Dokąd zmierzają nasze szkoły?

Sytuacja, nie tylko w częstochowskim szkolnictwie, jest zła. Ale czy proponowane przez nową władzę zmiany w częstochowskiej oświacie,  to na pewno dobre wyjście, czy tylko droga na skróty?

Krzysztof Matyjaszczyk, jeszcze jako kandydat na prezydenta, w swojej deklaracji programowej mówił o pogarszającej się kondycji częstochowskiej edukacji.

Przekonując mieszkańców do głosowania na siebie, deklarował konieczność doinwestowania sieci szkół podstawowych, gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych oraz potrzebę wzmocnienia roli szkół zawodowych poprzez odtworzenie systemu kształcenia zawodowego - również pod kątem potrzeb lokalnego rynku pracy. Czy takie zmiany, które prezydent dziś proponuje częstochowskim szkołom, czyli uczniom, nauczycielom oraz rodzicom, były zawarte w hasłach wyborczych?

Przedstawione propozycje budzą wiele emocji zarówno wśród nauczycieli, jak i  rodziców uczniów. Pierwsi obawiają się bowiem utraty liczby godzin, drudzy natomiast boją się o przyszłość swoich dzieci.
Pierwszy pomysł, dotyczący zmian w liceach, w których na jedno miejsce jest zazwyczaj kilku chętnych, wywołuje najwięcej kontrowersji wśród grona pedagogicznego. Nauczyciele nie rozumieją, dlaczego także ich placówki mają zostać objęte zmianami. Kształcą one bowiem na najwyższym poziomie, zapewniając swoim uczniom bezproblemowe dostanie się na najbardziej renomowane polskie uczelnie.

Ograniczenie liczby klas w takich placówkach może spowodować elitarność tych szkół a tym samym poziom wykształcenia pokolenia młodych częstochowian wyraźnie może się obniżyć. Obawy budzi też fakt, iż wraz z ograniczeniem liczby pierwszych klas w ogólniakach, nie rośnie jednak wprost proporcjonalnie ich liczba w technikach i liceach zawodowych. W związku z powyższym należałoby automatycznie zwiększyć liczbę klas w szkołach technicznych.

Przekształcenie szkół podstawowych w filie innych szkół niepokoi z kolei zwłaszcza nauczycieli. Z mapy Częstochowy znikną bowiem szkoły o długoletnich tradycjach – ich budowana przez wiele lat tożsamość zostanie zniszczona, a to z pewnością nie wpłynie dobrze na samopoczucie uczęszczających do nich dzieci. Szkoła – zamiast być miejscem przyjaznym – może stać się dla nich wrogiem. Sytuacja taka może więc wtedy wpłynąć niekorzystnie nie tylko na dzieci uczące się w filii, lecz także w głównej placówce.

Dziś, mówiąc o współczesnej oświacie, podkreśla się zwiększenie autonomii szkół i kompetencji ich dyrektorów. Zmiany zmierzają do umożliwienia dyrektorom prowadzenia niezależnej i spójnej polityki kadrowej, decydowania o organizacji pracy szkoły, programach nauczania i realizacji budżetu. Wzrasta także rola rodziców uczniów.

Na szczęście wiążące decyzje w tych sprawach musi podjąć jeszcze Rada Miasta. Nowy naczelnik Wydziału Oświaty Urzędu Miasta mówi, że kiedy będzie miał poparcie Rady dla swoich pomysłów, zorganizuje konsultacje społeczne, aby przekonać do rozwiązań wszystkich zainteresowanych. Dopiero po tych konsultacjach pod głosowanie będzie poddana uchwała, która dotyczyć będzie ostatecznego przekształcenia wyżej wymienionych szkół.

cz.info.pl