Sekta pod ochroną

Uczestnikom kontrmanifestacji wobec tzw. „miesięcznicy smoleńskiej” postawiono zarzut naruszenia art 195 kodeksu karnego.

Artykuł ten przewiduje kare grzywny lub pozbawienia wolności do 2 lat, za złośliwe przeszkadzanie publicznemu wykonywaniu aktu religijnego kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej; lub za równie złośliwe przeszkadzanie pogrzebowi, uroczystościom lub obrzędom pogrzebowych.

Tego nawet Broniewski nie przewidział pisząc:
Milczy błotnista ulica,
wiedzą górnicy, kto wróg.
Na rogu stoi policjant,
nad policjantem – Bóg.

Innowacyjność policyjno-prokuratorska w sposób istotny zmienić może postrzeganie świata. Tradycyjne odczytywanie owego przepisu, istniejącego w podobnym tonie, jeszcze w przedwojennym kodeksie karnym Makarewicza z 1932 r., miało na celu ochronę wolności wyznania. Złośliwość w przeszkadzaniu wyrażać się miała umyślną chęcią szkodzenia; akt religijny rozumiany był jako nabożeństwo, procesja bądź inna zgodna z doktryną wyznania forma modlitwy; związek wyznaniowy o uregulowanej sytuacji prawnej to związek zarejestrowany przez MSWiA zgodnie z ustawą o wolności wyznania. Nie jest naruszeniem art 195 przypadkowe przeszkodzenie jednostce czy grupie ludzi, którzy pod wpływem impulsu pogrążyli się w miejscu publicznym w modlitwie.

Grzeczność nakazuje uszanować taki stan religijnej ekstazy; ale grzeczności nie narzuca kodeks karny, tylko wychowanie (kindersztuba) babuni.

W kategoriach grzeczności czy niegrzeczności nie da się jednak opisać kwestii „miesięcznic smoleńskich” i odnoszących się do nich kontrmanifestacji. Czym jest bowiem miesięcznica? W historii Polski było szereg dramatycznych wydarzeń, żegnaliśmy nie jednego bohatera narodowego. Nie zdarzyło się jednak by ktokolwiek kultywował ostentacyjnie żałobę po świętym Janie Pawle II, organizując „miesięcznice”. Podobnie dziwne byłyby miesięcznice „katyńskie”, miesięcznice „wołyńskie” czy „miesięcznice Powstania Warszawskiego. Miesięcznica „smoleńska” przypomina zapomniany sarmacki obrządek, w którym trup wołał o sprawiedliwość. W przypadku zbrodni morderstwa rodzina lub bliscy zabitego, zabierali jego zwłoki i wieźli do trybunału, by tam swą obecnością nieboszczyk „krzyczał” za sprawiedliwością, oczekując skazania mordercy. Jednakże hipoteza, że mamy tu do czynienia z rekonstrukcją sarmackiego obyczaju, jest być może słuszna, ale absurdalna. Po cóż dziś tak symbolicznie dopominać się o sprawiedliwość, skoro organa sprawiedliwości są w rekach „prawych i sprawiedliwych”. Są, chyba, inne formy dopingowania tzw Komisji Macierewicza czy dowodzonej przez pana Ziobro prokuratury.

Nie da się, przy najlepszych chęciach, uznać, że przed pałacem Prezydenckim ( zwanym Namiestnikowskim) odbywa się akt religijny. Takowy, zgodny z doktryną kościoła katolickiego, odbywa się w katedrze św. Jana. Nawet gdyby przyjąć, rzecz niemożliwą do obrony, wizję pana Kaczyńskiego wchodzącego na drabinkę by inicjować zbiorowe modły; to nie jest to akt religijny zgodny z zapisem art 195. Byłby takowym, gdyby pan Kaczyński zebrał 100 podpisów i dokonał formalnej rejestracji swojej sekty wyznaniowej i zawarł w doktrynie tejże sekty obrządek publicznych egzorcyzmów . Byłby to czyn bardzo pożyteczny, ułatwiłby życie nie tylko policji i prokuraturze, ale też innym obserwatorom życia publicznego. Bonusem dodatkowym byłaby możliwość sprowadzania bez cła i akcyzy limuzyn dla sekciarskich dostojników. Zarejestrowanie sekty nie przeszkodziłoby w życiu politycznym; na świecie i w historii nie brak przykładów sukcesów partii budowanych na bazie kościołów czy innych związków wyznaniowych.

Z niezrozumiałych, dla mnie, powodów pan Kaczyński nie chce  zarejestrować swojej sekty; tworząc logiczną lukę w postrzeganiu znaczenia miesięcznic „smoleńskich”. Czym więc one są?

Od lat widoczne są pewne powtarzalne elementy. Pierwszym jest publiczne zaprezentowanie hierarchii ważności osób w partii. To zwyczaj starosowiecki: w zależności kto stał bliżej Genseka ( generalnego sekretarza partii komunistycznej) wiadomo było, komu się trzeba głębiej kłaniać. Drugim trwałym elementem jest czyn zwany przez złośliwych „arią atlety”. Wchodzi wówczas mały człowieczek na drabinkę i bluźni wszystkim, a w szczególności swoim politycznym przeciwnikom. Bluźnienie nie ma jeszcze formy tak wyszukanej jak tzw. wiązanka wawerska czy praska, ale dąży w tym kierunku. Zresztą sam tego nie rozumiem, dlaczego grzeczniejsze ma być nazwanie kogoś mordercą i zdrajcą, niż po prostu ch...czy k...Jedno i drugie jest świadomą, złośliwą obrazą. Wolność bluźnienia i defekacji też jest naturalnym prawem człowieka; jednak z szacunku dla innych ludzi, jedno i drugie robić się powinno w odosobnieniu. Wymyślono też takie instytucje jak Hyde Park czy Sejm, gdzie chętni mogą sobie, publicznie i wzajemnie, nawyzywać. Ale prawo  nie powinno tolerować sytuacji pt: „mówi dziad do obrazu”, w której obrażony obraz nie ma prawa nawet odpowiedzieć  dziadowi. Trzecim elementem miesięcznic jest patriotyczny anturaż, wyrażany kolorami flag, godłami i asystą wojskową.

Tu rodzi się skojarzenie z wierszem K.I. Gałczyńskiego „Na pewnego Polaka”

Patrz, Kościuszko, na nas z nieba! —
raz Polak skandował
i popatrzył nań Kościuszko,
i się zwymiotował.

Miejmy tylko nadzieję, że wymiotujący z wyżyn niebios Naczelnik nie zostanie oskarżony za naruszenie art 195 kk.

W każdym razie obrządek miesięcznic nie mieści się w ramach rytuałów jakiegokolwiek zarejestrowanego w Polsce związku wyznaniowego. Jeśli nie zostanie sformalizowana sekta smoleńska, prokuratura będzie musiała wznieść się wysoko ponad swoje intelektualne możliwości by dowieść, że przy okazji miesięcznic ktoś złośliwie przeszkadzał w wykonywaniu aktu religijnego

Nie oznacza to jednak, że jestem zwolennikiem robienia kontrmanifestacji. Przeciwnie: akceptuję rzeczywistość taką jaka jest. Jest wielu ludzi, którzy czują potrzebę pokrzyczenia sobie w miejscach publicznych i niech to robią w ramach samozadowolenia. Jeśli nie istnieje możliwość dialogu, to po co wchodzić w dyskusję. Bez zadęcia kontrmanifestacji za jakiś czas tylko znudzony turysta zwróciłby uwagę na posiwiałych staruszków, po raz 666-ty  deklarujących, że są już coraz bliżej prawdy.

A nam pozostanie cierpliwie i nie ostentacyjnie modlić się o normalność, choćby słowami Gałczyńskiego z „Modlitwy Króla Heroda”:

Żeby żaden łotr lub dureń nie bredził o wojnie,
a polski mózg żeby przestał być mistycznym kalafiorem;
żeby mężczyźni mogli pracować spokojnie,
a kobiety gadać długo i bez sensu wieczorem.

Żeby kule były na zające
i tylko do sznyclów noże.
O te rzeczy wznoszę ramiona uparte i modły gorące,
o te rzeczy modlę się, Bracie Boże.

dla cz.info.pl Jarosław Kapsa