który organ samorządu ma głos decydujący przy wykonywaniu zadań własnych.

I tak art 18 ust 2 pkt 13 ustawy o samorządzie gminy określa jako wyłączną kompetencję Rady Gminy „podejmowanie uchwał w sprawach herbu gminy, nazw ulic i placów będących drogami publicznymi”. Trudno podważyć logikę rozwiązania prawnego: o takich istotnych, choć symbolicznych, sprawach miasta, jak nazwy ulic czy herb decydować powinni – poprzez swoich przedstawicieli – sami mieszkańcy tego miasta.

Nazewnictwo często wynika ze skrzyżowania różnych, czasem przypadkowych czynników. Rzadko odzwierciedla mądrość zbiorową, bo taki stan też rzadko występuje w przyrodzie. Prędzej dostrzeżemy w tym tzw „ducha czasu”, ambicje indywidualne i grupowe, przejściowe mody. Opowiadając tylko o zmianach nazw ulic Częstochowy przekazać możemy złożoność zmian historycznych i społecznych.

Ot, taka ulica Piłsudskiego: byłą ona ulicą Dojazd, ulicą Dworcową (a raczej Bahnhofstrasse), ulicą Piłsudskiego, potem ulicą Świerczewskiego i znów Piłsudskiego. Plac Biegańskiego, był placem św. Jakuba, placem magistrackim, placem Pierackiego, a nawet placem Hitlera i Stalina. Co zmiana to inna epoka, każda z nich ważna w kształtowaniu lokalnej tożsamości. Miasto to żywy organizm, to nie kartka papieru z której możemy wymazać przeszłość i wszystko nazwać na nowo.

Częstochowa w swej historii przechodziła różne epoki nazewnicze. Niewątpliwie w każdej z nich uwidaczniało się myślenie ideologiczne. W latach trzydziestych Rada stała przed dylematem. Zmarła Noblistka – Maria Skłodowska-Curie, jednocześnie w katastrofie lotniczej zginął gen. Gustaw Orlicz-Dreszer. Kogo i jak uczcić ulicą? Generał, bo to generał, dostał główną i wyasfaltowaną ulicę, dziś zwaną Ogrodową; Noblistkę (bo to kobieta byłą) obdarzono błotnistą, dróżkę wśród peryferyjnych szlamsów. Brzmi to dziś śmiesznie? Być może, choć wątpliwe jest porównywanie patronów poprzez stan „ich” dróg: upośledzone, peryferyjne i polne „Szare szeregi” i śródmiejskie „POW”.

Zaletą częstochowskiego nazewnictwa było trzymanie się – w miarę możliwości – określeń „neutralnych”. Ulica Ogrodowa po 1990 roku stała się tak jak w XIX w Ogrodową, nie zmieniono politycznej nazwy ul. Armii Ludowej w politycznego „Orlicz-Dreszera”. Drugą zaletą było świadome grupowanie rodzaju nazw w dzielnicach i osiedlach. I tak, jeśli nazwa brzmi: Saperów, Marynarki Wojennej, Czołgistów to jesteśmy na Stradomiu w pobliżu dawnych koszar; jeśli mamy królów: Łokietka, Jagiełły, Warneńczyka – to też Stradom, ale bliższy rzece, tam też jest kwartał „malarski”: Matejki, Mehoffera, Axentowicza itp. Znajdziemy w innych częściach miasta kwartały generalskie (Andersa, Sosabowskiego, Okulickiego) czy „kierunkowe”: Łęczycka, Poznańska. Ten świetny patent ułatwia dziś orientację w naszym mieście.

Oczywiście, w demokracji, radni mogą wszystko, a Rada Miasta jeszcze więcej. Człowiek czasem zgrzyta zębami na forsowanie nazw pochodzących ni z gruszki, ni z pietruszki, pasujących do otoczenia jak banan do jajecznicy. Ale taki jest urok demokracji, to też jest odzwierciedlenie ducha czasu. Zazwyczaj jednak wartość demokracji lokalnej widoczna była w pewnej logice nazewniczej. Szanowano nazwy zwyczajowe, stąd usankcjonowanie różnych ulic Krzywych, Pustych, Krótkich czy też takich określeń jak Bugaj czy Spadek, ulic „kierunkowych”: Bialska (na Białą), Jasnogórska (do klasztoru), Mstowska, Olsztyńska, Sabinowska. Gdy likwidowana była demokracja lokalna przodowały zmiany „polityczne”. W czasach zaboru wprowadzono ulice Mikołajewską, Aleksandryjską itp., za PRL rozkwitły najdziwniejsze patronaty. W czasach gierkowskich miasto błyszczało imionami Wacławy Marek, Braci Kąkielów, Pilawki, Kupniewicza, Janikowskiego itp., o których to postaciach słyszeli coś tylko fanatyczni badacze historii lokalnego komunizmu. Po 1990 roku tego rodzaju ideologiczne wtręty zostały zastąpione nazwami bliższymi duchowi demokracji i niepodległości. W większości przypadków nie wymyślano nowych bohaterów, lecz przywracano nazwy przedwojenne.

Na początku lat 90-tych XX w. był to temat ważny, wiążący się z gruntowną zmiana oblicza Częstochowy. Potem ten problem spowszechniał, spory o nazwy miały już charakter incydentalny, nie zwracający uwagi ogółu. Nie przeceniajmy przy tym znaczenia nazw. Podejrzewam, że znaczna część mieszkańców nie kojarzy z niczym patrona swojej ulicy. Czasem nawet są zadziwieni, tak jak pewien sympatyczny Rakowiak: był przekonany, że mieszka na ulicy Perlej (tak jak inni na Srebrnej lub Złotej), a mieszkał pod patronatem jakiegoś Feliksa Perla (pewnie Żyda i socjała). Nie ryzykowałbym zrobienia kartkówki sprawdzającej wiedzę częstochowskich maturzystach o postaciach z ich ulic, takich jak Stefan Banach, Zofia Martusiewicz, Władysław Rudnicki czy Adrian Głębocki (z całym szacunkiem dla pamięci wymienionych). Nazewnictwo nie specjalnie przenosi się na wzrost świadomości historycznej mieszkańców. O tym też warto pamiętać, gdy zderzamy się ze skutkami dewiacyjnej ustawy o „dekomunizacji” ulic.

Określenie „dewiacyjna” wydaje się najdelikatniejsze. Dewiacją, zboczeniem umysłowym, jest wkraczanie bez nadzwyczajnego uzasadnienia w sferę, która jest domeną wspólnot lokalnym. Dewiacją jest „dekomunizacja” blisko trzydzieści lat po upadku PRL. Być może żądni chwały rycerze chcąc sobie zrobić „rekonstrukcję” antykomunistycznej rewolucji, tak jak inni rycerze rekonstruują w lipcu bitwę pod Grunwaldem. Ale dowartościowanie swoich marzeń na koszt podatników trudno nie określić jako zboczenia. Dewiacja także polega na nadmiernym przywiązaniu do znaczenia symboli. Wiem, że moi przodkowie zawiązywali czerwone wstążki na rączce niemowlęcia, czy w inny sposób chronili latorośle przed „złym spojrzeniem” czy wizytą sukuba. Ale podobno edukacja wyrugowała przesądy. Może więc nawet decydenci partyjni uwierzą, że mieszkając na ulicy Berlinga dziecko przez osmozę nie stanie się komunistą. Symbole, pomniki, nazwy, raczej mogą śmieszyć, niż zarażać złem.

Jak przystało na dewiacyjność ustawa wyznacza organ Inkwizycji. Z wielka szkodą dla przyzwoitej instytucji, mianowało Inkwizycją IPN. Tenże organ inkwizycyjny ma orzekać nieodwracalnie, bez możliwości odwoławczych, która persona może mieć godność być patronem ulic w Częstochowie, Katowicach czy Kłąju. Z pełnym szacunkiem do dorobku badawczego, ale taki monopol jest niezdrowy.

Popatrzmy na „spornych” patronów częstochowskich: Oskara Langer i Leona Kruczkowskiego. Czy pracownicy IPN przeczytali choć jedną książkę Langego, czy dokonali porównania jego dorobku z podobnymi trendami europejskimi? Czy przypadkiem nie bardziej miarodajną opinię w sprawie ekonomisty nie powinien wypowiedzieć się, zamiast historyka, naukowiec z SGH czy chociaż katowickiej Akademii Ekonomicznej? A Kruczkowski... Podobno podpadł bo „słowem wielbił komunizm”. Ale słowem wielbili komunizm także inni patroni naszych ulic, jak np. Iwaszkiewicz. Czy jest mu darowane, bo piękniejszymi słowami ten komunizm wielbił?

Mogę też donieść (bo to modne ostatnio), że oczom sprawiedliwość uciekł niejaki Józef Wasowski, który bezczelnie patronuje ulicy w pobliżu Urzędu Miasta. Tenże Wasowski, to właściwie Wassercug, Żyd i mason, w dodatku po wojnie przewodniczący Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej; podobno też nigdy nie był w Częstochowie. Przeoczono go pewnie myląc z synem, sympatycznym kompozytorem znanym z kabaretu Starszych Panów. Jeżeli Wasowskiemu darowano, bo ma dobrego syna, to może i Kruczkowskiego z podobnego względu można ułaskawić...

U nas właściwie sporu nie ma. Niewielu częstochowian wie kto to Lange, Kruczkowski czy Berling. Może też jak ów sympatyczny mieszkaniec Rakowa myślą, że mieszkają na ulicy Langiej, Kruczkowskiej czy Berlińgskiej. Statystycznie nie da się udowodnić, by mieszkańcy tych ulic byli bardziej „czerwoni” od mieszkańców ul. ks. Popiełuszki czy ul. Bp. Kubiny. To, naprawdę, tak nie działa.

Gorszy jest odbiór zmian po sąsiedzku, w dawnym województwie katowickim. Tam dekomunizacja dotknęła tamtejszych idoli: gen. Ziętka i Edwarda Gierka (podobno Gierek ma jakieś szanse bo dobrze o nim mówił pan Kaczyński). Z mojego częstochowskiego punktu widzenia Ziętek to jeden z wielu komunistycznych satrapów, choć ponoć „łaskawy pan”. Dla Ślązaków takie moje określenie to obelga; on im wybudował park w Chorzowie i Spodek w Katowicach. Na szczęście nie muszę się o to ze Ślązakami wykłócać. Podejrzewam jedno: upór IPN przy dekomunizacji Ziętka doprowadzić może do skomunizowania Ślązaków (co jest wyjątkowym wyczynem). Więc, po jaką cholerę, jest ta wojna...

Jeśli chcesz zmieniać świat, zacznij od zmiany skarpetek: tak podobno mówiła babcia do Feliksa Dzierżyńskiego. Nie posłuchał, nieszczęsny... Podobnie z pobłażaniem i oszczędnością nerwów obserwujmy kolejna dewiację ustawową radykalnej, sejmowej większości, zwącej się Emanacją Woli Suwerena. Dedykuję im „Bal w Operze” J. Tuwima.

Barszczyk piją, wódę golą,
A maszyna wali, wali:
IDEOLO, IDEOLO
Malo malo solo solo
malo solo malo brawo!
Kawa z rumem, koniak z kawą,
Piękny Dusio z panią Violą
Pod schodami się certolą
I wesoło na bulwarze
Pokrzykują gazeciarze:
„Wielki bal z dziejową rolą!
„Dzisiaj strrraszne ideolo!
„Kurr Stołeczny Fioletowy!
„Kurr dzisiejszy; Kurr dziejowy!
„Ideolu za dziesięć groo!...
„Bal w Operze ! Katastroooo!
„Kurr Poranny z opisami!"
Kurrdesz grzmi nad kurdeszami!

dla cz.info.pl Jarosław Kapsa