Pamięć rodzinna, pamięć plemienna

Pan Młody: Myśmy wszystko zapomnieli; mego dziadka piła rżnęli...myśmy wszystko zapomnieli. Gospodarz: Mego ojca gdzieś zadźgali, gdzieś zatłukli, spopychali, kijakami, motykami; krwawiącego przez lód gnali...Myśmy wszystko zapomnieli.
/ St. Wyspiański „Wesele”/

Dramat Wyspiańskiego wystawiony został w Krakowie w marcu 1901; oparty był na weselu Lucjana Rydla z córką wójta Bronowic Jadwigą Mikołajczykowówną, które odbyło się 20 listopada  1900 r. Daty i okoliczności w tym wypadku są istotne. Słowa Pana Młodego (Lucjana Rydla) i Gospodarza (Włodzimierza Tetmajera) odnoszą się do tragicznych wydarzeń lutego i marca 1846 r, chłopskiej rebelii kierowanej przez Jakuba Szelę.

Rebelię od wesela dzieli okres niespełna 55 lat.

Obchodzimy teraz 70 rocznicę zbrodni wołyńskich. Jeśli więc teraz, po 70 latach „krew woła o pamięć” i wymaga uchwały Sejmu, to i z głębszą empatią wysłuchajmy Tetmajera.

Posłuchajmy relacji o wydarzeniach w podtarnowskich Siedliskach. Tam, 20 lutego 1846 r , w dworze Boguszów odbywały się uroczystości rodzinne, które zaborcza władza austriacka odebrała jako konspiracyjne przygotowania do powstania. Podburzeni chłopi prowadzeni przez Jakuba Szelę ruszyli na Siedliska. Po drodze w karczmie zamordowano Wiktoryna Bogusza, przy okazji za pomocą szyny żelaznej zabito stającego w jego obronie karczmarza Żyda Herscha Titenfassa. Idąc dalej na dwór rebelianci po drodze zabili  Antoniego Pleszczyńskiego. Zabierzowskiego, Podhoreckiego... W dworze w Gorzejowej udusili w łóżku chorego Feliksa Gumińskiego. W Siedliskach 86-letniego Stanisława Bogusza cięli szablami w głowę i porzucili konającego na dziedzińcu. 18 letniego Włodzimierza Bogusza „zatłukli cepami” , a Tytusa Bogusza „kłując widłami, przebili wnętrzności”. Zarąbano siekierami ekonoma Jana Stradowskiego i jego siostrzeńca.  Żonę zabitego Apolonię Bogusz wraz z czterema córkami Szela uwięził w swojej chałupie, planując zaślubiny syna z 10-letnią Zosią Boguszówną. Cudem, biedne kobiety zostały uratowane przez austriackiego oficera.

Napad na Siedliska był początkiem zbrodniczej rebelii, w czasie której spalono 500 dworów, mordując w okrutny sposób ponad 2 tys ludzi. 

„Myśmy wszystko zapomnieli....” Moja rodzina, od strony matki pochodzi z galicyjskiej wsi Uście Solne pod Bochnią. Być może wśród swoich chłopskich przodków miałem morderców z czasów „szelowszczyzny”. Jeszcze w końcu XIX w. w Uściu Solnym modlono się by „dobry Cesarz Franciszek Józef” obronił nas przed zemstą Polaków, którzy wrócą, zemszczą się za Szele i przywrócą pańszczyznę.

Wołyń to także moja rodzinna historia. Dziadek Wacław ( Kapsa, Kabza, Kobza w zależności od wieku różnie się jego nazwisko pisało), z Działoszyc wyruszył na wojnę, stając się wachmistrzem w pułku Ułanów Krechowieckich. W nagrodę za walkę z bolszewikiem dostał 12 ha na Wołyniu i jako osadnik wojskowy tworzył Osadę Krechowiecką na rozparcelowanym rosyjskim poligonie pod Równem.  Gdy przyszła wojna, po 17 września 1939 r,  osadę zniszczyli Sowieci, a osadnicy stali się ofiarami zsyłek na Sybir. Dziadek Wacław przezornie uciekł przed bolszewikiem i w rodzinnych Działoszycach współtworzył ZWZ. Dzieci rozlokował gdzie mógł ( a miał 4 synów i córkę), na „ojcowiźnie” pod Równem został najstarszy Zdzisław. On też był świadkiem tragedii, które dziś nazywamy zbrodniami wołyńskimi. Widział rzeczy przerażające, pomordowane dzieci, kobiety, starców...Wstąpił do tworzonej przez AK polskiej samoobrony, potem gdy weszli Sowieci  służył w Batalionie Istrebitielnym, a następnie w Korpusie Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Służąc w KBW walczył z UPA na terenie Bieszczad.

Dodajmy do tego jeszcze losy męża cioci Jasi Mariana z Dobromila. Ojca wujka Mariana wzięli w czasie kampanii wrześniowej do niewoli i pojechał do łagru na Sybir. Wyszedł z armią Andersa, syn go odnalazł dopiero w latach 70-tych w Anglii. Marianowi i jego matce pomagała zaprzyjaźniona rodzina żydowska, którą zamordowali Niemcy. Potem był świadkiem rzezi dokonywanej na Polakach przez oddziały UPA ( ocaliła ich pomoc ukraińskich sąsiadów).

Takie są historie rodzinne; podobne odnajdziemy w wielu polskich domach. „Skrawione ziemie” - tytuł książki T. Snydera  najlepiej oddaje losy ziem podolskich i wołyńskich. Kto chce szukać prawdy, znajdzie ją w „Pożodze” Zofii Kossak (opowieść o Podolu w latach rewolucji 1919-1921), w wspomnieniach „wielkiego głodu” na Podolu po sowieckiej stronie, w opisie zbrodni w Winnicy pióra Józefa Mackiewicza, w wspomnieniach z „nieludzkiej ziemi” Józefa Czapskiego, w opisach Odojewskiego, w licznych – dziś szczególnie – głośno  przypominanych relacjach ze zbrodni popełnianych przez ukraińskich nacjonalistów. Nie da się jednej zbrodni zasłonić inną... był tu ciąg tragedii „o znamionach ludobójstwa”.

Można to dostrzec, gdy analizujemy, kto dokonał zbrodni na Wołyniu w lipcu 1943 r. Oddziały OUN tzw frakcji Bandery (sam Bandera w tym czasie uwięziony był w hitlerowskim obozie koncentracyjnym) tworzone były w znacznej części przez byłych ukraińskich policjantów i żołnierzy formacji pomocniczych współpracujących z Niemcami.. Wiosną 1943 r, gdy oczywistą wydawała się klęska Hitlera, część ukraińskich żołnierzy z tych formacji zdezerterowała, rozpoczynając desperacka walkę z wszystkimi „wrogami”: z Niemcami, z Sowietami, z Polakami...O tym rodowodzie warto pamiętać, bo służba Niemcom demoralizowała. Formacje ukraińskie kierowano do likwidacji gett żydowskich, z nich rekrutowano strażników w obozach koncentracyjnych.

Hitler planując „ostateczne rozwiązanie”, zagładę Żydów mówił o „ormianizacji”. W ten sposób, nie nazywając zbrodni po imieniu, nawiązał, do masowych „czystek etnicznych” prowadzonych przez Turków w czasie I wojny światowej. Przykład turecki przywoływał często, wskazując, że „zwycięskich” sprawców ludobójstwa 1,5 mln Ormian „nikt nie sądzi”. Ukraińscy nacjonaliści  decydując się na ludobójstwo Polaków, wychowani byli przez Holocaust. Widzieli, że ideologia usprawiedliwia najgorsze zbrodnie, że świat nie reaguje na ludobójstwo, że jest to skuteczny sposób  rozwiązywania problemów „narodowościowych” Rzec można „ostateczne rozwiązywanie”. Skoro Hitler „wielki i mądry człowiek” widział historyczną misję Niemców w „uwolnieniu Europy od Żydów”, skoro Stalin „wielki i mądry człowiek” poprzez ludobójstwo likwidował klasy przez historię „skazane na zagładę”, to dla nacjonalistów ukraińskich historyczną misją było „uwolnienie” Wołynia, Podola i wschodniej Galicji od Polaków.

Robili to naśladując Niemców i Sowietów, przy nawiązaniu do ludowych tradycji „szelowszczyzny” i innych chłopskich rebelii.

Najtrudniej mając w pamięci „dziada rżniętego piłą” wyrzec słowa „myśmy wszystko zapomnieli”.

Ale, choć brzmi to paradoksalnie, trudniej było takie słowa wyrzec Tetmajerowi (Gospodarzowi z „Wesela”) niż nam wobec Ukraińców. 55 lat po rebelii Szeli Galicja w sensie społecznym nie uległa większym przemianom. Nie tylko na bronowickim  weselu, ale na jarmarkach i odpustach ,w karczmach i w szkołach, spotykały się dzieci ofiar i dzieci katów.

Nie da się tego samego powiedzieć  o społeczności współczesnej Polski, a tym bardziej współczesnej Ukrainy. Stalin planował dla Ukraińców z z terenu dawnej Rzeczpospolitej to samo, co uczynił z Czeczeńcami i Tatarami Krymskimi; deportacje całego narodu na Syberię. Tylko problemy techniczne uniemożliwiły mu dokonanie tego. Wywieziono lub zmuszono do wychodźctwa ok 3 mln Ukraińców z naszych kresów wschodnich. Podejrzenie o przynależność lub sympatyzowanie z OUN traktowane były przez Sowietów jako akt zdrady, za który w najlepszym wypadku groził łagier. Przez tego typu zbrodniczą „inżynierię społeczną” większa część współczesnych mieszkańców Galicji Wschodniej i Wołynia to potomkowie przyjezdnych z wschodniej Ukrainy lub Rosji. Dla nich dziwnym byłoby przepraszać za zbrodnie, z którymi nigdy nie mieli do czynienia.

Dla tej mniejszości, która nosi w sercu pamięć o walce Ukraińców o własne państwo, zbrodnie wołyńskie to trudny temat. W ich historiach rodzinnych wspomnienia z 1943 r przesłonięte są pamięcią o dramatach morderstw i zsyłek na Sybir popełnionych przez Sowietów w imię walki z „nacjonalizmem galicyjskim”.

Każda rodzina i każdy naród w Europie Środkowej nosi w sobie traumę wynikająca z doświadczeń historii. Mówi się: „prawda nas wyzwoli”. Potem w imię tej prawdy kultywuje się pamięć o stosach wyłupanych przez chorwackich ustaszów oczu, o rzędach Serbów nabijanych przez bośniackich muzułmanów na pale...I w imię tej prawdy dochodzi się sprawiedliwości mordując pod Dubrownikiem Chorwatów, a w Serebnicy Bośniaków.

Prawda, która łaknie zbrodni jako sprawiedliwości, nie wyzwala lecz prowadzi do kolejnego piekła. Szukając prawdy, trzeba umieć wypowiedzieć słowa „ i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy”.

dla cz.info.pl Jarosław Kapsa