HIERONIM - mnie Polsat, ani TVN nie rajcuje

Z Hieronimem, starszym, kolorowym panem, z siwą długą brodą i nieodłączną laską, osobowością i ikoną częstochowskich klubów muzycznych rozmawiamy przy czerwonym, wytrawnym winie w mieszkaniu częstochowskiego artysty plastyka.

Skąd wziął się Hieronim?
Najpierw była broda, później Hieronim. Mam tylko 1 zdjęcie bez brody, mam na nim 16 lat. Raz tylko, gdy poszedłem zrobić zdjęcie do legitymacji wojskowej nieco wygoliłem brodę. Na środku zostawiłem przeciąg.

Skąd wziął się Hieronim? - trudno to określić. Na pewno mam awersję do swojego, zapisanego urzędowo w papierach imienia.

hiero-08
hiero-07
hiero-06
hiero-05
hiero-04
hiero-03
hiero-02
hiero-01

Indywidualność Częstochowy –
Jestem rodowitym „częstochowiakiem”. Urodziłem się w 1947 roku, młodość spędziłem na ulicy Stawowej. W domu było nas czworo rodzeństwa. Gdy u mamy zbierał się babski comber, ja bawiąc się klockami, zawsze się wtrącałem, zawsze miałem coś do powiedzenia. Wówczas bywalczynie naszego domu twierdziły, że nie będę przeciętną jednostką.

I nie jesteś... Twój wygląd przyciąga uwagę. Masz jakiegoś stylistę ….?
W latach 60-tych mój fryzjer targnął się na swoje życie, więc zacząłem się ubierać stosownie do fryzury. Bo ja chodzę w garderobie, a nie w ciuchach.  Już w podstawówce mama kolegi zachwycała się moimi wypastowanymi butami, w lustrze czubków moich butów mogłem się uczesać. A mankiety swetrów musiały być idealnie symetryczne. Zawsze byłem szczupły, ale, że moja mama była krawcową nie miałem problemu ze strojami. Już w szkole podstawowej szyła mi koszule z żabotem. Później miałem swojego krawca od spodni, osobnego od marynarek, jeszcze inny szył mi jesionki, które w latach 60-tych nosiłem do kostek. Miałem też dziewiarza od swetrów - takich do kolan. Ubierałem się też w komisach, a mama przerabiała mi koszule z guzików na zamki, bo wszystko musiało być bardzo dopasowane.

Kiedy nastały czasy hipisów często mnie z nimi utożsamiano. Mój wygląd przysparzał mi samych problemów. Co rusz legitymowano mnie i traktowano jako jednostkę niepasującą do ogółu - „jedynie słusznego modelu” obywatela. Ale ja nigdy nie byłem zaangażowany duchowo w tą ideologię. Miałem cała masę różnych zawirowań i czas tak wypełniony, że nie miałem na to czasu. Pracując fizycznie w Niemczech czy Austrii potrafiłem w ciągu dnia roboczego przebrać się trzy razy dziennie. Robiłem to na okoliczność niechlujności moich fabrycznych współtowarzyszy. Żeby poprawić sobie psychę.

Obecnie zdemolowałem kilka Second Hand'ów , ale niewiele jest już w nich rzeczy godnych zainteresowania. Pewnie dlatego, że mam 120 koszul wypranych i czekających na okazję oraz cała masaoczekujących wyprasowania.

Moje „strojenie się” wynika też z prostej chęci, żeby idący z naprzeciwka młodzieńcy, znajomi mieli przyjemność powiedzieć mi „dzień dobry” ... niestety - dziś mało ludzi zwraca uwagę na drugiego człowieka, dlatego nie tylko moda na tym traci...

Ponoć 14 lutego 2012 roku miałeś zgolić brodę?
Tak mi się zdawało...To dzień moich urodzin, osiągnąłem wtedy wiek emerytalny. Skrócić, o zgoleniu nie było mowy. Poza tym odpowiedziałem wstępnie pozytywnie na sugestie mojej żony.

Ale tak się nie stało, może dlatego, że nikt by mnie na ulicy nie rozpoznał, a może dlatego, że dla „częstochowiaków” i pozytywnych częstochowian moja broda - to ja,  jestem dla nich ważniejszy i ciekawszy niż ten lew i kruk w godle.

Hieronim i jego laski...
Inwestor wiózł mnie na koncert „Oj tam” do Cafe Belg. Wysiadłem z samochodu i poczułem zderzak na nogawce. Poleciałem 5 metrów w górę i 15 do przodu. Od tego wypadku chodzę z laską. To już kolejna. Poprzednie „zostawiłem” na niesfornych mięśniakach. Czasem chciałbym nosić taką jaką miał mój ojciec, ze srebrną główką, ale jak bym się urwała, to gdzie bym szukał głowy...? Teraz mam już mniej animuszu, ale na koncertach czy dyskotekach, laska służy mi za najlepszą partnerkę na parkiecie.

Koncerty to pasja, czy sposób na życie?
W czasach mojej młodości nie było czym pieścić uszu. Lekcję odrabiałem przy radio Luxemburg oraz radiowej Trójki, bo tylko tam można było słuchać dobrej muzyki. Zdawało mi się, że dobrze zapisuję w nutach to, co słyszę. W Częstochowie na koncerty chodzę od 6 lat. Wcześniej grałem, byłem za granicą. Gdy wróciłem okazało się, że mój rocznik się wykruszył, albo nie ma ochoty wychodzić z domu, a mnie Polsat, ani TVN nie rajcuje.

Więc muzyka, ale jaka?
Higieniczna. Życie bym oddał za jazz, za bluesa. Teraz idąc na koncerty, idę, aby odkazić sobie uszy. Będąc dzieckiem chodziłem na wszystkie koncerty muzyki „poważnej”. Później zamotałem się w Klubie „Paradoks”. Poza Paradoksem w ASK. Następnie Carpe Diem. Zadomowiłem się tam na parę lat, kosztowało mnie to dużo zdrowia, żeby tych, którzy uczestniczyli w tamtejszych imprezach przyzwyczaić do siebie, wychować.

Obecnie „konsumujesz” muzyków...
Kolebką tego wszystkiego był Klub Muzyczny Zero. W „pierwszym” i „drugim” Zero byłem zaangażowany w przygotowanie sali do koncertu, a ci wykonawcy, którzy już z niejednego pieca chleb jedli, nie spotkali do tej pory takiego starucha jak ja, z takim potencjałem. Mam doskonały kontakt ze wszystkimi muzykami, którzy są w zasięgu. Mam możliwość obcowania z nimi na zapleczu i odbierania ich nie jako wykonawców, ale jako ludzi. Wówczas ważny jest dla mnie ubiór, słownictwo przynależne do subkultury. To poszło w Polskę. Dzięki tym muzykom wyszedłem nieco poza Częstochowę. Np. Rogucki przybywając na koncert szukał mnie. To bardzo miłe i nawet nie przypuszczałem, że to ma taki zasięg. Mam taki sławetny zeszyt, w którym archiwizuje to, co się dzieje. Tam osobiście wpisują mi się muzycy. Wówczas uważam, że dają coś od siebie, cząstkę siebie.

{gallery}hiero-2-id-4739{/gallery}

Czy Hieronim grał w jakiejś kapeli?
W kilkunastu różnych. Zaczęło się na „1 Maja”,  od orkiestry dętej, tamtaramtam ….., jako dobosz. Ś.p. prof. Stępniewski dawał mi pierwsze lekcję na werbelku z nut. Później jak mi ręce nieco podrosły grałem na talerzach przy bębniarzu. Od razu pociągnęło mnie w tę stronę, ale ci, z którymi grałem byli za słabi, żeby się rozwijać. Dlatego też nie poszedłem w inna stronę i kierując się korzyściami finansowymi grałem w knajpach, na weselach, zabawach - chałturzyłem po prostu. Grałem początkowo „wczesne” disco-polo, prozaicznie muzyka dostosowana do poziomu i potrzeb odbiorcy. Dwa razy popełniłem małżeństwo. Granie skończyło się po pierwszym. Sprzedałem sprzęt i do drugiego małżeństwa nie wniosłem już sprzętu... muzycznego...

Koncerty to również alkohol...
Cóż... czasami lubię zwyczajnie nie odmówić... Dla przykładu, nikt z kolegów moich  poprzednich składów nie żyje - bo nie umieli pić... nie po polsku. Ja umiałem...

Czy „abstynencja" ma związek z religią?
W wieku 13 lat miałem niemiłą przygodę z duchownym, ze względu na sposób prowadzenia spowiedzi. To mną wstrząsnęło. Byłem sfrustrowany i odszedłem od kościoła.  Obecnie odbieram liturgie oraz święta zmysłami, nie żołądkiem. Jak mam czas, na dobranoc przesłuchuje wszystkie stacje kościelne. Jak mogłem wygramolić się z wyra to wieczorami słuchałem „rozmów niedokończonych” w radiu „rydzykownym”. Byłem sfrustrowany, wstrząśnięty, a teraz mam „święty” spokój...

Dla cz.info.pl rozmawiała Karina Balska, fot: Gosia Kozakowska i Zbyszek Milka