Fotografie

Jest takie zdjęcie: młody robotnik z sumiastym wąsem – Lech Wałęsa – niesiony na rękach przez innych młodych stoczniowców. Fotografia symbol sierpniowego zwycięstwa, znak tworzącej się „Solidarności”.

Można jednak wszystko, a umiejętności komputerowego przekształcania fotografii są znane nawet gimnazjalistom, można ów symbol poprawić. To samo miejsce, ta sama poza: na barkach  pana Piotra Dudy i Janusza Śniadka płynie nad tłumem pan Kaczyński. Tłum też przestaje być anonimowy, widać w nim młodzieńcze twarze Brudzińskiego, Błaszczaka, Piotrowicza, Szyszki.

Jest jak jest, a przy okazji:
„Donoszę, panie naczelniku,
że w naszym mieście jest pięć wdów
po gienierałach armii carskiej”
trzeba im zabrać renty wdowie, bo:
„Jeśli tak wszystko zacznie chwiać się
w tej biednej Polsce - ładny kwiat!
wtedy rozbiory, panie bracie,
i święta racja: Saisonstaat -
0 czym poufnie i bez krzyku
donoszę, panie naczelniku"[1].

Retusz w służbie ludu, nie nowa to historia. Podobnie gen Wincenty Krasiński, zamawiając obraz o bohaterskich szwoleżerach, kazał siebie domalować w wąwozie Samosierry. Był tam, nie był; kogo to dziś obchodzi, ważny jest obraz a nie dźwięk. Pewnie podobnie za sto lat obojętnym będzie, kto kogo na plecach nosił po sierpniowym zwycięstwie. Już i dziś szereg młodych ludzi nie potrafi określić daty czy zlokalizować miejsca Porozumień Sierpniowych; mądrzejszym kojarzą się one z Powstaniem Warszawskim, głupszym z Powstaniem Styczniowym.



Istotą problemu nie jest retusz fotografii, ale możliwość wprowadzenia tak wyretuszowanej historii jako kanonu nauczania w szkołach. Klasycznym przykładem tego jest opowieść o zmiennej treści książki o skromnym, tytule „Historia WKP-b – krótki kurs”. Dzieje partii bolszewickiej i rewolucji październikowej zmieniały się w niej z wydania na wydanie; z kolejnych fotografii nikły twarze Trockiego, Kamieniewa, Radka, Bucharina, Tuchaczewskiego, by uzyskać destylat doskonały: rewolucję z mordą Stalina. Skutek wprowadzania takich prawd kanonicznych do edukacji był (i jest) łatwy do przewidzenia. Odbiorcy dzielą się na trzy grupy: mniejszość wierząca (czasem fanatyczna, czasem dla kariery), mniejszość niewierząca (oburzeni próbujący odważnie lub konspiracyjnie prostować kłamstwa), zdecydowana większość obojętna ( bo co to kogo obchodzi, wszak wiadomo: co innego się myśli, co innego mówi). W każdej fazie historycznej i w każdym społeczeństwie oportuniści stanowią większość; ich uległy konserwatyzm stanowi fundament tak dyktatury jak i demokracji.

Nic nie stoi na przeszkodzie by podretuszowany obraz Sierpnia 1980 z Kaczyńskim, Dudą i Śniadkiem wprowadzić do szkolnych podręczników. Pokusa silna, bo – wg Orwella – kto rządzi teraźniejszością, rządzi i przeszłością i przyszłością. Byłoby to też zgodne ze społeczna teorią PiS o nobilitowaniu elit uprzednio defaworyzowanych. Kaczyńskiego, Dudy, Śniadka nie było na obrazach Sierpniach, bo ich defaworyzowano. Przywrócenie ich jest dowodem sprawiedliwości społecznej. Szkoła zaś wszystko łyknie; nauczyciele są przyzwyczajeni do roli karmicieli pelikanów. Nie jest to wina nauczycieli (znam i szanuję wielu bardzo sensownych belfrów, a jeszcze więcej sensownych belferek), ale modelu edukacji. Modelu, niezależnego od tego, czy rządzi nim pani Zalewska czy pani Szumlas; niezależnego od tego czy mamy gimnazja, czy sowiecki model dwuszczeblowy.

Model ten ma szczególny cel, podporządkowany jest przygotowaniu młodych ludzi do zdawania testów. Pytania testów wymyśla jakiś Gall Anonim; rolą nauczyciela jest wpojenie w pamięć uczniów prawidłowych odpowiedzi. Dodatkowo mogą kształcić i wychowywać młodzież, ale oceniani są przede wszystkim z przygotowania do tekstów. Ocena uzyskana z kolejnych testów decyduje o awansie do lepszego liceum, na lepsze studia. Najważniejszy zestaw testów naszywany jest maturą; na podstawie wyników z niej absolwenci przyjmowani są na studia. Liczy się przy przyjęciu ilość punktów z testów kierunkowych; uczelnie nie zaprzątają sobie głowy nawet analizą pytań; czy rzeczywiście wbita uczniom do głowy wiedza jest przydatna na wybranych studiach.

Drugą cechą modelu, będąca dziedzictwem myślenia sprzed 100 lat, jest specjalizacja dziedzinowa. Przyjętą na wiarę, że im węższy zakres specjalizacji, tym większa wiedza: stomatolog nie może zajmować się zagadnieniami laryngologicznymi, bo naruszy tabu specjalizacji. Uczeń więc na „polskim” poznaje „Pana Tadeusza”, odrębnie na historii dowiaduje się o wojnach napoleońskich, będących tłem epopei; a jeszcze w innym czasie na geografii dowiaduje się, gdzie ta Litwa się znajduje.

Trzecia cecha to kanoniczność. Nauczyciel może mieć szeroka wiedzę i własną opinię; ale jego zadaniem jest realizacja programu. Program jest bezdyskusyjny: Słowacki wielkim poeta jest, zadaniem ucznia jest nauczenie się uzasadnienia tej tezy. Edukacja służy wpojeniu zasady „piramidy mądrości”, wyrocznią jest Minister, pod nadzorem kuratora i dyrektora szkoły nauczyciele przekazują uczniom ministerialne mądrości. Określenie Minister jest skrótową metaforą; w rzeczywistości nikt nie wie kto stoi na szczycie „piramidy mądrości\” decydując o kanonie „nauczania” historii, biologii czy fizyki. Próby dyskusji nad fragmentami podstaw programowych czy treścią podręczników szkolnych, są z góry skazane na porażkę. Nie da się dyskutować o szczególe, skoro nie wiemy o ogóle: czemu ma właściwie służyć program szkolny.

Właściwa odpowiedź na to pytanie została zdefiniowana w czasach Bismarcka, gdy upowszechniano państwowy model edukacji w Niemczech. Edukacja miała, przede wszystkim, służyć wpojeniu pojęć podstawowych: 1) władza pochodzi od Boga, 2) obywatel ma słuchać poleceń władzy, płacić podatki i – w razie potrzeby – ginąć za Ojczyznę, 3) wszelki indywidualizm podważający pkt 1 i 2 jest szkodliwą anarchią, 4) i nie ma nad tym potrzeby dyskutować, bo to rodzi pkt 3 naruszający pkt 1 i 2. Przyjęcie świeckiego, liberalno-demokratycznego modelu państwa nie zmieniło powyższych punktów. Bo i jak?

Wyobraźcie sobie gwałt, krzyk, rozpacz i zdumienie, gdyby zaproponować inny porządek, inne pojęcia podstawowe: 1) człowiek i wszelka władza pochodzi od małpy, lepiej więc nie dawać władzy brzytwy (zbyt dużych, niekontrolowanych uprawnień) 2) państwo jest formą samoorganizacji społecznej, nic więc o nas bez nas, kto płaci podatki ten współdecyduje o ich przeznaczeniu 3) każdy jest niepowtarzalnym indywiduum, postęp rodzi się z wolności w wykorzystaniu indywidualnie posiadanych talentów 4) nie istnieje prawda objawiona, prawdziwość każdej tezy należy bronić argumentami opartymi na faktach; wolność dyskusji służy weryfikacji co jest  prawdą, co fałszem , dobrem i złem, pięknem i brzydotą.

Gdy już wyleje się strumień oburzenia, gdy już wytkniecie autorowi tych pojęć: ateizm, antypatriotyzm, żydowską manipulację, ciągoty anarchistyczne, zgniliznę moralną i wredny pysk; zastanówcie się, które społeczeństwo będzie bogatsze, w którym się będzie żyło lepiej wszystkim, w którym pełniej wykorzystane będą zdolności ludzi i ich determinacja w dążeniu do poprawienia sobie życia. Nie ma rozwoju, nie ma postępu, tam gdzie „władza wszystko wie lepiej”, gdzie człowiek nie może decydować o sobie, gdzie tylko władza może decydować o nim za niego. Imperia oparte na niewolnictwie dawno zbankrutowały.

Konstytucja nadała Polsce kształt państwa prawa, państwa liberalno-demokratycznego. Zasady edukacji publicznej stoją wobec tego modelu w wyraźnej opozycji. Szkoła nie wychowuje do życia w wolności, ale do służby wojskowej; pożądaną przez szkołę cnotą obywatelską jest umiejętność stania na baczność i krzyczenia „tak jest”. Ponadprogramowy wysiłek wielu nauczycieli, by nauczyć dzieci myślenia, jest syzyfową pracą; system nie chce myślących.
Powróćmy do retuszowanej fotografii z Sierpnia 1980 r. Cóż się stanie, gdy w podręcznikach szkolnych zdjęcie z Wałęsą zastąpi portret Kaczyńskiego niesiony przez Śniadka i Dudę? Prawdopodobnie odezwą się głosy oburzonej mniejszości; będą protestować, prostować, odnosić się do faktów, dokumentów, zeznań świadków itd. Z drugiej strony będzie radość usatysfakcjonowanej mniejszości, tej rządzącej: bo dali radę (część nawet uwierzy w to, że było tak jak jest, a wcześniejszą fotografię fałszowali ub-ecy i liberałowie). Zdecydowana większość to potraktuje obojętnie, bo co ich obchodzą kombatanckie spory. Dalej mylić będzie się Sierpień w Warszawie z Sierpniem w Gdańsku. Pragmatycznie wytłumaczył mi to młody człowiek: pytania na teście maturalnym z historii współczesnej to jakieś 5%; lepiej pamięć skupić na średniowieczu, wykuć, zdać, zapomnieć i nie przejmować się odróżnianiem prawdy od łgarstwa.

I to jest rzeczywisty efekt patriotycznego wychowania młodzieży w polskich szkołach. Jak trzeba to trzeba tańczyć, śpiewać, recytować; ale po szkole można mieć to wszystko, tę całą Polskę, tam, gdzie słońce nie zagląda.

Dobrym uczniom dedykuję inny wierszyk Gałczyńskiego:
Któż to tak śnieżkiem prószy z niebiosów?
Dyć oczywiście pan wojewoda;
módl się, dziecino, z całą krainą —
niech Bóg mu siły doda;
śnieżku naprószył, śnieżek poruszył
dobry pan wojewoda. /..../
Jeżeli tedy sanki usłyszysz
i dzwonki ich tajemnicze,
wiedz: to minister w skupionej ciszy
nacisnął taki guziczek,
że gwiazdki dzwonią i gwiazdki lśnią
nad miastem i nad wsią[2].

dla cz.info.pl Jarosław Kapsa

Przypisy:
[1] Gałczyński „Pięć donosów” 1934
[2] Gałczyński „Zima z wypisów szkolnych” 1936